• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Zpiew i miarowe bicie bębnów rozbrzmiewało coraz głośniej. Przenikliwie,
    niemal skocznie zagrały piszczałki, potem basowo zagrzmiały rogi.
     Co o tym sÄ…dzisz, Belgaracie?  huknÄ…Å‚ Barak.  Ten Yarblek wydaje siÄ™
    rozsądny, ale to jednak Angarak. Wystarczy, że powie słowo, a będziemy tu mieli
    setkę Murgów.
     On ma rację, ojcze  zgodziła się ciocia Pol.  Dostatecznie poznałam
    Nadraków, by wiedzieć, że Yarblek nie był nawet w przybliżeniu tak pijany, ja-
    kiego udawał.
    Belgarath ściągnął wargi.
     Może to nie najlepszy pomysł, by stawiać wszystko na kartę niechęci Nad-
    raków do Murgów  przyznał.  Może jesteśmy niesprawiedliwi dla Yarbleka,
    ale i tak lepiej wymknąć się stąd, zanim Taur Urgas wystawi straże dookoła. Nie
    wiadomo, jak długo zechce tu pozostać. A kiedy już rozbije obóz, możemy mieć
    kłopoty z wyjazdem.
    Durnik odsunął czerwony dywan na tylnej ścianie namiotu, sięgnął pod nią
    i wyjął kilka kołków. Potem uniósł wojłok.
     Możemy wyczołgać się tędy.
     Chodzmy zatem  postanowił Belgarath.
    Jedno po drugim, wysuwali się z namiotu na chłodny wiatr.
     Wezcie konie  polecił szeptem Belgarath. Rozejrzał się, mrużąc oczy. 
    Do tamtej rozpadliny.  Wskazał łożysko potoku tuż za ostatnim rzędem namio-
    tów.  Jeśli przemkniemy się za namiotami, powinniśmy dotrzeć tam nie zauwa-
    żeni. Przypuszczam, że wszyscy tutaj pobiegną oglądać wjazd Taura Urgasa.
     Czy król Murgów zna ciebie, Belgaracie?  zapytał Mandorallen.
     Może. Nigdy się nie spotkaliśmy, ale mój opis od dawna już krąży po Cthol
    Murgos. Lepiej nie ryzykować.
    Poprowadzili konie za namiotami i bez kłopotów dotarli do rozpadliny.
     Potok spływa po drugiej stronie tamtego wzgórza.  Barak wyciągnął
    rękę.  Jeśli pójdziemy korytem, przez całą drogę będziemy osłonięci. Potem,
    kiedy wzgórze znajdzie się między nami a obozem, możemy odjechać niepostrze-
    żenie.
     Już prawie wieczór.  Belgarath spojrzał na ciemniejące niebo.  Po-
    dejdzmy kawałek, a potem zaczekamy do zmroku.
    Szli rozpadliną, póki nie ukryło ich niewielkie wzniesienie.
     Lepiej uważać, co się dzieje  stwierdził Belgarath.
    Barak i Garion wyczołgali się z rozpadliny i wspięli na szczyt wzgórza, gdzie
    zalegli wśród niskich krzaków.
     NadchodzÄ…  mruknÄ…Å‚ Barak.
    187
    Murgoscy żołnierze o posępnych twarzach maszerowali ósemkami w rytm
    miarowych uderzeń bębnów. Między nimi, na grzbiecie czarnego konia, pod roz-
    wianym czarnym sztandarem jechał Taur Urgas. Był wysokim mężczyzną o mu-
    skularnych, pochyłych ramionach i kanciastej, okrutnej twarzy. Grube ogniwa je-
    go kolczugi pokryto czerwonym złotem i wyglądały jak skąpane we krwi. Szero-
    ki metalowy pas opinał go w talii, pochwa miecza na lewym biodrze skrzyła się
    od klejnotów. Szpiczasty stalowy hełm opadał nisko nad czarnymi brwiami. Do
    hełmu przymocowano krwawoczerwoną koronę Cthol Murgos. Rodzaj kaptura
    z kolczugi osłaniał grzbiet i szyję króla, opadając aż na ramiona.
    Kiedy dotarł przed niski, prostokątny budynek posterunku, Taur Urgas zatrzy-
    mał konia.
     Wina!  rozkazał. Niesiony lodowatym wiatrem głos brzmiał nieprzyjem-
    nie blisko. Garion wczołgał się trochę głębiej w krzaki.
    Murgo, który zarządzał posterunkiem, wbiegł do wnętrza i natychmiast poja-
    wił się znowu, niosąc gąsior i ciężki metalowy puchar. Taur Urgas chwycił puchar,
    wychylił, po czym zgniótł powoli, zaciskając palce swej potężnej pięści. Barak
    parsknÄ…Å‚ wzgardliwie.
     O co tu chodzi?  szepnÄ…Å‚ Garion.
     Nikt nie pije z kielicha, którego używał Taur Urgas  wyjaśnił rudobrody
    olbrzym.  Gdyby Anheg się tak zachowywał, jego wojownicy spuściliby go do
    zatoki pod Val Alorn.
     Czy masz imiona wszystkich cudzoziemców w obozie?  Król zwrócił się
    do zarządcy. Niesione wiatrem słowa wyraznie rozbrzmiewały w uszach Gariona.
     Jak rozkazałeś, straszliwy królu  odparł Murgo z niskim pokłonem. Wy-
    ciągnął z rękawa i wręczył władcy zwój pergaminu.
    Taur Urgas rozwinął pergamin i spojrzał na spis.
     Przywołajcie Nadraka Yarbleka  rozkazał.
     Niech zbliży się Yarblek z Gar og Nadrak!  krzyknął oficer stojący u bo-
    ku króla.
    Yarblek wystąpił. Wiatr szarpał jego wojłokowym płaszczem.
     Nasz kuzyn z północy  powitał go chłodno Taur Urgas.
     Wasza wysokość. . .  Yarblek skłonił się lekko.
     Lepiej byłoby, gdybyś stąd odjechał, Yarbleku  oświadczył król.  Moi
    żołnierze otrzymali pewne rozkazy, a niektórzy z nich mogą w swej gorliwości nie
    rozpoznać kuzyna Angaraka. Jeśli zostaniesz, nie mogę zagwarantować ci bezpie-
    czeństwa. A byłbym zasmucony, gdyby spotkało cię coś nieprzyjemnego.
    Yarblek skłonił się ponownie.
     Moi słudzy i ja odjedziemy natychmiast, wasza wysokość.
     Jeśli są Nadrakami, mają moje pozwolenie. Jednak cudzoziemcy muszą
    pozostać. Jesteś wolny, Yarbleku.
     W ostatniej chwili wydostaliśmy się z namiotu  mruknął Barak.
    188
    Nagle z budynku wyszedł mężczyzna w pordzewiałej kolczudze okrytej brud-
    ną brązową kamizelą. Był nie ogolony, a białko jednego oka błyszczało mu nie-
    naturalnie.
     Brill!  wykrzyknÄ…Å‚ Garion.
    Oczy Baraka były jak lód.
    Brill pokłonił się Taurowi Urgasowi z niezwykłą gracją.
     Witaj, potężny władco  powiedział. Mówił obojętnym tonem, nie okazu-
    jÄ…c szacunku ani trwogi.
     Co tu robisz, Kordochu?  spytał zimno Taur Urgas.
     Podróżuję w interesach mego pana, straszliwy królu.
     Jakie interesy może prowadzić Ctuchik w takim miejscu?
     To sprawa osobista, wielki królu  odpowiedział wymijająco Brill.
     Wolę mieć na oku ciebie i innych Dagashi, Kordochu. Kiedy wróciłeś do
    Cthol Murgos?
     Kilka miesięcy temu, o Zbrojne Ramię Toraka. Gdybym wiedział, że cię
    to interesuje, posłałbym wiadomość. Ludzie, z którymi mam się rozprawić na
    polecenie mego pana, wiedzą już, że ich ścigam. Dlatego moje poruszenia nie są
    tajemnicÄ….
    Taur Urgas zaśmiał się krótko, bez śladu wesołości.
     Starzejesz się, Kordochu. Większość Dagashi zakończyłaby już sprawę.
     Chodzi o wyjątkowych ludzi.  Brill wzruszył ramionami.  Zresztą to
    już nie potrwa długo. Gra jest prawie skończona. Ale przypadkiem, wielki królu,
    mam dla ciebie prezent.
    Pstryknął palcami i dwóch jego ludzi wyszło z budynku, ciągnąc między so- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl