• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    przywitać, ale nikogo tam nie było.
    Christa drżała.
    - To pewnie on przewrócił beczkę z żarem - powiedział Abel, który też nie był specjalnie
    zachwycony tym Linde-Lou. - I potem dostał się do szpitala, w którym leżał Petrus. A ty
    177
    mówisz, Christo, że nie chciał nic złego i że nie był mordercą. To jak wyjaśnisz te
    wydarzenia?
    Benedikte odpowiedziała w jej imieniu:
    - Wydaje się, że ze względu na Christę Linde-Lou się zmienił. Dla niej mógł zrobić wszystko.
    A przekonał się już wcześniej, że jako zjawa budzi w ludziach śmiertelne przerażenie. Petrus
    chciał zgwałcić Christę. Tego Linde-Lou nie mógł znieść, chciał się zemścić.
    - A Frank? - zapytał Abel.
    - Tego nie umiem wytłumaczyć - szepnęła Christa. Była taka zmęczona i zrozpaczona, że
    chciała umrzeć.
    - Musisz! - nakazał lensman.
    - Nie wiem - powiedziała udręczona. - Może dlatego, że Frank miał pewne plany w stosunku
    do mnie, na które ja nie chciałam się zgodzić... - Christa unikała patrzenia na Abla. - On by
    nigdy nie zaakceptował Linde-Lou, a poza tym zabraniał mi odwiedzin u rodziny mojej matki.
    - Nie zaakceptowałby Linde-Lou jako kogo? - zapytał Abel.
    - Och, nie wiem! - zawołała Christa i ukryła twarz w dłoniach. Chciała powiedzieć: jako
    zięcia, ale przecież nie wypadało. - Jakie to ma teraz znaczenie? Przecież on nic żyje! -
    rozpłakała się.
    Benedikte wtrąciła pospiesznie:
    - Wcale się natomiast nie dziwię, że ten zboczeniec, który uprowadził małego Joachima,
    został śmiertelnie przestraszony.
    - Linde-Lou kochał dzieci - potwierdziła Christa. - Nie darowałby nikomu, kto je krzywdził.
    - Dość! Nie chcę już dłużej słuchać o upiorach - przerwał im proboszcz niecierpliwie. - Czy
    wy nie rozumiecie, że to jakiś zwyczajny, żywy człowiek, który z niewiadomego powodu
    podawał się za tego Linde-Lou?
    - Och, gdyby to mogło być takie proste! - zawołała zrozpaczona Christa.
    - Rozmawiałaś z żywą istotą, co do tego nie może być wątpliwości. Wszystko inne to
    szaleństwo. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają i opowiadanie o duchach to zwyczajne
    bajdurzenie!
    - Christa, podobnie jak ja, należy do... cokolwiek dziwnych ludzi - rzekła Benedikte
    spokojnie.
    178
    - Nigdy w to nie uwierzę. Nikt nie jest, jak pani to powiedziała, dziwny w taki sposób. A teraz
    skończmy już z tym, zwłaszcza że pada coraz bardziej.
    - O, to akurat nie ma znaczenia - rzekł doktor.
    - W każdym razie ja pomodlę się i pobłogosławię groby, a pózniej przeniesiemy ziemskie
    resztki tych wszystkich biedaków na cmentarz koło kościoła.
    Christa przelękła się okropnie.
    - Nie! - wykrztusiła.
    Wszyscy spoglÄ…dali na niÄ…, nie pojmujÄ…c, o co chodzi.
    - Nie, proszę się tu nie modlić! Jeszcze nie teraz!
    - Co się z tobą dzieje? - spytał Abel. - Ty, taka bogobojna?
    - Tak, tak, ale...
    - Myślę, że Christa ma rację - westchnęła Benedikte i rozejrzała się wokół. - Tutaj znajduje
    się coś, co nie chce błogosławieństwa.
    - Cóż za głupstwa! - oburzył się proboszcz.
    Reszta zebranych jednak milczała i nikt się nie ruszał z miejsca. Ukradkiem spoglądali w
    stronÄ™ lasu otaczajÄ…cego polankÄ™.
    I po chwili usłyszeli wszyscy to, o czym przedtem tylko słyszeli. Przeciągłe, głośne
    zawodzenie spoza zamkniętych warg, jak pełen przestrogi jęk, głuche westchnienie,
    straszne.
    - Proszę się modlić, pastorze! - zawołał Abel.
    - Tak, niech pastor zaczyna, szybko! - powtórzył jak echo jeden z grabarzy i zataczając się
    zaczął uciekać.
    Pastor patrzył bez słowa na zebranych, a potem rozpoczął rytuał wyświęcania.
    Dziwna, bura ciemność zaległa nad polaną. Grabarze krzyczeli:  Panie Jezu, ulituj się!
    Lensman skulił się, obejmując rękami głowę, w koronach drzew rozległ się szum, drzewa
    przyginały się do ziemi jak pod wpływem wichury. Pastor został odrzucony daleko na środek
    polany, wszyscy krzyczeli przerażeni.
    I wtedy rozległ się silny, władczy głos Benedikte:
    179
    - Nie dostaniesz jej, Linde-Lou, i dobrze o tym wiesz! Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy
    twego dobra, ale nawet gdybyś dziś jeszcze powrócił do życia, i tak jej nie dostaniesz.
    Twoim ojcem był Ulvar, Imre mi to powiedział, a w takim razie ona jest dla ciebie
    niedostępna! Odejdz więc! Pozwól sobie na odpoczynek, którego tak potrzebujesz i na który
    zasłużyłeś! Christa nigdy o tobie nie zapomni, ona cię nadal kocha, chociaż wie, że umarłeś
    dawno temu. Zostaw ją teraz, najdroższy przyjacielu i kuzynie! Zostaw nas, pomyśl o
    spokoju twego rodzeństwa!
    Kiedy zerwała się wichura, Christa ukryła twarz w dłoniach. Stała wstrząsana płaczem,
    wszystko było takie straszne, takie potwornie tragiczne. Nie widziała, że wichura
    poprzewracała mężczyzn, słyszała tylko stanowczy głos Benedikte, a potem ponawiane
    modlitwy pastora, tym razem odmawiane ciszej i jakby niepewnie.
    Powoli, powoli wiatr nad polanką przycichał. Christa otworzyła oczy. Ciemność zrzedła i
    słychać było tylko szum deszczu.
    - W imię Jezusa Chrystusa. Amen! - zakończył proboszcz swoją modlitwę.
    Linde-Lou ustąpił. Teraz już nie będzie mógł więcej wrócić na ziemię. Nie będzie mógł więcej
    zobaczyć swojej ukochanej Christy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl