-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A co dopiero będzie za trzecim... Zaśmiała się niemal bezgłośnie. Nie miała ochoty
otwierać oczu.
- Och, Boże, pudding! - krzyknęła nagle. Przekręciła głowę, żeby spojrzeć na
kuchennÄ… klepsydrÄ™. Czas gotowania dawno minÄ…Å‚.
- Puść mnie! Muszę go ratować!
Becky zeskoczyła ze stołu, podbiegła do pieca i ręką, owiniętą ścierką, zdjęła rondel z
ognia, podczas gdy Alec wsuwał koszulę w spodnie.
- Przepraszam, jaśnie panie... Obydwoje spojrzeli ku otwartym drzwiom. Tęga
gospodyni, opasana fartuchem, stała w kącie korytarza, unikając w ten sposób widoku,
którego nie powinna była oglądać.
- O co chodzi? - Alec pospiesznie przygładził rozwichrzone włosy.
- Gość do jaśnie pana.
- Dziękuję, zaraz przyjdę. W korytarzu zaskrzypiała posadzka i gospodyni oddaliła się
pospiesznie, bez wÄ…tpienia zgorszona.
- To na pewno Fort i cała reszta. A mówiłem, że spotkam się z nimi dopiero w
pawilonie! Nie posłuchali mnie, jak zawsze. Schowaj się gdzieś, póki się ich nie pozbędę. Nie
powinni cię widzieć. Mogą nam napytać biedy swoją nieostrożnością. Zaraz tu wrócę.
Becky, zarumieniona, zapinała stanik.
- ZobaczÄ™ tylko, co z puddingiem.
Alec nabrał tchu, poprawił ubranie i pospiesznie wyszedł na korytarz. Był zdumiony i
zarazem zachwycony, że się zaręczył. Bracia chyba mu nie uwierzą. Poślubienie Becky było
czymś słusznym i honorowym. Cieszył się, że uparta dama jego serca wreszcie zgodziła się
wyjść za niego, ale radowało go też coś więcej. Po raz pierwszy w życiu czuł, że może
związać się z jakąś kobietą. I po raz pierwszy gotów był podjąć takie zobowiązanie. Uznał
jednak, że lepiej o tym za wiele nie rozmyślać, bo najpierw musi się do tej sytuacji
przyzwyczaić. Ale nic nie mogło wytrącić go z błogostanu.
Raczej wbiegł, niż wszedł do holu. Gospodyni stała u stóp schodów, wskazując na
pierwsze piętro, gdzie mieścił się salon, z zaambarasowaną miną.
Nim jeszcze do niego dotarł, uderzyło go, że jego hałaśliwi przyjaciele zachowują się
tym razem dziwnie cicho. Wszedł do salonu i zamarł na widok gościa.
- Najmilszy! - Lady Campion powitała go wystudiowanym uśmiechem, wyciągając ku
niemu ręce.
Alec zbladł. Przez chwilę nie wiedział, co robić. Potem zakipiał w nim gniew. Cóż
ona, u diabła, tutaj robi?
- Czy się nie cieszysz, że mnie widzisz? Głos ugrzązł mu w gardle. Już od dawna
kontakty z baronessą wprawiały go w zakłopotanie. Czuł wtedy niesmak, zmieszany z
poczuciem winy. Teraz jednak jej widok go przeraził. Jeśli dowie się o Becky... A, co gorsza,
jeśli Becky dowie się o niej...
Z największym trudem przełknął ślinę. Musi się opanować, bo inaczej wszystko
przepadnie. Należało chronić Becky i usunąć stąd Evę. A najłatwiej się jej pozbędzie, kiedy ją
ułagodzi. Nie wolno mu dopuścić, by zaczęła się czegoś domyślać.
Eva Campion, od czasu gdy zdobyła nad nim władzę dzięki swoim pieniądzom, stała
się niesłychanie zaborcza. Kiedy na wszelkie sposoby dawał jej do zrozumienia, że ich
zażyłość należy uważać za zakończoną, Eva wkrótce narzucała mu się ponownie. Wiedział,
że nie przyjęłaby z satysfakcją wiadomości o jego zaręczynach, w dodatku z dziewczyną
znacznie młodszą i ładniejszą od niej.
Jeśli się dowie o Becky, to wkrótce będzie o niej wiedziało całe towarzystwo,
włącznie z Michaiłem Kurkowem. I nawet nie próbował sobie wyobrażać, co by powiedziała
Becky, gdyby poznała prawdę. Zwłaszcza teraz. Pewnie zerwałaby zaręczyny.
Nie mógł nic zrobić, póki Eva nie odejdzie. Miał jedynie nadzieję, że Becky
posłusznie schowa się gdzieś. Do diabła! Powinien jej był o wszystkim powiedzieć wcześniej.
Nie potrafił się jednak do tego zmusić.
Eva, która szarogęsiła się w salonie, jakby należał do niej, budziła w nim wzrastający
gniew. Koniecznie musi się jej pozbyć, zanim ta nędznica zdoła wszystko zniszczyć. Jak
śmiała tutaj wtargnąć?
- Czemu zawdzięczam twoją wizytę, milady?
- Czy tak się wita dobrą znajomą? - Eva podeszła do niego i nadstawiła mu uróżowany
policzek do pocałunku. Alec cofnął się odruchowo.
- Ach, co za brak względów! - upomniała go z pełnym wyższości uśmiechem i lekko
uderzyła złożonym wachlarzem po ręce. - Brakowało mi cię. Dlaczego nie zatrzymałeś się na
Black Lion Street wraz z twoimi niemądrymi przyjaciółmi? Co, znów jesteś w złym
humorze? Powinnam to była przewidzieć. Robisz się wtedy taki pociągający! - Uszczypnęła
go żartobliwie.
- Czego chcesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl