-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypomniało się Emmie. - Nawet napisałam coś o tym w jednej
z moich książek. W Idaho jednak nie było aż tak pięknie. Czy to
nie przeszkadza, że pola leżą w górach? Czy nie byłby lepszy
płaski teren?
- Zaraz sama będziesz mogła się o tym przekonać - zaśmiał
siÄ™ John. Za chwilÄ™ zobaczysz ziemniaczane pola Balleymore.
W ciągu kilku następnych godzin Emma dowiedziała się
więcej, niż kiedykolwiek się spodziewała, że można aż tak dużo
wiedzieć o zwykłych kartoflach. John nadzorował robotę,
oglądał uprawy, rozmawiał z ludzmi. Co chwilę ktoś do nich
podchodził, opowiadał o jakichś problemach, o drobnych
sukcesach. Czuła, że lada chwila będzie mogła uważać się za
specjalistkÄ™ do spraw hodowli ziemniaka.
- Chodz, teraz pokażę ci mój dom - powiedział wreszcie John.
- To bardzo blisko stąd. Mam nadzieję, że mój gospodarz
przygotował coś dobrego na obiad. Oczywiście nie gotuje tak
dobrze jak Edna, ale można uważać, że nie jest najgorszy.
Wsiedli znowu do dżipa.
Dzień zaczął się tak miło - naleśniki, pani Macrae, i ta lalka.
Zaraz, zaraz, pomyślała. Gertie? Sięgnęła do kieszeni i wyjęła
niewielką lalkę. Pani Macrae powiedziała, że w dzieciństwie to
była jej najlepsza przyjaciółka. Próbowała sobie przypomnieć
Gertie. Gdzieś tam w zakamarkach świadomości, jakby się tliło
RS
40
jakieś wspomnienie. Mała dziewczynka skulona w wielkim
łóżku, tylko z lalką do przytulania. Mruknęła coś do siebie.
- Do kogo mówisz? - zapytał John. - Do mnie czy do siebie?
- Do siebie - uśmiechnęła się Emma. Nadal myślała o lalce,
usiłując sobie przypomnieć. - Czy miałeś kiedyś lalkę, którą
kochałeś?
Jak tylko wypowiedziała te słowa, od razu wiedziała, że nie
były mądre. Duży, silny mężczyzna miałby się bawić lalkami?
John jednak miał szybki umysł.
- Jakoś mam wrażenie, że ta lalka jest ważna dla ciebie? Czy
długo ją miałaś?
Czas na szczerość.
- Nie pamiętam. Paru Macrae mówiła o tym, a ja nie mogłam
sobie przypomnieć. Ale dość o Gertie. Czy to twój dom?
Umieram z ciekawości.
- Tak - John zatrzymał samochód. - To jest farma Wel-dów.
Mój dom. Witamy, panno Ballentine.
Jasno zdawała sobie sprawę z tego, o czym on teraz myśli.
Nie mogła być tą prawdziwą Emmą, skoro nie pamiętała o lalce.
A może po prostu mogła zapomnieć. Układanka z każdą chwilą
stawała się coraz bardziej zagmatwana. Zdziwiłby się, gdyby
mu niczego nie brakowało.
Emma wysiadła z dżipa, zanim John okrążył samochód, by
otworzyć jej drzwi. Pachniał wodą po goleniu. Wyczuła również
męski zapach potu. Dla jakichś powodów wydało jej się to
podniecające. Spokojnie, Emma, skarciła sama siebie. On nigdy
nie zainteresuje siÄ™ tobÄ…. Na pewno nie takim rudzielcem.
Zawsze dzieci dokuczały jej z powodu włosów. Urodziła się
taka i już. Nigdy nie widziała w swojej urodzie niczego, co
byłoby warte uwagi. Nie sądziła, by John mógł lepiej oceniać jej
urodę niż ona sama.
Doszli do drzwi wejściowych z mosiężną kołatką,
ozdobionych wieńcem róż. John otworzył przed nią drzwi.
RS
41
Weszli do małego korytarzyka. Jeszcze jakieś drzwi i John
wprowadził ją do salonu.
Okrągły dywan pokrywał podłogę. W panującym półmroku
trudno było ocenić jego wartość. Pachniało stęchlizną.
- Nic się nie bój - powiedział John. - Chodzmy teraz do
stołowego. Zobaczymy, co mój gospodarz przygotował na
lunch.
Otworzył drzwi po lewej stronie.
Pokój był ogromny. Na środku wielki, okrągły stół
wypolerowany na wysoki połysk. Wokół stołu sześć skórzanych
foteli. Na jednym z nich siedział jakiś człowiek dziwnie
przypominający Luke'a. Aatwo można było zauważyć
podobieństwo, chociaż człowiek ten był starszy, lekko
posiwiały. Lukę był elegancki, o gładkiej skórze, a on żylasty o
twarzy pooranej bruzdami. Tak pomarszczony, że wyglądał jak
mapa konturowa górzystego kraju. Usta ściągnięte w grymas,
jakby nigdy nie gości! na nich uśmiech. Wyraz twarzy
przypominał rozkapryszonego sześciolatka.
- Kto to jest? - burknął. - Twoja nowa kobieta? Zarechotał
złośliwie. Potem spojrzał na Emmę.
- Musieliśmy się już kiedyś spotkać. Skąd my się znamy?
Emma pomyślała, że on jest odrażający. Wbiła paznokcie w
skórę swoich dłoni i starała się zachować spokój. Nic nie
powiedziała. John powinien wiedzieć, jak postąpić.
- Dzień dobry, tato - powiedział głosem, jakiego Emma nigdy
przedtem u niego nie słyszała. - Wcześnie dzisiaj wstałeś.
Mężczyzna nachylił do ust szklankę z żółtym płynem i wypił
jednym haustem całą zawartość.
- Dlaczego nie zostałem w Paryżu? - mruknął.
Przez chwilę bawił się pustą szklanką, następnie rozluznił
palce i szklanka wyślizgnęła mu się z rąk.
Emma podniosła ją z podłogi. Wyczuła zapach alkoholu. Zbyt
dużo pijanych w okolicy, pomyślała.
- Napełnij mi tę szklankę, dziewczyno - zażądał pijany
RS
42
- Nie ma mowy - zaprotestował John. - Jeśli nawet chcesz
wpędzić się do grobu, my nie będziemy ci w tym pomagać.
Chodz, Emmo. Zjemy w kuchni. Tam panuje lepsza atmosfera.
Wyprowadził Emmę, otoczywszy ją ramieniem. Mężczyzna
pozostał w jadalni i coś tam jeszcze mamrotał.
- Przepraszam za tę scenę - powiedział John. - Nie sądziłem,
że go spotkamy. O tej porze zwykle śpi. Nie wstaje wcześniej
niż o czternastej. I aż do piętnastej trzydzieści na ogół pozostaje
trzezwy.
- W porządku - zapewniła go Emma. - Jedna z moich rodzin [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl