• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Argos, \ołnierze nie dawali wiary tej bladze. Znali i kochali starego generała mimo jego surowości i
    szorstkiego sposobu bycia. Oficerom i prostym \ołnierzom Ascalante wydał się lalusiem i pozerem. Co
    prawda hrabia Thune miał pewne doświadczenie w sprawach wojskowych, ale jedynie w słu\bie
    garnizonowej i na spokojnych granicach. Potwierdziła się równie\ prawda, \e ka\dy generał obejmując
    dowodzenie nad zaprawionymi w bojach oficerami, musi umieć im zaimponować i ostudzić pierwszą niechęć
    z ich strony. Układne maniery i dworskie zachowanie nowo przybyłego nie wzbudziły szacunku starszyzny,
    której niezadowolenie natychmiast udzieliło się \ołnierskim szeregom.
    Atak został starannie zaplanowany. Gdy poitańscy chłopi uśmiercili wartowników, podpalili namioty i
    wypędzili konie z zagród, legioniści otrząsnąwszy się z zaskoczenia utworzyli szyki zwrócone frontem ku
    północy. Gdy jednak jednocześnie z południa uderzyły na nich oddziały Conana, linie obronne rozsypały się i
    doszło do masakry.
    Generała Ascalante nigdzie nie zdołano odnalezć. Zobaczywszy zabłąkanego konia rzucił się na jego
    grzbiet i przepadł w ciemnościach.
    Szczwany karierowicz Cromel mógł sobie pozyskać łaskę zwycięzców poddając siebie i swój oddział, ale
    dla Ascalante sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Miał dumę szlachcica. Poza tym hrabia domyślał się, co
    uczyni Thulandra Thuu, gdy dowie się o pogromie. Czarnoksię\nik spodziewał się po nim, \e utrzyma
    buntowników na południe od Alimane. W zwykłych okolicznościach było to niezbyt trudne zadanie nawet dla
    dowódcy ze skromną wiedzą wojskową. Magiczne zdolności nie ostrzegły jednak czarnoksię\nika o
    powstaniu wśród Poitańczyków  wydarzeniu mogącym przyprawić o zimny pot znacznie bardziej
    doświadczonych oficerów ni\ hrabia Thune. Teraz gdy obóz był spalony do szczętu, a klęska nieunikniona,
    Ascalante mógł jedynie opuścić stanowisko i znalezć się mo\liwie najdalej zarówno od zręcznego przywódcy
    buntowników, jak i od śniadego nekromanty z Tarancji.
    Przez całą noc hrabia Thune galopował wśród drzew, a\ świt zastał go o dziewięć mil na wschód od
    miejsca pogromu. Gnany myślą o nieobliczalnym gniewie Thulandry Ascalante jechał dalej tak szybko, jak
    tylko mógł. Hrabia \ywił nadzieję, \e gdzieś wśród wschodnich pustyń znajdzie się jakieś miejsce, w którym
    mściwy czarownik nigdy go nie odszuka. W miarę mijających godzin Ascalante zaczęła ogarniać nienawiść
    do Conana Cymmerianina, który był powodem jego ucieczki i hańby. Hrabia Thune poprzysiągł sobie, \e
    któregoś dnia odpłaci barbarzyńcy pięknym za nadobne.
    O świcie Conan przechadzał się po zrujnowanym obozie Legionu Pogranicznego, odbierając meldunki
    swych kapitanów. Setki legionistów le\ało martwych lub umierających. Setki innych szukało schronienia w
    lesie, gdzie polowali na nich partyzanci Trocera. Jeden oddział \ołnierzy królewskich w sile siedmiuset łudzi
    przeszedł na stronę powstańców, przekonany przez okoliczności oraz bossońskiego oficera imieniem
    Cromel. Przyłączenie się tego oddziału, zło\onego z Poitańczyków i Bossończyków, wraz z garścią
    Gunderlandczyków i kilkoma dziesiątkami Aquilończyków, sprawiło Conanowi wielką radość. Byli to bowiem
    doświadczeni, dobrze wyćwiczeni, zawodowi \ołnierze. Znający się na ludziach Cymmerianin podejrzewał
    Cromela, \e jest on zarówno doskonałym \ołnierzem, jak i sprytnym karierowiczem. Było to jednak do
    wybaczenia, jeśli słu\yło dobrej sprawie. Pogratulował więc krzepkiemu kapitanowi przystania do nich i
    przestał się nad tym zastanawiać.
    Dziesiątki ludzi trudziło się ściąganiem z poległych nadających się do u\ytku zbroi i składaniem zwłok na
    stosach pogrzebowych, kiedy na pobojowisku pojawił się Prospero. Jego zbroja, zachlapana zakrzepłą krwią,
    wyglądała jak zardzewiała, a on sam wydawał się w wyjątkowo dobrym nastroju.
     Co jest?  zapytał Conan.
     Same dobre rzeczy, generale!  zawołał Prospero.  Zdobyliśmy całą kolumnę taborów, z
    zaopatrzeniem i bronią wystarczającą dla sił dwa razy większych ni\ nasze.
     Dobra robota  mruknął Conan.  Co z końmi?
     Partyzanci wyłapali je w lesie. Wzięliśmy te\ kilka tysięcy jeńców. Pallantides chce wiedzieć, co ma z
    nimi zrobić.
     Niech zaproponuje im przyłączenie się do nas. Je\eli odmówią, niech idą, dokąd chcą. Bez broni nam
    nie zaszkodzą  powiedział Conan.  Je\eli mamy wygrać tę wojnę, musimy zjednać sobie tyle
    przychylności, ile tylko się da.
     Bardzo dobrze, generale. Czy są jakieś inne rozkazy?  zapytał Prospero.
     Tego ranka ruszamy do Culario. Partyzanci donieśli, \e między nami a miastem nie ma \adnych wojsk
    nieprzyjaciela.
     Zanosi się na łatwy marsz do Tarancji  uśmiechnął się Prospero.
     Mo\e tak, mo\e nie  odpowiedział Conan, mru\ąc oczy.  Za kilka dni wieść o zmia\d\eniu Legionu
    dotrze do Bossonii i Gunderlandu i tamtejsze garnizony ruszą na południe, by przeciąć nam drogę. Jeśli nie
    będą zwlekać, to powinno się im to udać.
     Owszem, gdy będzie im dowodzić hrabia Ulric z Raman  rzekł Prospero, po czym zwrócił się do
    idÄ…cego ku nim Trocera:
    Strona 39
    Carter Lin - Conan wyzwoliciel
     Co sÄ…dzisz o naszej sytuacji, hrabio?
     Szkoda, \e spózniliśmy się na spotkanie z baronami z Północy  powiedział Trocero.  Byłoby nam
    teraz znacznie Å‚atwiej.
    Conan wzruszył szerokimi ramionami.
     Przygotujcie ludzi do wymarszu w południe. Ja pójdę rzucić okiem na jeńców.
    Niedługo pózniej Conan przechodził wzdłu\ linii rozbrojonych \ołnierzy królewskich, przystając tu i ówdzie i
    zachęcając legionistów, by wstępowali do jego armii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl