• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Co się stało? Mówisz tak dziwnie.
    - Nic, nic. ZachowujÄ™ siÄ™ jak idiotka. Tak bardzo za
    tobą tęskniłam.
    - Czas więc nadrobić zaległości. Chodz.
    Następnego ranka Fatmah przyniosła Catherine śnia-
    danie o dziewiÄ…tej.
    - Niezbyt dobrze się dziś czuję. Chcę poleżeć w łóżku
    i proszę, żeby mi nie przeszkadzano - powiedziała Ca-
    therine.
    - Zawiadomię księcia. On na pewno wezwie lekarza!
    S
    R
    - Nie, nie. To naprawdę nic poważnego. Takie
    kobiece niedomagania. Jutro na pewno poczujÄ™ siÄ™
    lepiej.
    - Jak pani sobie życzy.
    Catherine zawahała się przez chwilę, po czym po-
    wiedziała:
    - Dziękuję ci, Fatmah. Dziękuję za wszystko.
    Służąca spojrzała na nią niepewnie, a potem ukłoniła
    się i wyszła z pokoju.
    Catherine szybko zjadła śniadanie. Nie miała co pa-
    kować. Niczego przecież nie mogła ze sobą zabrać. Zo-
    stawiła klejnoty, które dostała od Tamara, zatrzymując
    tylko nefrytowÄ… bransoletÄ™.
    Tamar nazwał ją bransoletą niewolnicy.  Dopóki ją
    nosisz, należysz do mnie" - powiedział.
    O wpół do jedenastej rozległo się pukanie do drzwi.
    - Kiedy Catherine je otworzyła, do środka weszła kobieta
    w arabskim stroju.
    - Proszę się pospieszyć - szepnęła. - Moja pani wy-
    jeżdża za kilka minut.
    Służąca ściągnęła z siebie ciemną, arabską suknię,
    okrycie głowy, zasłonę na twarz i podała to wszystko Ca-
    therine, która szybko się przebrała. Kobieta podała jej
    jeszcze małe, lekko przyciemniane okulary.
    - Czasami je noszÄ™.
    - Dziękuję. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę...
    - Zohra. Mam na imię Zohra. Musimy się spieszyć.
    S
    R
    Zaprowadzę panią do wyjścia dla służby. Tam będzie na
    panią czekała Seferina.
    Catherine raz jeszcze rozejrzała się po pokojach, które
    przez krótki czas były jej domem. Co zrobi Tamar, kiedy
    dowie się, że zniknęła? Jak zareaguje? Czy pomyśli, że
    ktoś ją porwał tak samo jak w Marrakeszu? Nie mogła
    go tak zostawić.
    - Zaczekaj - odezwała się do służącej.
    Pobiegła do sypialni i na kartce z notatnika napisała:
     Wybacz mi". Położyła kartkę przy łóżku. Wymknęły się
    na korytarz. Catherine nigdy wcześniej nie była w tym
    miejscu pałacu. Korytarze były ciemniejsze i kręte.
    W końcu jednak doprowadziły je do wyjścia.
    Jakaś kobieta wyłoniła się z cienia. Wymieniła z Zoh-
    rą kilka słów po arabsku, aż wreszcie Zohra pożegnała
    się z Catherine i zniknęła w cieniu.
    - Taali! - powiedziała Seferina. - Chodz za mną.
    Kiedy wyszły na zewnątrz, Catherine zobaczyła długą,
    czarną limuzynę. W środku była już Zenobia. Jej mąż
    czekał obok samochodu.
    - Szybciej - krzyknął. - Moja żona nie ma czasu.
    Catherine zaschło z wrażenia w gardle. Jeśli ją roz-
    pozna... Co będzie, gdy zacznie z nią rozmawiać?
    - Nie odzywaj się - szepnęła Seferina.
    - Zohra - krzyknął mąż. - Na pewno wszystko spa-
    kowałaś?
    - Ja się tym zajęłam - czym prędzej odezwała się
    S
    R
    Seferina. - Zapewniam cię, sidi, że wszystko jest w po-
    rzÄ…dku.
    - W takim razie ruszajcie. Ja muszę wracać na spot-
    kanie. - Zwrócił się do żony: - Zadzwoń dziś do mnie
    punktualnie o siódmej.
    Ze spuszczoną głową i patrząc gdzieś w bok, Ca-
    therine wsiadła do samochodu. Szejk skinął na kierowcę,
    a ten od razu uruchomił samochód.
    - Teraz wszystko już będzie dobrze - powiedziała
    Zenobia.
    - Nie wiem, jak ci dziękować.
    Podróż na lotnisko zajęła im dwadzieścia minut. Sa-
    mochód podjechał aż pod samolot.
    - Nie odzywaj się, Catherine - przestrzegła Zenobia.
    - Kiedy wysiądziemy, wez mnie pod rękę tak, jakbyś mi
    pomagała.
    - Proszę zaprowadzić panią na pokład - odezwała się
    Seferina do Catherine. - Ja zajmę się bagażami.
    Po schodkach weszły do samolotu. Po chwili dołą-
    czyła do nich Seferina i maszyna zaczęła kołować po pły-
    cie lotniska.
    - Zaraz znajdziemy się w powietrzu. A tam będzie-
    my już bezpieczne - powiedziała Zenobia.
    Catherine tylko skinęła głową.
    Samolot nabierał prędkości. Wreszcie oderwał się od
    pasa startowego i zaczął wznosić się coraz wyżej i wyżej.
    Catherine spojrzała przez okno. W dole dostrzegła pa-
    S
    R
    łac. Kiedy samolot zataczał koło, promienie słoneczne,
    odbite od złotych wież, oślepiły ją na moment. Zdążyła
    jeszcze zobaczyć trawniki, swój prywatny ogród i basen,
    w którym nago kąpała się z Tamarem. W jej oczach po-
    jawiły się łzy. Powtarzała w myślach imię ukochanego,
    a potem zakryła twarz rękami i wybuchnęła płaczem.
    S
    R
    Rozdział dwunasty
    Dopiero póznym popołudniem Tamar mógł opuścić
    gości. Zapukał do pokoju Catherine, a kiedy nikt nie od- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl