• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    niż im.
    Jan pomyślał przez chwilę, a potem zaczął z wolna, wiążąc z widocznym trudem w zda-
    nia myśli swe rozpierzchłe i niejasne uczucia:
    - Bylibyśmy sami... Przyszłaby długa noc i mróz, oh! zły mróz, który kąsa jak pies, a my
    bylibyśmy sami... Potem słońce by wzeszło, a ciebie by nie było. Stary Człowieku... Ada - tu
    obejrzał się na stojącą obok  kapłankę - Ada mówiła nam, że ty się znasz ze słońcem i jesz-
    cze z inną gwiazdą, większą od słońca, tajemniczą i czerniejącą czasem, a czasem jasną, którą
    ona widziała będąc z tobą tam, na północy... Mówiła, że ty stamtąd przyszedłeś i mówisz do
    tej gwiazdy, gdy ją zobaczysz, w świętym języku, tym, którym my musimy rozmawiać z to-
    bą... My się boimy, żebyś ty tam, na tę gwiazdę nie wrócił, bo - zostalibyśmy sami... Więc cię
    prosimy...
    - Tak, tak! prosimy cię! zostań z nami! - wołały karlice i karły kończąc zdanie Jana.
    Przez jakiś czas stałem w milczeniu, nie wiedząc zgoła, co mam odpowiedzieć. Męż-
    czyzni i kobiety zwarli się teraz ciasnym kręgiem dokoła mnie i wyciągali ręce, i prosili trwo-
    gą nabrzmiałym głosem:
    - Zostań z nami! zostań!...
    Czułem, że daremną rzeczą byłoby powtarzać im teraz to, co mówiłem tyle razy, iż ja je-
    stem zwyczajnym człowiekiem, nie obdarzonym zgoła żadnymi tajemniczymi siłami i tak
    samo, jak oni wszyscy, śmierci podległym. Nie wiedziałem, co robić, w uszach brzmiał mi
    tylko nieustanny, do jakiejś przeciągłej litanii podobny głos: Zostań z nami!
    Spojrzałem na Adę. Stała na uboczu w swym kapłańskim stroju, z ogromną powagą w
    całej postaci, ale zdawało mi się, że na jej ustach dostrzegam jakiś uśmiech - pół szyderczy,
    pół smętny...
    - Po coś ich tu przywiodła? - zapytałem. Uśmiechnęła się znowu i podniosła na mnie do-
    tÄ…d spuszczone ku ziemi oczy:
    - Wszak słyszysz, Stary Człowieku, czego chcą od ciebie.
    Dokoła brzmiało bez ustanku:
    - Zostań z nami!...
    Tego było mi już za wiele.
    - Nie! nie zostanÄ™! - krzyknÄ…Å‚em twardo. - Nie zostanÄ™, bo...
    I znowu nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Jakże im wytłumaczyć, że idę zobaczyć
    Ziemię, gwiazdę ogromną i jasną, za którą tęsknię, nie utwierdzając ich tym samym w mnie-
    maniu, że jestem nadprzyrodzoną istotą?...
    Dokoła mnie zrobiło się teraz cicho. Spojrzałem na nich i - kto by dał temu wiarę! - zo-
    baczyłem, że te karły płaczą na myśl, że ja ich opuszczę! Nie wołali już, nie prosili mnie, ale
    w ich załzawionych, we mnie utkwionych oczach przebijała się jakaś psia pokora i błaganie
    głośniejsze od krzyku.
    %7łal mi się ich zrobiło.
    - Odejdę od was - rzekłem już łagodniej - ale nie teraz jeszcze... Możecie spać spokojnie!
    Usłyszałem coś jakby westchnienie ulgi z kilkudziesięciu piersi.
    - A gdy kiedyś udam się w podróż - dodałem tknięty nagłą myślą - w podróż tam ku pół-
    nocy, gdzie świeci gwiazda najpiękniejsza, o której słyszeliście ode mnie i od Ady, wtedy
    91
    wezmę i was ze sobą, abyście ją zobaczyli i mogli pózniej opowiadać swym dzieciom i wnu-
    kom...
    - Wielki jesteś. Stary Człowieku! wielki i łaskawy! -odpowiedziały mi liczne i radosne
    głosy. - Nie odchodz tylko od nas na tę gwiazdę, o której mówisz!
    - Gdybym mógł odejść! - westchnąłem mimo woli - ale, niestety, jestem tylko człowie-
    kiem, takim jak wy...
    W grupie karłów powstał ruch i ożywienie. Poglądali po sobie i zdawało mi się, że na
    szerokich ustach dostrzegam coś podobnego do chytrego uśmiechu porozumienia, który mó-
    wił: Wiemy już, wiemy! Ada nam mówiła, że Stary Człowiek z jakiejś niewytłumaczonej
    przyczyny nie chce, żebyśmy wiedzieli, iż on jest... Starym Człowiekiem.
    Ogarniało mnie znowu zniechęcenie; odwróciłem się i wszedłem do izby. Przed domem
    powstał gwar - widziałem przez okno, jak wszyscy kupili się koło Ady, która coś rozprawiała
    żywo, zapewne o mnie i o mojej nadprzyrodzoności.
    Obecnie jest już blisko zachodu słońca i księżycowy ludek rozszedł się już od dawna po
    domkach, poprzylepianych do kamiennych brzegów ciepłych stawów, ciągnących się długim
    szeregiem ku południowemu zachodowi. Za kilkanaście godzin poukładają się do długiego
    snu i będą marzyć zapewne o przyobiecanej im przez Starego Człowieka podróży i o Ziemi,
    ogromnej, dziwnej i zmiennej gwiezdzie, którą znają tylko z opowiadania.
    *
    Za kilkanaście godzin będę ja jedyną czuwającą istotą na Księżycu.
    Ale teraz ruch jeszcze wszędy panuje. Widzę przez okno, jak przed domem Jana krzątają
    się jego starsi synowie; nie opodal kobiety kończą w pośpiechu gromadzenie żywności przed
    mającą wkrótce zapaść nocą.
    Nie wiem, czy dobrze robię, zatrzymując się jeszcze pośród tych ludzi... Zresztą, nie ma
    o czym myśleć: przyobiecałem im, że pozostanę jeszcze.
    Ale, pociesz się, stare serce moje! - niedługo już pozostanę! Jeszcze kilka dni, kilkanaście
    najwyżej długich dni księżycowych, a wyruszę na północ, w Kraj Biegunowy, aby tam już
    życia dokonać patrząc na Ziemię.
    Ci ludzie, wiem, pomni niej obietnicy, będą chcieli iść ze mną. Więc wezmę kilku z nich
    w tÄ™ drogÄ™, niechaj zobaczÄ… Ziemie i niech wracajÄ… potem do swych braci - beze mnie.
    Zbyt wielka tęsknota mnie ciśnie. %7łałuję nawet, żem uległ i obiecał pozostać tu jeszcze, a
    jeśli się czasem czego obawiam, to tylko, aby mi sił nie zabrakło i życia odejść stąd w tę kra-
    inę, gdzie będę miał Ziemię przed oczyma!
    Ale nie! siły moje wystarczą jeszcze, wystarczą! Dziwię się czasem sam niespożytości
    swego organizmu. Toż to kilka lat brakuje mi już tylko do setki, a zda się, że każdy dzień,
    miast wyczerpywać me siły i nadwątlać zdrowie, hartuje mnie tylko coraz więcej... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl