• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    95
    gang (z niem.)  chód zegara
    68
    rzyć. Kiedy sędzia zajechał przed ganek, zdawało mu się, że ledwie jedna noc upłynęła od
    chwili, kiedy tu w interesie pana Mateusza przyjeżdżał: tak dalece wszystko było toż same.
    Wysiadł i spytał o panią, Jan wprowadził go poważnie do pokoju i drzwi za nim zamknął.
    Pani Dorota powitała go jak starą znajomość ze wszelką przyzwoitością i ceremoniami. Poda-
    no kawę i sucharki, bo już było po obiedzie; nowe pokolenie piesków asystowało temu, a
    podkomorzyna jak dawniej nieustannie gderała na nie.
    Przekonawszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, sędzia wytoczył swoję sprawę i jak mógł
    najwyrazniej, najjaśniej, opisał zdradę pana Mateusza względem siebie, jego obchodzenie się
    z żoną, a nareszcie co przeciw temu uczynić zamierzał, aby Annę ocalić. Podkomorzyna słu-
    chała z atencją96, z powagą i z tak zimną krwią, jakby nic nie rozumiała.
     Jednak  dodała w końcu  pan Mateusz ocalił mnie z nieszczęścia.
     Miał w tym swój własny interes  odpowiedział sędzia  bo mu chodziło o zniszczenie
    zapisów, a do tego korzystając z nieszczęśliwego położenia Bałabanowicza odarł go do ko-
    szuli.
    Podkomorzyna, która zawsze miała jeszcze niejaką słabość dla swego eks-plenipotenta,
    bardziej się poruszyła tym przypomnieniem, niż wymównymi żalami nad losem Anny. Po-
    strzegł to sędzia i zręcznie z tego korzystał.
     Ten biedny Bałabanowicz  dodał  zostaje teraz z łaski jego w największej nędzy, a
    jednak zawsze życzliwy dla familii pani podkomorzyny czuwa nad losem Anny i on to mnie
    pierwszy namówił, abym się w to wdał.
     Poczciwy Bałabanosio!  odezwała się podkomorzyna  gdzie on jest?
     Ukrywa się niedaleko stąd  rzekł sędzia  oddał się bogobojności i postanowił resztę
    życia strawić na ustroniu na dobrych uczynkach!
    Podkomorzyna coraz bardziej się rozczulała, sędzia tymczasem docierał.
     Chodzi więc tylko  rzekł  aby pani podkomorzyna zerwała zupełnie z panem Mate-
    uszem i ogłosiła się za siostrzenicą.
     Poczciwy Bałabanosio!  szepnęła ze łzami pani Dorota  on to wszystko obmyślił, masz
    rację, sędzio!
     On tu niechybnie zgłosi się, ale potrzeba mu drzwi zamknąć przed nosem  dodał  tym-
    czasem zaś, uprzedzając jego zdrady, potrzeba podpisać ten obligowy zapis na imię Anny. Tu
    wydobył z kieszeni gotowy papier, podsunął kałamarz i pióro i, zwracając rozmowę na Bała-
    banowicza, naglił panią Dorotę.
     Bałabanowicz  rzekł  podał mi tę radę, potrzeba, abyś to pani uczyniła, i dopomogła
    nam do rozwodu, na który siostrzenica pani z serca się zgodzi, bo nie wiem jak dotąd w tej
    niewoli wytrzymać mogła.
    Oczarowana urokiem imienia Bałabanowicza podpisała eks-podkomorzyna i na wszystko
    się zgodziła; sędzia nie posiadał się z radości, wpakował papier do kieszeni i pod pretekstem
    zbliżającego się wieczoru pożegnał panią Dorotę, której jeszcze kilka razy powtórzył, aby
    dopiero nazajutrz rano wydała rozkaz niedopuszczania pana Mateusza do siebie.
    Pewien już, że reszta równie pomyślnie pójdzie sędzia wsiadł na bryczkę i pospieszył
    oznajmić panu Teodorowi, że wszystko jest gotowe.
    W niewypowiedzianej niespokojności oczekiwał sędziego pan Teodor: chodził, wyglądał
    oknem, wysyłał ludzi na drogi, starą rozsuwał perspektywę, a gdy się ściemniło wyprawił z
    pochodniami na drogę do Złotej Woli, z tej strony spodziewając się sędziego. Nareszcie uka-
    zała się jego bryczka w dziedzińcu, a Teodor spotkał przybywającego na schodkach zapyta-
    niem:
     A cóż?
     Wszystko dobrze!
    96
    atencj a (z łac.)  uwaga
    69
     Chwałaż Bogu!
     Anna wie?
     Wie, i zgadza się na wszystko.
     Ciotka?
     Podpisała i zezwoliła.
     Więc jedziemy?
     Trzeba się tak wyrachować, abyś tam stanął, gdy się wszyscy pośpią. Jak najciszej pod-
    jedziesz pod ogród, a sam pieszo udasz się do Anny, która pewnie czekać będzie... Jak tylko
    wsadzisz ją do powozu, rozkażesz jechać nie na miasteczko, ale na Gniły Bród: tam ślady
    znikną i dalej nie będą wiedzieli jak was gonić. Na tylnych kołach powozu uczepić trzeba
    wiązki chrustu, żeby na piasku ślady zacierały: inaczej pan Mateusz mógłby dogonić i Bóg
    wie, co by było. Przełożona bernardynek jest uprzedzona, prosto więc odwiezie ją Bałabano-
    wicz tam; waćpan jutro wrócisz tak jakby z polowania i umyślnie będziesz się pokazywał w
    sąsiedztwie, żeby cię nie posądzano.
    Pan Teodor podbiegł do zegaru.
     Pół do dziewiątej! stąd pól mili do Brzozówki, pan Mateusz kładzie się i zasypia zwykle
    o dziesiątej, mamy więc jeszcze godzinę czasu!
    Podano herbatę i spiskowi, dodając sobie odwagi rozprawiali.
     Gdzież, jest Bałabanowicz? spytał Teodor.
     Czeka na pół drogi. Oddawszy Annę jemu, powrócisz.
     Dobrze. Czy ma powóz?
     Wszystko co potrzeba; zapisy uczynione Annie ja sam wniosę do akt i postaram się o
    przyznanie ich przed aktami przez podkomorzynę.
    Pan Teodor spoglądał niespokojnie na zegar i bawił się pistoletami, które miał u pasa.
     Pan Mateusz nic się nie domyśla?
     Sądzę, że nic wcale; zostawił mnie sam na sam z żoną, gdym go łajać zaczął i pojechał
    na polowanie!
     Będzie miał dziś polowanie!  zawołał Ordęga  a jeśli mu się zamarzy przeszkodzić... to
     i wskazał na pistolety.
     Jednakże lepiej dla Anny i dla nas, jak najostrożniej tego dopełnić  rzekł sędzia  rzeczy
    mogą całkiem inny wziąć obrót, jeśli przyjdzie do wrzawy i strzałów. Daj Boże, aby się bez
    tego obeszło.
    Do wpół do dziesiątej rozprawiali tak niespokojni obaj, aż gdy miała bić wyznaczona go-
    dzina, porwał się pan Teodor, uściskał sędziego, który wracał natychmiast do domu, rzucił się
    w powóz i rozkazał ruszać.
    Noc była jakby naumyślnie chmurna i ciemna, gęsta mgła jesienna okrywała ziemię, po-
    wietrze wilgotne i ciężkie; niekiedy wiatr powionął chłodny i upadł, a po nim znowu nastę-
    powała cisza uroczysta jesieni. Zostawiony sam sobie Teodor palił się swymi myślami; cho-
    ciaż odważny doznawał mimowolnie jakiegoś uczucia niespokojności, które go dręczyło; rad
    był, prędzej niebezpieczną czynność dopełnić; zdawało mu się raz, że powóz toczy się za po-
    woli, że godzina wyznaczona upłynęła: to znów porwany przestrachem, którego nigdy jeszcze
    w życiu był nie doznał, lękał się końca, chciał go odsunąć.
    Przejeżdżając las usłyszał głos puszczyków i serce mu bić zaczęło. W tym lasku schodzili
    się oni z Anną, przypomniały mu się te chwile niebieskie i nabrał odwagi, którą znowu tracił
    myśląc o niebezpieczeństwach tej nocnej wycieczki. Wszystkie najgorsze tego wypadku na-
    stępstwa stawały mu na myśli, przypuszczał śmierć swoję, śmierć męża, walkę, itp.
    Nagle powóz się zatrzymał u bramy ogrodu i Teodor wyrwany myślom wyskoczył z niego
    mimowolnie się żegnając a zalecając ludziom jak najgłębsze milczenie. Wziąwszy pistolety i
    szablę wyłamał furtkę i wszedł do ogrodu. Tu zaszeleściały mu liście pod nogami i włosy
    stanęły kołem; nieprzytomny zbłądził w znajomym ogrodzie i zmuszony był usiąść na ławce,
    70
    żeby przyjść do siebie. Uspokoiwszy się wreszcie i rozpoznawszy, gdzie się znajdował,
    śmielej postąpił ku drzwiom szklanym pokoju Anny.
    Nie było światła, a Teodor łatwo dostrzegł, że je zostawiono półotwarte. Nie widząc świa-
    tła w żadnym oknie i zupełną spokojność wszędzie znajdując odwiódł kurki pistoletów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl