• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Skye. PrzyjadÄ™ w sobotÄ™.
    Po chwili usłyszała odgłos zamykanych drzwi.
    Osunęła się bezwładnie na krzesło i spojrzała na łóżko, w którym dla kilkunastu minut przyjemności
    bezpowrotnie straciła niezależność. Nie była nawet pewna, czy chce ją odzyskać. Miała tydzień, żeby
    się nad tym zastanowić.
    ROZDZIAA SIÓDMY
    - Tata przyjechał! - wrzasnął z werandy Matt. - Tym fajnym czerwonym samochodem!
    Mały od godziny biegał po podwórku, wyglądając niecierpliwie przez bramę. O Boże! Na pewno
    zaparkował po drugiej stronie drogi. Skye natychmiast rzuciła robotę w kuchni i wypadła przed dom.
    W samą porę. Matt otwierał właśnie furtkę.
    - Nie wychodz na ulicę, Mart! - krzyknęła za nim.
    Luc od razu go zauważył i zaalarmowany uniósł rękę.
    - Zaczekaj na mnie na chodniku.
    Chłopiec posłuchał, ale nie potrafił ustać spokojnie w miejscu. Wiercił się i podskakiwał, dopóki ojciec
    nie podbiegł i nie porwał go w ramiona. Obydwaj uśmiechali się od ucha do ucha. Nieśmiałość malca
    ulotniła się już po pierwszym spotkaniu.
    - Jak tam na treningach? - zapytał z zapałem Luc. Matt nie potrzebował większej zachęty. Od razu
    zaczął paplać o swoich piłkarskich wyczynach. Wystarczył jeden wspólny dzień, by narodziła się
    między nimi silna więz, możliwa tylko między ojcem i synem. Skye trudno było pogodzić się z faktem,
    że nie może zapewnić synkowi wszystkiego. Kochała go ponad życie, ale nie potrafiła zastąpić mu
    ojca.
     Boże, ależ oni są do siebie podobni", pomyślała, czekając na nich na ganku. Zwłaszcza, kiedy są
    razem.
    Luc naprawdę nie zamierza z nich rezygnować. Pozostaje jedynie pytanie, na ile powinna mu
    pozwolić. Czy wpuścić go do ich małego świata i pozwolić, by zadomowił się w nim na stałe?
    Zastanawiała się nad tym cały tydzień i nie zbliżyła się do odpowiedzi ani na krok. Starała się nawet
    myśleć o nim jak o Lucu sprzed lat, tym którego znała i kochała. Ale to nie pomagało. Oboje się
    zmienili. Byli zupełnie innymi ludzmi. Dostrzegała w nim teraz przede wszystkim determinację i
    żelazną siłę woli. Wiedziała, że gotów jest za wszelką cenę bronić swoich racji, a nawet ożenić się z
    nią wbrew woli starego Perettiego. Nie była tylko pewna tylko pewna, czy kieruje nim prawdziwe
    uczucie, czy może chęć udowodnienia czegoś rodzinie, a przede wszystkim samemu sobie.
    Nie... to nie może być tylko to. Kiedy widziała go z Mattem... Jego oczy mówiły wszystko. Błyszczała w
    nich niekłamana radość i duma. Takich rzeczy nie sposób udawać. Była pewna, że zależy mu na synu.
    Czy potrafiłby pokochać także i ją? Może... gdyby została jego żoną... Tylko co z jego rodziną?
    Maurizo Peretti jest typem człowieka, który nigdy nie wybacza nieposłuszeństwa. Zapewne użyłby
    wszelkich środków, żeby doprowadzić do rozpadu tego małżeństwa.
    Kiedy Luc oderwał wzrok od synka i spojrzał jej w oczy, uderzyła ją myśl, że pod pewnymi względami
    jest podobny do ojca. On też nie znosi, gdy ktoś mu się przeciwstawia. Ma tak silną osobowość, że
    zazwyczaj stawia na swoim. Może więc nie powinna się dłużej męczyć z podjęciem decyzji? Może
    sprawa jest już przesądzona?
    - Tata kazał mi zapytać, czy możemy przejechać się samochodem - wyrzucił Matt jednym tchem.
    - Możemy, mamusiu?
    - Ale nie zmieścimy się wszyscy... - zaprotestowała słabo.
    - Może sami zrobimy rundkę dookoła osiedla?
    - zaproponował Luc.
    - Tata nie jest już przecież obcy, prawda?
    - Dobrze, jedzcie, ale zaraz wracajcie.
    - Za pięć minut będziemy z powrotem - zapewnił Luc.
    Na pewno zdawał sobie sprawę, że nadużywa jej zaufania. Ich umowa nie przewidywała samotnych
    wycieczek z synem. Wszędzie mieli chodzić we trójkę.
    - Pięć minut i ani chwili dłużej - Na wszelki wypadek rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Niech wie,
    że jedno ustępstwo z jej strony nie znaczy jeszcze, że może robić, co mu się żywnie podoba.
    W odpowiedzi posłał jej triumfalny uśmiech i pociągnął chłopca w stronę wozu. Malec dreptał u jego
    boku, podskakując z radości.
    Skye została sam na sam z nieodpartym poczuciem utraty kontroli nad własnym życiem. Prawdę
    mówiąc, odkąd Luciano Peretti ponownie pojawił się na horyzoncie, wszystko zaczęło wymykać jej się
    z rąk, a przede wszystkim niezależność, którą tak sobie ceniła. Od dłuższego czasu nie potrafiła zaznać
    spokoju, niczego nie była już pewna, a najmniej tego, czy powinna rozważyć ewentualność
    małżeństwa z Lukiem.
    Westchnęła bezradnie i weszła do domu. Zarzuciwszy na ramię spakowany wcześniej plecak, wróciła
    na ganek i zamknęła drzwi na klucz. Czekała ich całodzienna wyprawa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl