-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sować.
- %7Å‚artujesz, tak?
- Dlaczego miałbym to robić?
- Will, rozejrzyj się po tym wnętrzu. - Zaczęła ekspre-
syjnie wymachiwać rękami, więc się rozejrzał. Dobre miesz-
kanie, ale nic nadzwyczajnego, na pewno nie tak... chara-
kterystyczne, jak je określił z braku lepszego słowa, jak jej
własne.
Od czasu kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, był pewien jej
smaku. Ubierała się niedrogo, ale bez zarzutu. Zatem ktoś in-
ny musiał urządzać jej mieszkanie. Najprawdopodobniej
matka.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi sprowadzić tyle rzeczy, ale
to, co zostało, było kupowane w sklepach ze starzyzną i tam
powinno wrócić, kiedy wygaśnie umowa. - Chwyciła ręcznik
w obie dłonie i zaczęła energicznie wycierać włosy. -Proszę,
nie mów mi, co mam robić. Sama potrafię podejmować decy-
zje.
Will zaklÄ…Å‚ cicho.
- Nie złość mnie. Dość mam kłopotów w pracy, żeby jesz-
cze dokładać domowe.
Diana wzięła głęboki oddech, przy którym szlafrok się lek-
ko rozchylił.
- Ujmę to inaczej. Nie łączą i nie dzielą nas żadne kło-
poty domowe". Ubiliśmy interes. Oboje byliśmy w tej kwestii
zgodni, inaczej nigdy bym się na coś podobnego nie zgodziła.
Nie było mowy o tym, że przejmiesz kontrolę nad moim ży-
ciem.
72
S
R
- Tak szybko przesądzasz sprawę, Danny? Daj spokój,
dziewczyno, daj mi jakąś szansę - mówił to wyraznie kpią-
cym tonem, w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
Dianę ogarnęło mroczne zmęczenie. Owinęła się szczelniej
szlafrokiem.
- Chciałam tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli.
Will nic nie powiedział, jakby zapraszał, żeby dalej mó-
wiła, próbowała wyjaśniać coś, czego sama dobrze nie rozu-
miała.
- Nie jesteśmy... no wiesz...
- Nie wiem. Kim nie jesteśmy, Danny?
- Prawdziwym małżeństwem!
- Nie jesteśmy? Dziwne. Dobrze pamiętam, że płaciłem za
licencję. Sędzia wypowiedziała odpowiednią formułkę. W
każdym razie nie przypominam sobie, żeby coś przeoczył.
Podpisaliśmy stosowne dokumenty. Według mnie to wszy-
stko czyni nas prawdziwym małżeństwem. - Wiedział, co
Diana chce powiedzieć, ale nie zamierzał ułatwiać jej rozmo-
wy.
Jeśli coś się dla niego rzeczywiście liczyło, w życiu zawo-
dowym i prywatnym, a małżeństwo jest najbardziej prywatną
sprawą każdego człowieka, to była to uczciwość. Jasne sta-
wianie spraw.
Znowu rozłożyła ramiona. Zmieszne, ale nigdy nie zwrócił
uwagi, jak gestykuluje dla podkreślenia słów.
- Nigdy nie słyszałeś o ułożonym małżeństwie, małżeń-
stwie z rozsądku? Na litość boską! Przeczytaj sobie jakiś
73
S
R
romans. Połowa z nich opowiada o małżeństwach z rozsądku.
- Dlaczego?
- Co: dlaczego? - zamrugała oczami. Takie rzęsy, pozba-
wione tuszu, powinny być rejestrowane jako śmiercionośna
broń.
- Dlaczego małżeństwa z rozsądku uważane są za tematy
dobre do romansów?
Wzięła głęboki oddech i złożyła dłonie na podołku, a on
pomyślał: Ajaj!
- Nie wiem. Nie jestem ekspertem od romansów. Może
zmienilibyśmy temat. Ty zaraz wychodzisz, a ja mam dziś
mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Wymień jakąś, miał ochotę powiedzieć, ale się nie ode-
zwał. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, kobietę, którą
poślubił, ponieważ tak mu dyktował honor i dlatego, że tak
należało postąpić. A i dlatego, że go intrygowała.
- Muszę pójść na kilka godzin do biura. Nie mówię ci, co
masz robić, ale wolałbym nie zastanawiać się, gdzie jesteś.
Mogłoby to zniszczyć iluzje, które próbujemy tworzyć. - Nie
próbował ukrywać sarkazmu.
Dziwne, ale rzadko bywał ironiczny. Ta dama miała dar
wydobywania zeń ukrytych cech jego osobowości.
- W porządku - mruknęła nadąsanym tonem. - Jeśli bę-
dziesz chciał się wycofać z tego związku, nie będę protesto-
wała. Możesz w każdej chwili. To nie ja wystąpiłam z pro-
pozycją, jeśli dobrze pamiętasz. Jeśli się boisz, że Sebastian
może się poczuć zażenowany pojawieniem się dziecka, wy-
74
S
R
jadę z miasta. Miałam taki zamiar. - W jej oczach pojawił się
wojowniczy błysk. - Dam sobie radę bez niczyjej pomocy.
Radziłam sobie dotąd sama, poradzę i teraz, jak przez całe
dorosłe życie, a nawet wcześniej.
Will nie miał zwyczaju kłócić się z ludzmi, szczególnie z
kobietami, tym bardziej z kobietą, która była jego żoną, a już
na pewno nie na tematy, które właśnie poruszyli.
Wziął głęboki, uspokajający oddech, podrapał się po bro-
dzie i przeprosił.
- Chyba za daleko się posunąłem. - Nie zamierzał tego
mówić, ale, chciała czy nie, był teraz odpowiedzialny za Dia-
nę i jej dziecko. Uczył się właśnie, co może wyprowadzić ją z
równowagi.
- Tak myślę. Musisz zrozumieć, jakie to dla mnie ważne
móc decydować samej o sobie... Być może trochę mnie po-
niosło. - Jeśli zamierzała uśmiechem rozbroić Willa, całko-
wicie jej się to udało. - Poza tym nie znamy się zbyt długo.
- Ani zbyt dobrze. Najwyższa pora to zmienić, nie są-
dzisz? Odskoczyła od ściany, jakby dotknęła drutu pod na-
pięciem.
- Jeśli o to chodzi, nic więcej nie potrzeba. Na przykład
zobacz, jak dobrze porozumiewamy siÄ™ w kuchni. Zaczynam
nawet lubić stare filmy wojenne o łodziach podwodnych.
Will powoli pokręcił głową.
- Diano, Diano, co ja mam z tobą zrobić? - Wiedział do-
skonale, co miałby ochotę zrobić, ale do tego dojść nie mo-
gło. Był to warunek ich umowy.
- Co byś powiedziała, gdybyśmy wyjechali na kilka dni z
miasta i trochę odpoczęli, kiedy już załatwię sprawy w biu-
75
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl