-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyciemnianymi szybami i ze zrywem opon odjechaliśmy do Roztoki na przyjęcie. A było co
świętować! Nie codziennie odnajduje się obrośnięte legendą skarby!
Z oddali dopatrzyłam się zarysu zwieńczonej hełmem wie\y z okrągłym zegarem. Ze szczytu
powiewała flaga. Przejechaliśmy przez bramę w czarnym płocie wykutym z \elaza, zakończonym
pozłacanymi harpunami - zaciekle strzegły swych właścicieli. Przed portalem płonęły nastrojowe
pochodnie. Czułam się, jakby czas cofnął się o kilka wieków. Patrzyłam z zapartym tchem. Nigdy
bym nie przypuszczała, \e będę uczestniczyła w przyjęciu, o jakim niegdyś mogłam tylko marzyć.
Samochód prawie bezgłośnie podjechał pod wejście do roztoczańskiego pałacu, zaraz ktoś otworzył
drzwiczki i podał mi rękę, pomagając wysiąść. Krzysztof wyskoczył zaraz za mną. Ma się rozu-
104
mieć, jemu nikt nie podawał ręki. Renesansowo-barokowy pałac ostami raz przebudowano w XVIII
wieku. Prezentował się dostojnie, choć bardzo przytulnie. Mury nie wzbudzały takiego lęku, jak
zagadkowy gmach potę\nego Ksią\a.
Pałac miał regularny kształt, ponad wejściem rozciągał się wsparty na czterech kolumnach
taras, słu\ący zarazem jako dach chroniący przed deszczem gości przechodzących z pojazdów do
komnat.
Kamerdyner zaprowadził nas do sali balowej. Jak to jest w tradycji, najpierw po drugiej
stronie drzwi zapukano w podłogę specjalną laską, wypowiedziano nasze nazwiska i wreszcie
wpuszczono nas do jaskini lwa.
Wyprostowałam się, wymusiłam sztuczny uśmiech, choć nie było to łatwe. Naszyjnik
połyskiwał w przyćmionym świetle świec. Umocowane przy obu zakończeniach brylanty nie kryły
swojej szlachetności, iskrząc się bezwstydnie na tle ciemnej sukni.
Znaczną większość gości stanowili Niemcy. Niestety, nie władam tym językiem biegle. I
pomyśleć, \e Daisy przez całe \ycie nie nauczyła się niemieckiego, mimo \e była właśnie
niemiecką księ\ną i mieszkała w Niemczech. Znała jedynie kilka słów niezbędnych, \eby wydać
najwa\niejsze polecenia słu\bie i określenia medyczne, których potrzebowała w czasie wojny, gdy
była pielęgniarką i opiekowała się rannymi.
Nikt się nami specjalnie nie zainteresował, choć goście uśmiechali się do nas. Krzysztof
zamienił z niektórymi parę słów, ale nie mam pojęcia, o czym. Nie zmartwiliśmy się tym, \e
wkrótce kompletnie przestano zwracać na nas uwagę. Poczęstowaliśmy się szampanem, złapałam
Krzysztofa pod ramię (większość kobiet była uwieszona na kimś) i udawaliśmy, \e podziwiamy
galerię z bazgrołami przedszkolaków. Rysunki małolatów miały być zlicytowane, by zasilić konto
fundacji matki Krzysztofa. Tym sposobem rozejrzeliśmy się po całej sali. Na jej suficie
wymalowano sceny z mitologii greckiej. W centrum sklepienia na tronie siedział Zeus...
Krzysztof zaproponował, \ebyśmy zjedli kolację w jego gabinecie. Przystałam na to, gdy\
wcale nie bawiła mnie wizja posiłku w obcojęzycznym towarzystwie, a nikt nie zadawał sobie
trudu, by porozumieć się ze mną chocia\by po angielsku. Ale była i pozytywna strona tej\e sytuacji
- goście pani Vherstugh nie rozpoznawali we mnie dziewczyny z okładek gazet...
Przeszliśmy z Krzysztofem do sklepionej kolebkowo sali z dwoma kominkami.
Przestraszyłam się, kiedy ogarnął mnie blask chyba kilkuset świec. Rany, w co ja się
wpakowałam" - pomyślałam widząc siedzącą naprzeciwko drzwi panią Glorię. To mógłby być
zwyczajny obiad w dystyngowanym gronie. Taki trochę angielski, ze sztucznymi, przesadnymi
uprzejmościami i nadzwyczaj elegancką etykietą... Wiedziałam ju\ jednak, \e nie będzie to zwykły
obiad, a właściwie, \e w ogóle nikt nie ma zamiaru jeść!
- Witam! - Gloria Vherstugh usadowiona w pluszowym fotelu z łokciem opartym o stoliczek
z granitowym blatem, trzymała skierowany w moją stronę, niewielki damski rewolwer. Niewielki,
ale takim te\ mo\na zabić... - Widzę, \e jest pani miłośniczką drogocennych ozdób. Młoda damo, to
bardzo nierozsądne zakładać naszyjnik, którego nie jest się właścicielem... [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl