• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    skromnych, stłoczonych domów zajęły ogrody, dziedzińce i wytworne rezydencje, nieco oddalone
    od drogi.
    Oczom cyrkowców ukazała się też masywna, wielołukowa muszla amfiteatru.
    Jednakże tłum na ulicy nie zmalał. Można by raczej rzec, iż zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno i
    ciasno. Na dodatek gapie gromko ponaglali cyrkową trupę. Wielu z nich zmierzało również w
    kierunku gigantycznej budowli. Zwarta ciżba tłoczyła się przed wejściem do amfiteatru. Byli wśród
    nich lepiej odziani obywatele, głównie koryntiańscy notable odziani zgodnie z cudzoziemską modą.
    Patrycjusze owi rzucali przejeżdżającym cyniczne taksujące spojrzenia i, miast witać ich
    radosnymi okrzykami bądz oklaskami, wymieniali między sobą ciche komentarze.
    Spinając konie, by przebić się przez tłum zmierzający do Imperium Cyrku, straż torowała drogę
    taborowi i tylko dzięki niej wozy toczyły się pod górę w całkiem przyzwoitym tempie.
    Konni objechali amfiteatr wąską brukowaną alejką, wzdłuż której jeżyły się żelazne szpikulce na
    murach otaczających eleganckie posesje. Piętrowe tarasy niemal przesłaniały niebo. Conan
    zauważył, że ciągnący za wozami tłum zwolnił tempa i został w tyle. Widocznie od tej strony
    Imperium Cyrku nie miało wejścia dla publiczności. Ziało tu natomiast ciemnością wysoko
    sklepione przejście. Ciężkie wierzeje otwarte były na oścież.
    Jadący na czele konni na rozkaz dowódcy zawrócili, formując w alejce szpaler i zapraszając
    cyrkowców, by wjechali do środka. Luddhew skierował swój wóz w stronę otwartej bramy i po
    chwili to samo uczynił Roganthus. Wtedy też Zagar, zeskoczywszy z kozła, życzył Luddhew
    udanego występu i pomachał całej trupie na pożegnanie.
    Mroczny jak jaskinia, wypełniony echami tunel robił niepokojące wrażenie.
    Conan poczuł fetor łajna, karmy, dymu z wypalonych żagwi i kwaśną woń, której nie potrafił
    zidentyfikować. Usłyszał cichy warkot i dostrzegł, że sierść na grzbiecie Qwamby jeży się groznie.
    Panterze wyraznie nie spodobała się zmiana otoczenia. Posępne, mroczne cienie gęstniały w
    miejscach, gdzie znajdowały się nisze i wysokie kamienne sklepienia. Pod ścianami ciemniały
    ułożone w stosy proporce, wiadra z zaprawą, sterty kamieni, rydwany, uprząż i czapraki oraz cała
    masa cyrkowych rekwizytów umieszczonych w koszach i na stojakach.
    Cymmerianin zdziwił się, gdyż wozy nie zatrzymały się tutaj, lecz wciąż toczyły w głąb tunelu.
    Posługacze, przyodziani na modłę koryntiańską w spięte szerokimi pasami, sięgające kolan białe
    tuniki, stali po obu stronach korytarza. Gestami nakazywali trupie, by przejechała dalej, a
    Luddhew, prowadzący pierwszy wóz, bez sprzeciwu wypełnił polecenie. Conan spodziewał się
    nieuniknionego długiego postoju, uciążliwego oczekiwania, niezwykle męczącego interludium,
    podczas gdy odpowiedzialni za spektakl ludzie będą przygotowywać na arenie sprzęt niezbędny do
    cyrkowych pokazów. Wozy jednak dość żwawo dotarły do drugich ciężkich drewnianych wrót.
    Wierzeje te, obsługiwane za pomocą łańcuchów i metalowych bloków, zaczęły się przed nimi
    otwierać ze zgrzytem, wpuszczając do wnętrza tunelu oślepiające promienie słońca i głośny łoskot
    braw.
     A teraz, przyjaciele, chciałbym, abyście wszyscy radośnie się uśmiechnęli.  Luddhew
    podniósł się, przekazał wodze w ręce Phatuphara i odwrócił się do pozostałych.  To wielka
    chwila, nasz debiut w bajecznym Luxurze. Dajcie z siebie wszystko, bÄ…dzcie dumni ze swej profesji i
    dostarczcie widzom godziwej rozrywki!
    Artyści odpowiedzieli szczerym entuzjazmem, który Conan, chcąc nie chcąc, podzielał.
    Cymmerianin czuł się zdenerwowany. Nie miał pojęcia, co go tu czeka, niepewność wprawiała go
    we wściekłość. Nie wiedział, jaką kolejność występów zapowie Mistrz Luddhew ani czy ich
    występy, jak to zwykle bywało, zakończy tradycyjny Wielki Finał.
    Postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Będzie po prostu robił swoje i obserwował innych.
    Widział, jak przeciągali się, prostowali i uśmiechali z wyczekiwaniem. Bądz co bądz, Luddhew i jego
    trupa byli profesjonalistami, na pewno wiedzieli, co robiÄ….
    Tymczasem wozy wjechały na niemal pusty, wysypany piaskiem plac, otoczony kamiennymi
    bastionami i schodzącymi ukośnie w dół rzędami miejsc dla widzów. Trybuny były od góry do dołu
    wypełnione różnobarwnym rozwrzeszczanym tłumem, z wyjątkiem kilku pustych miejsc przy
    samej koronie amfiteatru. Przez tunele umieszczone w połowie wydzwigniętych ku górze ścian
    wciąż wchodzili nowi chętni, spragnieni oglądania cyrkowców. Conan uznał, że amfiteatr już
    wkrótce wypełni się do ostatniego miejsca. Tłum szalał. Gdy cyrkowcy pojawili się u wejścia na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl