-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstawajcie! Zniadanie gotowe!
Dzieci wygramoliły się spod fartucha wyspane i głodne. Zniadanie było wyborne. Wszyscy
się posilili i już mieli ruszyć w drogę, gdy dziewczynki spostrzegły, że nie ma kotka. Jagódka
się rozpłakała, a Bogunia powiedziała:
Spał razem z nami, a teraz go nie ma.
Sławek podszedł do sprawy po męsku:
Wielka rzecz, co tam kot; uciekł, bo chciał wrócić do swojej rodziny. Nie płacz Jagódko,
przecież masz w domu Mruczka. Chodzmy prędzej do mamy.
Ruszyli w dalszą drogę i wkrótce dzieci zapomniały o kocie. Przodem szła Czar-Baba roz-
garniając gęste, nieraz kolczaste zarośla, potem dreptały dziewczynki, a pochód zamykał Sła-
wek. Chłopiec uznał, że powinien być tylną strażą chroniącą orszak przed niespodziewanym
niebezpieczeństwem. Niebawem jednak dziewczynki zaczęły pochlipywać i skarżyć się, że
bolą je nóżki. Czar-Baba znów je niosła, a gdy już minęli te dzikie ostępy, postanowiła odpo-
cząć. Dzieci zasnęły strudzone, a ona znów czuwała. Gdy południe minęło obudziła dzieci i
szli dalej, już nie odpoczywając. I tak dotarli zdrożeni, ale szczęśliwi na skraj lasu.
Ukazała się chatka, rzeczka, jezioro, szuwary i trzy białe czaple dumające na brzegu.
Patrzcie, to jest nasz dom szepnął Sławek, który był na tyle duży, aby mógł odczuć
wzruszające piękno tej chwili.
Na progu siedziała ich matka. Umęczona czuwaniem spała. Ale z komina unosił się dym, a
w oknie powiewała na wietrze firanka.
Dzieci puściły się biegiem przez łąkę krzycząc ile sił:
Mamusiu, mamusiu! Rzuciły się matce na szyję szczebiocząc jedno przez drugie:
I był król mamusiu, i żółwie, ale umarł, a jeden pan bardzo krzyczał na babunię i chciał
nas złapać, ale uciekliśmy łódką, a król miał prawdziwą koronę, babunia tupnęła i król tupnął,
i mieliśmy kotka, ale uciekł, ale to nic...
Jowita nic nie mówiła, o nic nie pytała, tylko z oczu jej ciekły nieprzerwanie strużki łez, a
ręce przygarniały i przytulały do piersi odzyskaną gromadkę. Po długiej chwili wykrztusiła
zdławionym głosem:
TatuÅ› zaraz przyjedzie i... obiad gotowy...
Czar-Baba uśmiechnęła się, otarła fartuchem oczy i ruszyła do swego leśnego domku. A
białe czaple wzleciały i krążyły nad jeziorem, nad chatką, nad łąką niby jasne obłoczki gnane
powiewami wiatru.
30
Ostatni rozdział
Podczas gdy w domu Jowity nastały dni radości i szczęścia, Czar-Baba nie mogła zaznać
spokoju. Ciągle wracała myślą do podziemnego kraju. Co się teraz tam dzieje? Czy Tomira
zdołała przeprowadzić swe plany? A może Gnom stał się jeszcze okrutniejszy, gdy mu się nie
powiodło? Wreszcie Czar-Baba postanowiła dowiedzieć się czegoś na miejscu, bo znała prze-
cież wejście do Podziemia. Znów przemierzyła drogę do serca puszczy. Gdy się zbliżała do
podziemnego kraju, spostrzegła kryjącego się w zaroślach człowieka. Podeszła bliżej i roz-
garnęła krzaki. Spojrzały na nią zalęknione oczy, ale już w sekundę potem człowiek ów zaczął
się śmiać i ściskać jej ręce.
Minister od dnia i nocy! wykrzyknęła Czar-Baba uradowana.
Tak, to ja! Z daleka nie poznałem pani, tak się cieszę, że panią widzę!
I ja siÄ™ cieszÄ™. Co siÄ™ u was dzieje i co pan robi w lesie?
Ach, u nas wszystko jak najlepiej. Pani prezydentowa miała ze swym mężem tak głośną
sprzeczkę, że wszyscy w pałacu ją słyszeli cha, cha, cha! Potem Gnom zamknął się w swych
pokojach i powiedział: Róbcie, co chcecie, nic mnie już nie obchodzi! . Wypuszczono więk-
szość więzniów i obrano nowego króla.
Kto nim został?
Taki młody Roch, pani go chyba nie zna. To rozumny i bardzo dobry młodzieniec. Zaraz
zaopiekował się swym dziadkiem, staruszkiem, którego przyprowadzono z Lochów. A była
też sensacja: przyniesiono z Lochów starego człowieka z łodzią, do której był przykuty za- [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl