• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    tracili głowy i uganiali się za panienkami o połowę od nich młodszymi. Zawsze uważał, że to
    żałosne.
    Callie poruszyła się niespokojnie.
     Jeśli jesteś gotów, to lepiej już jedzmy. O tej porze ruch na autostradzie jest dość duży.
    Kiedy zjedziemy na boczną drogę, będzie trochę luzniej, ale nie aż tak bardzo.
     Ty tu rzÄ…dzisz.
     Chciałabym to dostać na piśmie.
     Moje słowo nie wystarczy?
     Właściwie to tak. Chyba nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś inny przejmuje
    odpowiedzialność za moje sprawy.  Wyglądała na zaskoczoną, nawet na trochę zadowoloną.
     Odpręż się i ciesz się tą chwilą.
     Ha!
    Chyba była już trochę spokojniejsza. Przynajmniej nie mięła sukienki. Miał wrażenie, że
    odkąd się dowiedziała o spaleniu się swojego domu, wcale nie spała. Wyglądała tak krucho, że
    pragnął ją karmić, chronić i bronić, chociaż i tak wiedział, że mimo braku snu jest dużo twardsza,
    niż na to wygląda.
    Dlaczego więc myślał, że jest delikatna?
    Skąd się u niego wzięły takie uczucia? Te i jeszcze inne.
    Hank zatrzymał się na parkingu dla ciężarówek i przyjrzał się dziewczynie śpiącej obok
    niego. Kiedy zasnęła, zdjął jej okulary. Bez nich wyglądała bezbronnie jak pisklę. Nie chciał jej
    budzić, ale, o ile mapa nie kłamała, lada moment przekroczą granicę hrabstwa Potrzebował
    instrukcji, jak znalezć ten jej dom.
    A przynajmniej miejsce, w którym dom ów stał przez ponad sto lat, zanim się spalił do
    fundamentów.
    Hank zadzwonił do Manie z samolotu. Jeszcze nie mówił o tym Callie. Miał zamiar to
    zrobić, ale potem zadzwonił Greg. Dlatego więc nie powiedział Callie o Manie, a potem były te
    turbulencje i musiał jakoś odwrócić jej uwagę, a potem wszystko wymknęło się spod kontroli.
    Callie poruszyła się.
     Co... Gdzie jesteśmy?
     Myślałem, że może chciałabyś skorzystać z łazienki. Kupiłem trochę napojów. Jesteśmy w
    hrabstwie Yadkin, ale nie jestem pewien, gdzie. Możesz dać mi parę wskazówek?
     Wolałabym się najpierw odświeżyć.
     ProszÄ™ bardzo.
    Po drodze kupiła kilka batoników. Podała mu jeden, a drugi rozpakowała i ostrożnie ugryzła.
    No nie, nawet jej zęby go podniecały!
     Wróć na autostradę, skręć na następnym zjezdzie, potem jedz jakieś dwa kilometry na
    północ i znów skręć w lewo. Jeszcze z pół kilometra jazdy i będziemy na Riley Road. To tam.
    Zapach dymu przedostał się do samochodu długo przedtem, jak skręcili w Riley Road.
    Pojechali do końca uliczki, która po ostatnich deszczach nie była bynajmniej równa.
    Widok był okropny. Drzewa starsze od domu zostały mocno osmalone, kilka spłonęło. To, co
    kiedyś musiało być eleganckim trawnikiem, zostało rozjeżdżone przez ciężkie wozy strażackie.
    Wszędzie leżały puszki po napojach i opakowania po przekąskach, może porozrzucane przez
    sąsiadów, którzy przyszli zaoferować swoją pomoc. Albo raczej przez gapiów.
    Słyszał, jak Callie gwałtownie wciąga powietrze w płuca. Miał ochotę zawrócić i zabrać ją
    daleko stąd. Ale nie mógł tego zrobić. Nawet gdyby się zgodziła. Mniejsza o praktyczne aspekty
     musiała uporać się z sytuacją na miejscu.
     Kominy  szepnęła.  Grace mówiła, że wczoraj w nocy jeszcze stały. To wszystko
    zdarzyło się tylko wczorajszej nocy?
     Wciąż tu stoją, jak na straży.  Na straży czego? Mówił jak jakiś domorosły filozof.
    Odchrząknął i spróbował poruszyć jakiś bardziej przyjemny temat.  Solidnie zbudowane 
    powiedział, jakby to mogło jej wynagrodzić wszystko inne.
    Dostrzegł trzy kominy, jeden z kamienia i dwa z cegły. Stały wysokie i opuszczone pośród
    czarnych, wciąż dymiących ruin.
     Muszę wysiąść  powiedziała Callie.
    Skinął głową bez słowa, po czym wysiadł i stanął obok niej. Wydawało się, że patrzyli na
    resztki domu godzinami. Zwęglone drewno. Rozbite szkło. Poskręcany metal  małe kawałki rur.
    Trochę sczerniałych sprzętów.
    Chciał ją stąd zabrać. Może powinien był pozwolić jej polecieć wybranym uprzednio
    samolotem. Może zanimby tu dotarła, ruiny przynajmniej przestałyby dymić.
    Ale nie mógł pozwolić jej lecieć tu samej. Potrzebowała go i  chociaż brzmiało to
    idiotycznie  on musiał być tu, przy niej.
     Callie, nic się nie da zrobić, dopóki wszystko nie wystygnie.
     Był lawendowy.
     Co było lawendowe?
     Mój dom. Wolałam myśleć, że jest szary, bo lawendowy to dziwny kolor ścian domu, ale
    taki był. Kolor nazywał się  hawajski heliotrop . Farbę dostałam naprawdę tanio, bo nikt inny jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl