• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Rozmawiałam z nią parę razy, ale... Zamierzałyśmy wszystko sobie opowiedzieć,
    wybrać się na zakupy, omówić przygotowania do ślubu.
    Ani słowem nie wspomniała o żadnych kłopotach w pracy czy innych, ale wiem, że
    coś było nie tak. Tylko zlekceważyłam to.
    Eve wyszła razem z Baxterem.
    - Wiesz coÅ› o tym narzeczonym ofiary?
    - Nie. - Potarł kark. - Palma coś wspomniała, że jej siostra się zaręczyła.
    Bardzo była tym przejęta i dlatego... się wycofałem.
    Czasem to zarazliwe.
    - Twoje zaangażowanie uczuciowe nie odgrywa żadnej roli, więc odłóżmy to na bok.
    Twoja obecność okazała się bardzo pomocna, widok znajomej twarzy sprawił, że
    trochę się uspokoiła. Może wsadziłbyś ją do wahadłowca - w ramach obowiązków
    służbowych.
    Upewnijmy się, że poleciała do rodziców.
    - Dziękuję, pani porucznik. Mogę to zrobić poza godzinami pracy.
    - Zrób to w ramach obowiązków służbowych - powtórzyła Eve. - I niech zrozumie,
    że muszę wiedzieć, gdzie jej szukać w razie potrzeby. Kiedy wróci, niech mnie
    zawiadomi, gdzie się zatrzymała.
    Tak, jak tego wymagajÄ… przepisy.
    - Nie ma sprawy. Cholernie mi jej żal. Porozmawiasz teraz z chłopakiem Natalie?
    - Właśnie zamierzam to zrobić.
    - Byson nie pojawił się w pracy. - Peabody wskoczyła na ruchomą platformę za
    Eve. - Co według słów jego asystentki jest czymś niezwykłym. Prawie nigdy nie
    bierze wolnych dni, zawsze uprzedza, że zamierza wyjść wcześniej albo że się
    spózni. Próbowała się do niego dodzwonić do domu i na telełącze komórkowe, bo
    się zaniepokoiła, ale bezskutecznie.
    - Zna jego adres domowy?
    - Tak, mieszka przy Broome w Tribeca. Według jego gadatliwej asystentki on i
    ofiara właśnie kupili loft i Byson zamieszkał tam na czas remontu, który miał
    się zakończyć przed ślubem.
    - Spróbujemy go tam złapać.
    - Może stchórzył - powiedziała Peabody, wysiadając z ruchomej platformy i
    biegnąc do windy. - Pokłócił się z narzeczoną, wyszedł od niej i pojechał do
    domu. Uciekł.
    - To nie była sprzeczka narzeczonych.
    Delia zmarszczyła brwi. Właśnie wysiadły z windy i skierowały się do
    zaparkowanego samochodu.
    - Tego rodzaju obrażenia twarzy i uduszenie ofiary często są wynikiem sprzeczki
    narzeczonych.
    - Czy znalezliśmy na miejscu zbrodni jakieś narzędzia?
    - Narzędzia?
    - Zrubokręt, młotek, laser?
    - Nie. A co to ma... Och. - Delia usiadła na miejscu dla pasażera.
    Pokiwała głową. - Taśma izolacyjna. Skoro denatka nie trzymała w domu żadnych
    narzędzi, dlaczego miała taśmę izolacyjną? Zabójca przyniósł ją ze sobą, co
    raczej wyklucza zabójstwo w afekcie.
    - Poza tym nie została zgwałcona. Zamki w drzwiach wyłamano.
    Kiedy siostra ofiary rozmawiała z nią kilka godzin wcześniej, nie zauważyła, aby
    coś się zaczęło psuć w raju. To nie chodziło o sprawy osobiste - powtórzyła Eve.
    - Prędzej o zawodowe.
    Loft mieścił się w starym, dobrze zachowanym budynku w okolicy, gdzie ludzie
    malują ganki i wysiadują na nich w ciepłe, letnie wieczory. Okna od ulicy były
    duże, by mieszkańcy mieli widok na jadące samochody, w pobliżu znajdowały się
    sklepy - od niewielkiej piekarni z delikatesami do odlotowych, małych butików, w
    których para butów kosztowała tyle samo co krótki wypad do Paryża, a do tego
    skazywała stopy na prawdziwe tortury.
    Niektóre mieszkania miały nawet balkony, na których - wyobrażała sobie Eve -
    ludzie rozstawiali rośliny doniczkowe i krzesła, by podczas ładnej pogody móc
    sobie siedzieć i popijając coś orzezwiającego, obserwować, co się dzieje na
    ulicy.
    Sądząc po fasadzie budynku, przeprowadzka tutaj z Jane Street oznaczała duży
    krok naprzód; to miejsce wydawało się w sam raz dla młodego małżeństwa - dwojga
    wykształconych ludzi, którzy mieli porządny fach w ręku i szybko awansowali w
    pracy.
    Byson nie odpowiedział, kiedy Dallas nacisnęła guzik domofonu, ale nim zdążyła
    się posłużyć swoją uniwersalną kartą, w głośniku rozległ się kobiecy głos.
    - Szuka pani pana Bysona?
    - Tak. - Eve przysunęła swoją odznakę do oka kamery ochrony. - Policja. Czy
    mogłaby nas pani wpuścić do środka?
    - ChwileczkÄ™.
    Rozległo się brzęczenie i szczęk zamka. Znalazły się w malutkim korytarzu, w
    którym ktoś postawił roślinę w kolorowej doniczce. Ponieważ Eve usłyszała, że
    zjeżdża winda, zaczekała.
    Wysiadła z niej kobieta w czerwonym swetrze i szarych spodniach. Miała ładną
    twarz i brązowe włosy związane w krótki kucyk. Na biodrze trzymała dziecko
    nieokreślonej płci i wieku.
    - To ja panie wpuściłam - powiedziała. - Jestem sąsiadką pana Bysona. Co się
    stało?
    - To coś, o czym chciałybyśmy porozmawiać z nim samym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl