-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było już za pózno, bo dziewczyna skoczyła do rzeki. Miałem nadzieję, że wie, co robi.
Wilczek skierował broń w moją stronę, ale byłem pewien, że mnie nie widział. Powoli
wycofywał się do hotelu.
Patrzyłem na powierzchnię rzeki, czy ujrzę tam głowę Pluvii. Przepadła jak kamień w
wodę. Przełączyłem noktowizor na pracę w podczerwieni. Nadaremnie. Wsiadłem na motor i
pojechałem wzdłuż Pisy do jeziora Roś. Potem wróciłem pod hotel. W samą porę, by
zobaczyć wzburzonego Wilczka wychodzącego z hotelu. Niósł bagaż podróżny i torbę z
notebookiem. Wsiadł do volvo i odjechał. Rozejrzałem się wśród samochodów, ale forda
Pluvii tam nie było.
Musiałem zdążyć przed nią do Spychowa. Cztery kilometry za Piszem na pustej
drodze ujrzałem Wilczka obok volvo, które stało na czterech kapciach. Lojalnie uprzedził
mnie machaniem o rozsypanych na drodze kolcach. Zatrzymałem się i podniosłem jeden.
Przypominał małe kozły zapór przeciwczołgowych z czasów ostatniej wojny światowej.
Kształt czterech rozchodzących się promieniście kolców sprawiał, że zawsze w górę sterczał
jeden z nich i bez trudu przebijał oponę. Kilka takich rozsypanych na drodze mogło
zatrzymać każdy pościg.
- Nic się panu nie stało? - zapytałem Wilczka.
Byłem wdzięczny, że dzięki jego ostrzeżeniom sam nie przebiłem sobie opon. Dla
mnie skończyłoby się to poważnym wypadkiem.
- Nie, nic - powiedział Wilczek zajęty telefonowaniem do pomocy drogowej.
Wziąłem latarkę i butem zepchnąłem z drogi kilka kolców sterczących na drodze.
Potem wskoczyłem na motocykl i popędziłem na złamanie karku. Byłem pewien, że Pluvia
przygotowała tę pułapkę dla Wilczka. W Rucianem ujrzałem tylne światełka forda.
Włączyłem długie światła i kierunkowskaz i wyprzedziłem samochód. Przelotnie widziałem,
że Pluvia była ubrana w swój czarny strój.
Dodałem gazu, bo jak obliczyłem miałem zaledwie kilka minut przewagi nad Pluvią.
Akurat tyle czasu potrzebowałem, by zostawić motocykl, ubranie i plecak w garażu. W samej
bieliznie, drżąc z zimna, biegłem do pokoju Pluvii. Po drodze wyjrzałem przez okno na
parking. Pluvia wysiadła z forda i zatrzymała się przy Rosynancie. Dotknęła maski, żeby
sprawdzić, czy była ciepła. Zdziwiona pokręciła głową. Gdy skulony, drżący, pokryty gęsią
skórką otwierałem drzwi, ujrzał mnie Piotr, który wracał z dołu. Westchnął i z dezaprobatą
pokręcił głową. Przytknąłem palec do ust, żeby milczał, i zniknąłem mu z oczu.
Ułożyłem się w fotelu przykrywając kocem. Telewizor grał, a ja udawałem, że śpię.
Pluvia jednak nie przychodziła. Oczekiwanie przedłużało się, aż zasnąłem sam nie wiem
kiedy.
Obudziłem się około siódmej ze strasznym bólem głowy. Na łóżku przykryta kołdrą
leżała Pluvia.
- Witaj, śpiący królewiczu - odezwała się.
- Witaj, nocny wędrowcze - uśmiechnąłem się.
W ustach czułem dziwny smak, jakby metaliczny i słodki. Zacząłem się ubierać.
- Nie zostaniesz? - Pluvia była zdziwiona. - Do śniadania zostało jeszcze mnóstwo
czasu. A jestem ci coÅ› jeszcze winna.
Pewnie, że tak - pomyślałem.
Wstałem i skierowałem się do wyjścia. Ten smak, który czułem po przebudzeniu, to
gaz usypiający. Pluvia puściła go do pokoju, nim tu weszła.
- Jak będziesz czegoś potrzebowała, to zadzwoń, bo myślę, że bez aspiryny się nie
obędzie - powiedziałem.
- O czym ty mówisz?
- Noce są chłodne - rzuciłem.
Na korytarzu przetarłem oczy, a potem poszedłem do pokoju Piotra. Jeszcze spał, gdy
bezceremonialnie wszedłem do jego łazienki i puściłem z kranu zimną wodę. Pod ożywczy
strumień włożyłem rozpaloną i ciężką głowę. Wytarłem mokre włosy hotelowym ręcznikiem,
otworzyłem okno i nalałem sobie do szklanki wody mineralnej.
- Co jest? - zapytał wściekły Piotr.
Okrył się kołdrą i kocem po same uszy, chroniąc przed zimnem wchodzącym z dworu.
Opowiedziałem archeologowi o moich przygodach.
- Czyli ta twoja Pluvia to Noir? - upewniał się.
- Tak albo jest jego współpracownikiem.
- Czemu więc włamała się do pokoju Wilczka?
- Nie wiemy, czy do jego. Nie wiemy też, o co się pokłócili.
- I jak to zrobiła, że wykiwała i ciebie, i Wilczka. To naprawdę bystra dziewucha.
- Tę jej bystrość określiłbym raczej mianem profesjonalizmu. Niepokoi mnie. Muszę
koniecznie skontaktować się z Panem Samochodzikiem.
- Nie dawał znaku życia?
- Unikał mnie - stwierdziłem. - Muszę dowiedzieć się, kim jest Noir i jakie szef ma [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl