-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
koślawych kapci niż do łódek, ale z tej koślawej pary Szybowiec wybrał dzieło Mietka
Astronauty i w ten sposób Astronauci prowadzili 2:1.
Przy szalonym dopingu Krasnoludków rozpoczęła się czwarta konkurencja: wyścigi
w workach. Zorganizowana ona była w sposób następujący: z linii startowej wyruszyła
pierwsza para zawodników w kierunku linii mety odległej o 30 m. Tam czekała druga para,
której poszczególny zawodnik ruszał w kierunku linii startu, gdy jego partner-poprzednik
przekroczył linię mety. Po wykonaniu skaczącego zadania przez drugą parę ruszała para
trzecia, jako ostatnia zdążając od linii startowej do mety. Przebieg tej konkurencji był bardzo
dramatyczny. Początek zapowiadał zwycięstwo Astronautów . Ich reprezentant sadził
naprzód kangurzymi susami. Wydawało się patrzącym, że worek oplątujący mu nogi pomaga
mu w tych susach, a nie przeszkadza. Wyprzedził Bolka Krasnoludka chyba o osiem
metrów, tak że następny Astronauta (a był nim Adaś) już skakał z powrotem, gdy Bolek
Krasnoludek doskakiwał swoje ostatnie metry. Wśród widzów wrzało. Astronauci
triumfowali, gdyż Adaś jeszcze bardziej powiększył różnicę na korzyść swoich barw. Rozległ
się skandowany krzyk zwolenników Astronautów : Nie pod-ska-kuj Kra-sno-lud-ku . Le-
wą no-gę masz za krót-ką!
I w tym momencie wszystko nagle się zmieniło. Adaś potknął się i rymnął jak długi
orząc nosem murawę. Upadek był pechowy, nim się kontuzjowany pozbierał i podniósł, Ignaś
Krasnoludek dogonił go i wyprzedził. Tej straty nie odrobił już na ostatniej zmianie Rysiek
Astronauta . Józek Krasnoludek nie oddał mu ani metra.
Radość Krasnoludków nie miała granic. Wynik turnieju brzmiał 2:2. Astronauci
mieli niewyrazne miny.
- Tylko nasz pech dał wam ten remis - powiedział kąśliwie któryś.
Ostatnia konkurencja miała zadecydować o wyniku turnieju. Jej faworytem był Wiesio
Krasnoludek , trębacz nad trębacze.
Przed rozpoczęciem tej konkurencji nagle wśród Krasnoludków zawrzało. Biegli
hurmem do Szybowca , który właśnie obwieszczał rozpoczęcie turnieju trębaczy.
- Trębacze na staaart!
- Proszę pana! Proszę pana! - rozlegały się podniecone głosy. - Wieśkowi zginęła
trÄ…bka.
- Co takiego?
- Zginęła! - mówił Wiesiek głosem załamującym się z przejęcia. - Miałem ją tu... W
namiocie. Poszedłem teraz po nią... Nie ma...
- Gdzież się podziała?
- Nie wiem...
- Proszę pana - odezwał się oficjalnym tonem Andrzej, kapitan Astronautów - przed
chwilą wezwał pan zawodników do rozpoczęcia konkurencji. Nasz reprezentant jest gotów.
Stoi tu z trąbką. Reprezentant Krasnoludków jest wprawdzie obecny, ale z powodu braku
instrumentu nie może startować. Uważam, że konkurencję tę wygraliśmy walkowerem.
- Wygraliśmy! - ryknęli Astronauci i ich kibice.
- Spokój! - rzekł kategorycznie Szybowiec . - Sprawa wygląda bardzo podejrzanie.
Kto schował trąbkę Wiesiowi?
Odpowiedziała mu głucha cisza. W końcu odezwał się Olek, trębacz Astronautów :
- Przecież Wiesio może trąbić na naszej trąbce.
- Nie... - mówił ze łzami w oczach Wiesiek. - Ja potrafię grać tylko na swojej...
Wspaniała zabawa zmieniła się nagle w coś nieznośnego. Wydawało się, że jest parno
jak przed burzą. Wesoły turniej został przerwany. Goście rozchodzili się z uczuciem zawodu.
Krasnoludki złymi oczami patrzyli na Astronautów w uzasadnionym chyba przekonaniu,
że to wśród nich ukrywa się sprawca niesportowej afery.
- Skoro nikt z was nie ma nic do powiedzenia na temat trąbki, musimy przeszukać
teren - mówił na zarządzonym natychmiast apelu Szybowiec . - Przecież nie wyrosły jej
skrzydła. Nie odfrunęła. Musi się znalezć. Zbiórka w rzędzie.
Zatupotały nogi.
- W prawo zwrot. Odstęp dwa metry. Przeczeszemy teren, każdy krzaczek, każdy
dołek. Najpierw w obozie Astronautów , potem Krasnoludków . - To powiedziawszy
Szybowiec zagwizdał. Tyraliera ruszyła. Każdy z posuwających się powoli chłopców
przetrząsał wszystko, co spotkał na swej trasie. Odbywało się to w ciszy i napięciu. W ten
sposób grzebień najpierw przesuwał się przez obóz Astronautów . Terenu ubywało, a
trąbki jak nie było, tak nie było. Aż raptem z lewego skrzydła rozległ się krzyk:
- Jeest!
Mirek Krasnoludek stał na skraju lasu, już na łące przed rozgrzebaną kopką siana.
Wszyscy popędzili w jego stronę. Jacek trzymał w ręku trąbkę odwijając ją z ręcznika, w
który była Skręcona.
- Gdzie ona była? - padały pytania nadbiegających.
- Tu. W tej kopce. W ten ręcznik była okręcona - mówił z przejęciem Mirek.
- Pokaż mi ten ręcznik - powiedział urzędowo Szybowiec . - Przecież to ręcznik
któregoś z was. Zgodnie z zarządzeniem jest naznaczony. O! Tu jest monogram...
- Pan kierownik działa jak detektyw Tutam - powiedział z uznaniem któryś z
Krasnoludków . - A jakie litery ma ręcznik?
- J. K. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl