• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    w bok, jak gdyby się wstydził...
    Odpowiedziała mu wówczas uprzejmie, ale stanowczo, że nie ma jeszcze zamiaru wychodzić
    za mąż. Zbyt jej dobrze u wujenki.
    Była to zresztą prawda. Dla pana Mancewicza nie zamierzała się poświęcać. Nie kochała go.
    Lubiła, owszem, ale to nie wszystko. Czekała więc na przeznaczone jej szczęście, które
    dziwnie jakoś nie spieszyło się, by przemienić jej życie w prawdziwą bajkę.
    Wielcy panowie bywający w Czarnobylu zwracali przede wszystkim uwagę na Różyczkę i na
    młodszą Elżbietę. Ale ona, Tekla...
    Owszem, byli wobec niej grzeczni, okazywali należne względy, ale nic poza tym. Tekla była
    tylko daleką, ubogą krewną, niczym więcej. W takim razie, skąd miał się wziąć ten wielki pan
    z miłością ze starego romansu?
    Dwie starsze córki zrobiły świetne partie, nic dziwnego, Chodkiewiczówny, a i po matce
    Rzewuskiej z domu, sięgać mogły wysoko. Różyczka wyszła za księcia Aleksandra
    Lubomirskiego, wojewodę kijowskiego, a Elżbieta poślubiła Macieja Radziwiłła, wileńskiego
    wojewodę. W ten sposób skoligaciły się z najprzedniejszymi rodami Europy, a tytuł i książęca
    mitra wymalowana na drzwiczkach karety zaspokoiły ich ambicje.
    Tekla nieraz zadawała sobie pytanie, dlaczego Różyczka zgodziła się na to małżeństwo.
    Książę Lubomirski poważny, dość sztywny, a przy tym oszczędny nie pasował do wesołej,
    lekkomyślnej, rzucającej garściami dukaty panny Chodkiewiczówny. Jego wielka fortuna,
    dobra Opole na Lubelszczyznie, miały pewnie wpływ na jej decyzję. Niestety, gdy w 1793
    roku najbogatszy polski bankier, Tepper, zawiesił wypłaty z powodu bankructwa, wiele osób,
    wśród nich i Lubomirski, poniosło ogromne straty. W oczach Różyczki mąż był już tylko
    przeszkodą, człowiekiem niepotrzebnym, skoro nie mógł zaspokoić jej kaprysów ani
    pokrywać nadmiernych wydatków.
    Po ślubie zażyłość Różyczki z kuzynką bardzo się rozluzniła, widywały się rzadko, Tekla
    pozostała przy wujence w Młynowie, a Różyczka, wynudziwszy się w Opolu błyszczała w
    warszawskich salonach jako najpiękniejsza ozdoba Sejmu Czteroletniego.
    Jeszcze w początkach małżeństwa, na rok przed Rewolucją, Lubomirski zabrał żonę do
    Paryża. Odtąd nie było dla Różyczki innego, godnego pobytu, miejsca na ziemi, jak tylko
    Wersal, Mały Trianon czy galerie Palais-Royalu.
    Siała tam swój "słowiański czar" ta młodziutka "wiośniana księżniczka" - jak ją nazywano,
    urzekając porcelanową cerą, złotymi włosami, spojrzeniem błękitnych oczu, drobną, ale jakże
    kształtną kibicią!
    Wkrótce po przyjezdzie powiła córkę i wówczas, uwolniona od obowiązku przesadnego - w
    jej mniemaniu - dbania o zdrowie, rzuciła się w wir szaleńczej zabawy.
    Trafiła też i do Louveciennes, gdzie w ślicznym pałacyku żyła wspominaniem nie tak jeszcze
    dawnej przeszłości ostatnia faworyta Ludwika Xv, zawsze piękna - mimo lat - pani du Barry.
    Różyczka zachwyciła się hrabiną, a i hrabina uległa czarowi młodej Polki. Ta niestosowna w
    oczach męża przyjazń dwudziestoletniej kobiety z czterdziestopięcioletnią kurtyzaną dla
    Różyczki stała się zródłem wielu radości i każdorazowa wizyta w Louveciennes dostarczała
    nowych, podniecających wrażeń. Pani du Barry z właściwym sobie wdziękiem snuła nie
    kończące się opowieści o minionych splendorach swojej egzystencji w Wersalskim pałacu,
    gdzie miała własne apartamenty i rozkochanego króla u stóp. Różyczce, gdy wracała do
    Paryża, pałały policzki i kręciło się w głowie. Na szczęście książę Aleksander nie mógł długo
    przebywać za granicą. Po jego wyjezdzie nic już nie krępowało jej swobody. Jedynie brak
    pieniędzy... Pieniędzy zawsze Różyczce było za mało, a książę małżonek, mimo wielkiej
    fortuny, nieskory był do rozrzutności. Posunął się nawet tak daleko, że po powrocie do kraju,
    "dla ratowania całości swojego majątku" - jak się wyraził - wydał urzędowe oświadczenie, iż
    "długów jaśnie oświeconej księżnej pani spłacać nie będzie". I choć szły z Paryża sztafety z
    ponagleniem, wytrwał w tym okrutnym postanowieniu, co zmusiło wreszcie Różyczkę do
    opuszczenia Francji. Wróciła chmurna i nadąsana.
    Wiadomości o kuzynce Tekla miewała wyłącznie przez wujenkę, do której córka słała długie
    epistoły pełne żalu i skarg na księcia małżonka.
    Wyszła za niego dla pieniędzy, dla wielkiej fortuny Lubomirskich - myślała. - Czyżby
    Różyczka pozbawiona była serca i niczym dla niej była miłość?
    A przecież w młodziutkiej księżnej wszyscy się kochali, cała Warszawa Wielkiego Sejmu,
    nawet sam Król Jegomość nie był ponoć obojętny na wdzięki ślicznej dziedziczki Czarnobyla, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl