-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jest pan spostrzegawczy. Spodziewałam się raczej usłyszeć romantyczną
historię o jakimś księciu lub przynajmniej hrabim.
- Zapewniam paniÄ… że w swoich czasach Blücher budziÅ‚ wiÄ™cej emocji niż
niejeden szlachcic. Tak naprawdę, za zwycięstwa na polach bitew, feldmarszałek
otrzymał tytuł księcia von Wahlstatt, jednak w ludzkiej świadomości utrwalił się
głównie jako niezwyciężony generał. W końcu nie każdemu było dane pokonać
Napoleona. Po śmierci feldmarszałka postanowiono odpowiednio uhonorować go i
zbudować mu mauzoleum godne bohatera. %7łycie zweryfikowało jednak zamierzenia
architektów i grobowiec stanął w nieco okrojonej formie dopiero wiele lat po śmierci
Blüchera.
- Zna pan tę historię dokładniej?
- Chce pani posłuchać?
Teresa kiwnęła głową.
- Feldmarszałek zmarł we wrześniu 1819 roku. Zbliżały się wojskowe
manewry, które systematycznie miały miejsce na Zląsku, przyciągając
najznamienitsze postacie pruskiego firmamentu. Z tej okazji na Zląsk zjechał również
Fryderyk Wilhelm III, dzięki czemu mógł wziąć udział w pogrzebie feldmarszałka. Na
uroczystościach żałobnych stawiła się także liczna pruska generalicja i arystokracja.
Wtedy pojawiÅ‚ siÄ™ problemu oddania czci Blücherowi. Zabalsamowane zwÅ‚oki
złożono tymczasowo w kościele w Wojkowicach, ale nie był to docelowy grób.
Miejsce pochówku wodza powinno być na miarę jego wielkości. Zapadły decyzje i
zaczęły się prace nad grobowcem. Miał składać się z olbrzymiego głazu wyciosanego
w kamieniołomie w pobliżu Sobótki. Prędko okazało się, że plany architektów
przerosły możliwości ówczesnej techniki, bo nie było sposobu, by głaz przewiezć do
Krobielowic. Próba rozkawałkowania go powiodła się, ale poszczególne części były
wciąż za ciężkie do transportu. Przez dwie dekady nie wykonano żadnych prac
budowlanych. Na nowo zainteresował się projektem grobowca Fryderyk Wilhelm IV.
Na budowę cylindrycznej wieży na prostopadłościennej podstawie przeznaczył
ogromną jak na dziewiętnastowieczne realia sumę kilkudziesięciu tysięcy talarów.
Tym razem prace przebiegły bez większych trudności i wkrótce sarkofag z ciałem
księcia został złożony w krypcie. Grobowiec zniszczono po drugiej wojnie światowej,
masakrujÄ…c szczÄ…tki.
- Gdyby nie pan, pewnie długo nie poznałabym przeszłości Krobielowic. I
pomyśleć, że w pałacu mieszkał tak interesujący człowiek. Nie jakiś hrabia pląsający
po dworskich balach, ale prawdziwy żołnierz znający trudy walki i cenę krwi - Teresa
popadła w patetyczny ton.
- Warto nadmienić, że jeszcze na początku XX wieku na placu Solnym we
Wrocławiu, czyli w jednej z najbardziej reprezentacyjnych części miasta, stał pomnik
feldmarszałka - dodałem na koniec, bo właśnie przekraczaliśmy próg pałacu.
Na stojaku w recepcji zauważyłem opracowanie Krzysztofa R. Mazurskiego
pod wszystko mówiącym tytułem: Krobielowice i okolice . Kupiłem je. Przeszkloną
galerią, pokierowani przez recepcjonistkę, trafiliśmy do restauracji. Przeczytaliśmy
karty i szybko okazało się, że ceny były zawyżone w stosunku do standardu.
Chcieliśmy opuścić lokal, ale blizniaczki zbuntowały się, ponieważ nie dostały
obiecanych lodów. Teresa jednak szybko przekonała je do zakupów w wiejskim
sklepie, gdzie prócz lodów mogły dostać także chipsy i inne paskudztwa, za którymi
przepadały.
Galeryjka poprowadziła nas dookoła wewnętrznego dziedzińca, aż do tarasu.
- W ten sposób nie odnajdziemy lamp. Jeśli są cenne, Manuel ukrył je
porządnie - stwierdziła Teresa.
- Wczoraj poniosły mnie emocje.
- Trzeba by zakraść się do prywatnej części pałacu i...
- I tak nie mamy pewności, że lampy ukryto gdzieś tu. Zośka widziała je
przecież w bagażniku. Sądzę, że na razie ważniejszą rzeczą jest dowiedzieć się,
dlaczego Manuelowi tak na nich zależało, dlaczego spanikował, kiedy Zośka odkryła
je w aucie. Poza tym nie mam zamiaru włamywać się, nie jestem złodziejem, tylko
historykiem sztuki.
- Wywnioskowaliśmy, że Falco albo raczej jego ludzie ukradli lampy z domów
na wsi. Policja wie o włamaniach i oficjalnie szuka włamywaczy. Może zatem
najprostszym wyjściem byłoby powiadomienie mundurowych o naszych
podejrzeniach?
- Zapewniam panią, że to ostatnia rzecz, którą powinniśmy zrobić, zanim
rozpracujemy tę sprawę. Zwłaszcza, że wysłaliśmy za Falco do Meksyku Zośkę,
Maksa i Jacka.
- Cóż mogą zdziałać sami na drugim końcu świata w mieście, gdzie przed
Manuelem - jak sam pan wczoraj powiedział - czuje respekt większość przestępców?
- Nie sÄ… tam sami.
ROZDZIAA SIÓDMY
OFIARA HODOWCY KROKODYLI * ZWIEDZAMY
NARODOWE MUZEUM ANTROPOLOGII * ZROZUMIE
SZTUK * BIOGRAFIA FRIDY KAHLO A JEJ DOKONANIA *
ALFA I OMEGA MIASTA MEKSYK * ZASADZKA CZY NIE -
ID! * TOAST NA ZGOD * GRAMY W RÓ%7Å‚NYCH
DRU%7Å‚YNACH * PROPOZYCJA STARTU W ROZGRYWCE O
ELDORADO * PREZENT * BABSKIE FOCHY * VICTORIA
PODEJMUJE RKAWIC * POZNA WROGA W MACHU
PICCHU * NAPAD * TRZEBA ODZYSKA LAMP!
- Wróciłaś wczoraj zła jak chmura gradowa - powiedział Jacek przy śniadaniu.
- Gdybyś padł ofiarą hodowcy krokodyli, też byłbyś zły.
Najwyrazniej moi towarzysze uznali to, co powiedziałam za dobry żart, bo nie
kontynuowali tematu.
- Idziesz z nami do Narodowego Muzeum Antropologii? Pogapimy siÄ™ trochÄ™
na starocie.
Przystałam na propozycję, doszłam bowiem do wniosku, że i tak nie mam nic
lepszego do roboty. Poważnie zaczęłam zastanawiać się nad sensownością naszej
wyprawy. Kto przy zdrowych zmysłach leci na drugi koniec świata tylko po to, by
zobaczyć się z jakimś podejrzanym typem, nawet jeśli nazywa się Manuel Falco?
Wyjazd musi mieć głębszy sens. Stryj nie wyprawiłby nas tak daleko z powodu
uganiania się za mitem Eldorado. Więcej cierpliwości i więcej zaufania do stryja -
pomyślałam.
Wsiedliśmy do uroczej, ale rozklekotanej taksówki, pistacjowego garbusa, i
poprosiliśmy o zawiezienie do Narodowego Muzeum Antropologii. Taksówkarz
pokazał zubożony o górną dwójkę uśmiech i ruszył. Pomknęliśmy ulicą Chapultepec
zostawiając na północy Palacio de Bellas Artes.
Znalezliśmy się na granicy śródmieścia, gdzie swe butiki mieli kreatorzy
najbardziej snobistycznych marek światowego krawiectwa. Z bólem serca
popatrzyłam na przeszklone wystawy, na których dostojnie prezentowały się
manekiny ubrane w kreacje z aktualnych katalogów mody. Szkoda, że ceny
najtańszych modeli, w przeliczeniu na złotówki, zaczynały się w od kilku tysięcy
złotych. Minęliśmy butiki i centra handlowe, i zatrzymaliśmy się na skraju parku.
Kierowca przyjął zapłatę, nie wydając reszty i pomachał leniwie ręką jakby
tłumacząc drogę do muzeum, po czym odjechał w siną dal. Okazało się, że staliśmy
na Paseo de la Reforma i wystarczyło skręcić w prawo, by znalezć się przy gmachu
Narodowego Muzeum Antropologii. Obok wejścia czekała pani Sabina Grydoń.
Wachlowała się książką którą podała Maksowi zaraz po przywitaniu.
- Przyniosłam wam przewodnik po Meksyku. Jest zniszczony, bo zabierałam
go w każdą podróż.
Jacek wyrwał Maksowi tom i przekartkował.
- Zaznaczyłam w nim miejsca warte zobaczenia.
- Dziękujemy - uśmiechnął się Maks.
- Cóż za zmiana - pani Sabina dotknęła moich włosów. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl