• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    -- UÅ‚ani los infernos.
    Alcad przyjrzał mu się z podziwem.
    Bardzo jesteś odważny, że się do tego znienawidzonego pułku przyznajesz.
    -- Mówię prawdę. Nasza wiara broni nam kłamstwa, a pułk nasz hańby nie ma na sobie.
    -- Nie boisz siÄ™ naszej zemsty?
    -- Nie. Możecie mnie zabić, byleście oszczędzili ranionego. %7łołnierz ze śmiercią oswojony i
    jestem bezbronny wśród was, wrogów. Nie ruszajcie tylko jego, bo on teraz jest święty! Gdy
    mnie zabijecie, będzie to zemsta, ale gdy jego dotkniecie, to będzie kryminał przed ludzmi i
    Bogiem.
    Hiszpan zwrócił się do córki.
    -- Mercedes, przynieś temu żołnierzowi posiłek -- rzekł.
    Dziewczyna po chwili podała porucznikowi sałaty i owoców. Przyjął i podziękowawszy,
    zaczął jeść chciwie.
    -- I trucizny się nie boisz? -- spytał Alcad.
    -- Boję się tylko podłości -- odparł spokojnie.
    -- A masz na sobie jaki znak święty?
    Konstanty odchylił mundur i pokazał szkaplerzyk narzeczonej. Ojciec i córka przeżegnali się.
    Raniony się poruszył i poprosił pić słabym szeptem. Kolega pochylił się nad nim i uniósł
    głowę. Dziewczyna podała mu wody.
    -- Obmyj sobie twarz! -- rzekł Alcad.
    Porucznik ramionami ruszył i wlepiwszy wzrok w chorego, zapadł w ponure rozmyślanie.
    Nagle głowę podniósł, wstał i przystąpił do starego.
    -- Muszę wracać! -- rzekł. -- Na Bożą wolę i na waszą szlachetność zostawiam go.
    Dobył z kieszeni woreczek złota i na stole położył.
    -- Nie mam więcej -- dodał -- łupów nie umiem brać, a te pieniądze moje własne, możecie je
    śmiało zatrzymać. Gdy mi czas pozwoli, przyjdę go odwiedzić, a jeśli będziemy blisko, zabiorę
    go. Teraz muszę zostawić i do sztandaru wracać! Jeśli ulitujecie się nad nim, odpłacę podobnym
    waszym ranionym braciom. Zostańcie z Bogiem!
    Popatrzył raz jeszcze na ranionego, westchnął i siłą woli odrywając się od ukochanego,
    wyszedł, nim Hiszpan mógł słowo rzec. Gdy wyjrzeli za nim, zniknął już wśród winnic.
    Nazajutrz dopiero, po całonocnym błądzeniu, dogonił pułk w marszu i zameldował się
    starszyznie. Zaliczono go do zabitych i powitano radośnie. Opłakano Stacha, dowiedziawszy
    się, gdzie był i w jakim stanie, a potem wróciło wszystko do dawnego trybu -- pozornie. Tak --
    pozornie, bo Konstanty jak automat się poruszał, jak automat walczył.
    * * *
    Przez gaje granatów i kasztanów, przez dymiące krwią pobojowisko, myśl jego i dusza
    wracała wciąż do Stacha, czasem nadzieją ozłocona, czasem jak grób rozpaczona. I pytał siebie
    sto razy, czy dobrze zrobił, rzucając go na pastwę zdziczałych gierylasów w domu ich
    głównego wodza, czy nie lepiej byłby uczynił, żeby go dalej niósł w ramionach, aż by
    obydwoje upadli? Czasem, niezdolny znieść udręczenia, chciał przez te granaty i góry iść i
    odwiedzić go żywym lub w grobie, ale żołnierz brał górę nad przyjacielem i zostawał u
    sztandaru. Tylko w nocy mu się roiło, że ma Stacha u boku, a w dzień wyglądał go bezustannie.
    A Stach nie wracał.
    Pułk się oddalał, rzucany rozkazami to tu, to tam& Mijały tygodnie w krwi i dymie, w
    marszach i trudzie. Lance ułanów rozbijały czworoboki piechoty, brały górskie wąwozy,
    znosiły baterie, pułk rósł w sławie i znaczeniu. Konstanty dostał krzyż i rangę kapitana. Stach
    nie wracał. Przy oblężeniu bohatersko bronionej fortecy, pułk dłużej w miejscu pozostał. Co
    dzień armaty rozbijały mury, co dzień przypuszczano szturmy. Oblegającym i oblężonym brakło
    żywności, nie pogrzebane trupy, rozkładające się w upale, zarażały powietrze. Czekano z
    upragnieniem posiłków.
    Pewnej nocy, Konstanty, wróciwszy ze swym oddziałem z wycieczki, przepędził tabun
    owiec i dziesięć wozów mąki. Nie cieszył się z triumfu i zmęczony legł do snu w namiocie, z
    siodłem pod głową. O północy zbudził się nagle. Byłoż to przeczucie?& Płótno namiotu
    podniosło się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl