• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

     Edenie", aby przekazać mu część depozytu. O tym, że dolary są fałszywe nie miał zielonego
    pojęcia. Te i pozostałe wyjaśnienia były bardzo sprytne i stanowiły konsekwentną realizację
    przyjętej przez zatrzymanego linii obrony. Doskonale zorientowany w prawnych i
    kryminalistycznych aspektach swojej sprawy dążył do oddalenia od siebie zarzutu o czyn z
    art. 12 obowiązującego wówczas tzw. małego kodeksu karnego, ustawy wyjątkowej,
    przewidującej najwyższe kary za przestępstwa szczególnie niebezpieczne, w tej liczbie
    również za fałszerstwa pieniędzy polskich lub zagranicznych. Wprawdzie to, co sam
    wyjaśnił, dawało podstawy do przedstawienia mu zarzutu z art. 45 ustawy karnej skarbowej,
    jednakże wówczas- jego sytuacja procesowa byłaby bardzo korzystna. Zamiast zarzutu o
    zbrodnię miałby przedstawiony zarzut o występek, popełniony w łagodzących
    okolicznościach i nie uzasadniający zastosowania środka zapobiegającego w postaci
    tymczasowego aresztowania. Przeciwko takiemu rozstrzygnięciu przemawiały nie tylko
    względy prawne.
    lecz również- taktyczno-kryminalistyczne. W rękach prokuratury i milicji znajdowało się
    tylko jedno ogniwo długiego łańcucha fałszerskiego i tylko okruszek tego, co fałszerze
    sfabrykowali. Ekspertyza zakwestionowanych u Naumca banknotów, przeprowadzona w
    Zakładzie Kryminalistyki KG MO w ciągu zaledwie jednej nocy, bezspornie wykazała, że
    chodzi tu o bardzo dobrze wykonane falsyfikaty. Zdaniem ekspertów, metody i techniki,
    którymi posłużyli się przestępcy, były bardzo wydajne i gwarantowały wytworzenie w ciągu
    krótkiego czasu olbrzymich ilości falsyfikatów. Sam Naumiec był kluczem do rozwiązania
    zagadki fałszerskiego gangu i wszystko zależało od tego, jak się z nim postąpi. W grę
    wchodziły dwie koncepcje taktyczne: pierwsza zakładała aresztowanie podejrzanego i
    liczenie na to, że w toku dalszych przesłuchań ujawni on znane sobie szczegóły na temat
    składu gangu, lokalizacji ośrodka fałszerskiego, kolporterów itp.; druga sprowadzała się do
    zwolnienia podejrzanego, z równoczesnym objęciem kontroli nad tym, co będzie poczynał, z
    kim nawiąże kontakty i jakie miejsca odwiedzi. Każda z tych koncepcji miała swoje wady i
    zalety. Nadzieja na to, że po aresztowaniu Naumiec ujawni szczegóły i okoliczności
    przestępstw gangu, była znikoma w świetle jego dotychczasowej postawy, a poza tym nikt
    nie mógł mieć pewności co do tego, że podejrzany nie jest pionkiem i kulisy fałszerstw są mu
    znane. Trzeba było też liczyć się z tym, że po zwolnieniu z aresztu wymknie się spod kontroli
    milicji i zacznie się ukrywać bądz będzie wodził za nos inwigilujących go i nigdy nie
    doprowadzi ich tam, gdzie sobie tego życzą. Pomimo tych zastrzeżeń i uwag, ostatecznie
    wybrano koncepcję drugą. Kapitan Zioło, który ją preferował, osobiście dopilnował tego, aby
    informacje o tym, co zrobi lub powie Naumiec. trafiały na jego biurko o każdej porze dnia i
    nocy. Rozpoczął się wielki poker inspektora z fałszerzem.
    Naumiec tylko przez pierwsze dni zachowywał pełną samokontrolę i czujność. Ponieważ
    nie zauważył, aby
    ^ktokolwiek go obserwował bądz interesował sią tym, o czym i z kim. rozmawia, zaczął czuć
    się swobodniej i śmielej sobie poczynać. W następnym tygodniu skontaktował się z
    kilkudziesięcioma osobami. Ze znanych milicji jego wypowiedzi i sposobu, w jaki go
    przyjmowano i traktowano w różnych środowiskach, wynikało, że nie zwierzył się nikomu z
    tego, iż był zatrzymany i przesłuchiwany przez milicję. Kto wychodzi z aresztu jest spalony
    w swoim środowisku przestępczym, wspólnicy i kumple odsuwają się od niego jak od
    zarażonego, nie dopuszczają go do swoich ciemnych spraw i sprawek. Lody nieufności i
    podejrzliwości topnieją dopiero po pomyślnym przejściu kwarantanny, swoistego testu
    szczerości, który nieraz może trwać długo i łączyć się z różnymi próbami, nie wykluczając
    tortur. Dyskrecja inwigilowanego była milicji bardzo na rękę, dając nadzieję na rozpoznanie i
    identyfikację nowych osób i środowisk. O tym, że Naumiec może doprowadzić do takich
    osób i środowisk, kapitan przekonał się już niebawem. Do ludzi Zioły dotarły wypowiedzi
    obserwowanego, że falsyfikaty banknotów dolarowych są dziełem dużego, zorganizowanego
    gangu z Warszawy, największego, jaki kiedykolwiek w Polsce istniał i działał, a on jest jego
    członkiem. W związku z tym należało bliżej zainteresować się osobami, z którymi Naumiec
    skontaktował się na wolności. Przede wszystkim zwrócono uwagę na Leona Kurzaja, 36-
    letniego mężczyznę o wykształceniu podstawowym, z zawodu szlifierza, zatrudnionego w
    prywatnym zakładzie meblarskim, zamieszkałego w Warszawie. Był on dobrze znany milicji
    z racji swoich wyczynów kryminalnych, awantur i kontaktów z podejrzanymi środowiskami.
    W 1961 roku Komenda Dzielnicowa MO Warszawa  %7łoliborz prowadziła przeciwko
    niemu dochodzenie o spekulację, a kilka miesięcy pózniej trafił do więzienia za czyn o cha-
    rakterze chuligańskim. Miał rozległe znajomości wśród handlarzy obcą walutą, paserów i
    właścicieli melin, widywano u niego duże sumy pieniędzy polskich i zagra
    nicznych. I tylko te ostatnie ustalenia sugerowały, że może on mieć jakiś związek z grupą
    fałszerzy dolarów, bo pozostałe cechy jego osobowości czyniły te skojarzenia bardzo
    wątpliwymi. Prymitywny kryminalista, umiejący zaledwie pisać i czytać, obracający się w
    rynsztokowym towarzystwie, ubrany i zachowujący się jak śmieć miałby tkwić w grupie,
    mającej dostęp do najnowocześniejszej techniki poligraficznej, złożonej z prawników oraz
    dżentelmenów tej klasy co Naumiec? Nie. takiej ewentualności kapitan Zioło nie dopuszczał
    i kto wie, czy Kurzaj nie zostałby wyeliminowany z kręgu podejrzeń, gdyby nie wpłynęła
    następna informacja. Ciągle obstawiony ludzmi kapitana Naumiec wygadał się. że Kurzaj
    współdziała z pewnym Cyganem, któremu przekazał w celu dalszej odprzedaży 5000 fałszy-
    wych dolarów. Cygan nie dotrzymał jednak warunków umowy i przepadł gdzieś w sinej dali.
    Prowadzący sprawę uznali, że warto byłoby odnalezć Cygana i jego depozyt. ale zarządzone
    w skali kraju poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Wobec tego ponownie powrócono do
    osoby Kurzaja. człowieka już w tej chwili bardziej interesującego niż Cygan i Naumiec. Ale
    pierwsze próby zorganizowania kontroli nad nim spełzły na niczym. Kurzaj był wyjątkowo
    przebiegłym i czujnym przestępcą. Palił ludzi kapitana jak zapałki, kilku z nich o mało co nie
    przypłaciło tego życiem. Trzeba było zabrać się do dzieła bardziej koronkowo, a narzędziem
    umożliwiającym osiągnięcie tego celu miała być kochanka Kurzaja. O kobiecie tej wiedziano [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl