• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Krzyża. Zaczęły mi się zdarzać zasłabnięcia. Były coraz częstsze i silniejsze. I wcale nie
    chciało mi się jeść. No dobrze, właściwie pić. Wiem, że powinnam ci wcześniej powiedzieć.
    Ale... nie chciałam, żebyś się martwił.
    Lucas otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Widziałam, że jest o krok
    od przerażenia i gniewu jednocześnie. Ani o jedno, ani o drugie nie miałam do niego
    pretensji, ale przez to wcale nie było mi łatwiej.
    - Przejdziemy przez to - zapewnił po chwili milczenia.
    Przytaknęłam, oparłam głowę na jego ramieniu i spojrzałam w górę na nowo
    narodzoną mgławicę, która otwierała się nad nami niczym jasnobłękitny kwiat. Co prawda
    wiedziałam, że samo przyznanie się do wszystkiego nie rozwiązywało problemu, ale
    przynajmniej nie musiałam już dłużej samotnie dzwigać tego sekretu. Teraz mogłam
    świętować swoje urodziny w taki sposób, jaki obmyślił dla mnie Lucas - patrząc w gwiazdy.
    Kiedy pokaz się skończył i rozbłysły świata, wyszliśmy z planetarium, mrużąc oczy, oślepieni
    słońcem.
    - To było naprawdę wspaniałe - powiedziałam Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś.
    - Taak... - Lucas wyglądał na rozkojarzonego.
    - Nie możesz przestać o tym myśleć, prawda? - Kiedy pokręcił głową, westchnęłam. -
    Chodz, porozmawiajmy.
    Był ciepły, wczesny wieczór. Zamiast pójść na przystanek autobusowy,
    postanowiliśmy się przespacerować. Okolica była przyjemna, z mnóstwem muzeów, wielkich
    domów i starymi drzewami, których potężni gałęzie chwiały się lekko na wietrze. Szliśmy
    wzdłuż brzegu parku, napotykając nielicznych ludzi przechadzających się lub
    wyprowadzajÄ…cych psy na spacer.
    - Na pewno nie jesteś w ciąży?
    - Na pewno. - Spojrzał na mnie z troską, ale pokręciłam głową. - Lucasie, przecież ci
    już mówiłam.
    - Nigdy nie możesz za dużo razy powiedzieć facetowi, że nie jesteś w ciąży.
    - Nie jestem. Nie jestem. Nie jestem.
    - Dzięki. - Lucas przygarnął mnie ramieniem. - Więc jak myślisz, co to jest? Masz
    jakiś pomysł?
    - Nie mam pewności, ale... - Zawahałam się. Trudno było mi to ująć w słowa. - Wciąż
    przypomina mi się coś, co kiedyś powiedziała mi mama. W noc po tym, jak pierwszy raz cię
    ugryzłam.
    - Co to było?
    Rozejrzałam się dookoła, żeby sprowadzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kilka
    kroków za nami szło parę osób w jaskrawych ubraniach i ze zbyt mocnym makijażem. Ale
    rozmawiały tak głośno, że nie mogły nas słyszeć.
    - Powiedziała, że w chwili gdy zakosztowałam ludzkiej krwi, odwróciłam klepsydrę.
    %7łe nie mogę wiecznie być tym, czym jestem; w części człowiekiem, w części wampirem.
    Powiedziała, że wampirzą część mojej natury będzie się stawała coraz silniejsza i w końcu
    będę musiała... - Nie zamierzałam publicznie wypowiedzieć na głos słowa  zabić . - Będę
    musiała dopełnić przemiany.
    - A nie powiedzieli ci, co się stanie, jeśli tego nie zrobisz? - spytał Lucas.
    Pokręciłam głową. - Pytałam dziesiątki razy, ale zachowywali się, jakby w ogóle nie
    było takiej możliwości. Nie powiedzieli mi też, ile mam czasu. Teraz zaczynam się
    zastanawiać.
    - Sądzisz, że to samopoczucie to sygnał od twojego ciała, że powinnaś kogoś zabić?
    - śśś... - Z bocznej uliczki zbliżała się do nas inna grupa ludzi, tym razem nieco
    starszych, lecz równie krzykliwie ubranych. Za chwilę mieliśmy ich minąć. - Musisz mówić
    to tak głośno?
    Lucas zwolnił kroku.
    - Jak siÄ™ teraz czujesz?
    - W tej chwili? W porzÄ…dku...
    - To dobrze. Przygotuj siÄ™ do biegu.
    - O czym ty mówisz? - Ale wtedy dostrzegłam to samo, co Lucas. Trzecią grupę ludzi,
    wszystkich w podobnych łachmanach, którzy podchodzili do nas z drugiej strony ulicy. To
    nie mógł być przypadek. Zostaliśmy okrążeni.
    I wtedy w trzeciej grupie rozpoznałam mężczyznę o orlim profilu, skórze równie
    jasnej jak moja, z długimi rudawymi dredami. Shepherd!
    - Ten facet - powiedziałam. - Poluje dla Charity. Lucas chwycił mnie za rękę i ścisnął.
    - Na przystanek. Biegiem.
    Ruszyliśmy pędem. Po kilku krokach wampiry przestały udawać, że spacerują.
    Zawirowali wokół nas niczym stado ptaków. I wcale się już nie śmiali.
    Lucas przyspieszył, ciągnąc mnie za rękę. Trzymałam kurczowo jego dłoń, jeszcze raz
    przeklinając swoje głupie sandały, ale nie dawałam rady biec tak szybko jak Lucas. Wcześniej
    zwykle zostawiałam go w tyle. Teraz już nie.
    Kroki za nami rozlegały się coraz bliżej i głośniej Słyszałam brzęk pasków i
    bransoletek. Lucas starał się nadal ciągnąć mnie za sobą. Ale teraz już oboje zdawaliśmy
    sobie sprawę, że biegnąc w takim tempie, nie zdążymy w porę dotrzeć na przystanek.
    Wyrwałam rękę Lucasowi i skręciłam w prawo.
    - Bianco! - krzyknął, ale nie zawróciłam. Myślałam, że wampiry się rozdzielą i połowa
    ruszy za mną, połowa za nim. Lucas im ucieknie, a ja... Cóż, może będę miała jakąś szansę,
    walcząc tylko z polową z nich. Tymczasem z odgłosów wywnioskowałam, że wszyscy
    popędzili za mną.
    Lucasie, proszę, uciekaj, proszę, wynoś się stąd! Nie odważyłam się spojrzeć za siebie,
    żeby sprawdzić, co z nim. Prześladowcy byli zbyt blisko... Tak blisko... Coraz bliżej&
    Jakaś ręka chwyciła mnie za ramię i odwróciła. Zachwiałam się i upadłabym, gdyby
    Shepherd mnie nie przytrzymał.
    - Uśmiechnij się do nich - szepnął. - Chcą myśleć, że tylko się bawimy. Więc
    uśmiechnij się i przekonaj ich o tym. Inaczej będziesz krzyczeć.
    Ich była dziesiątka, a ja jedna. Uśmiechnęłam się, W parku zobaczyłam parę młodych
    ludzi i jakiegoś spacerowicza. Wzruszyli ramionami i poszli dalej, zadowoleni, że wszystko w
    porzÄ…dku.
    - Puść ją!
    Lucas przeciskał się między wampirami, jakby były zwykłymi gapiami. Nikt z nim nie
    walczył, ale nie puściły go.
    - Zabieramy ją na przejażdżkę - oznajmił Shepherd. - To znaczy albo zabierzemy ją ze
    sobą, albo wykończymy. Wiesz, że możemy to zrobić. Ciebie też załatwimy.
    Nie mieliśmy kotków, wody święconej ani żadnej innej broni. Wybraliśmy się
    świętować moje urodziny, a nie walczyć. Lucas spojrzał mi w oczy i widziałam, że zrozumiał,
    w jak trudnym jesteśmy położeniu. - Masz dwie możliwości, łowco - ciągnął Shepherd. -
    Możesz pojechać z nami albo odwrócić się i pójść do domu jak grzeczny chłopiec. - Lucasie,
    proszę! - jęknęłam. - Chcą tylko mnie. Pokręcił głową. - Pójdę tam, gdzie ty.
    Wyprowadzili nas za róg, na nieco mniej ruchliwą ulicę, i wepchnęli na tył furgonetki.
    Przez chwilę myślałam, że może uciekniemy, tak jak uciekliśmy Czarnemu Krzyżowi. Ale
    nadzieja zgasła w jednej chwili. Tym razem nie było Dany, która mogłaby nam pomóc, a
    kabina furgonetki była całkowicie oddzielona od metalowego pudła, w którym mieliśmy
    jechać. Kiedy zamknęli nas w środku, ogarnęła nas niemal zupełna ciemność, z wyjątkiem
    jaśniejszych linii wokół drzwi.
    Kiedyś doskonale widziałam w ciemności. Teraz zaczynałam tracić tę zdolność.
    - Trzymaj się, Bianco. - Lucas przygarnął mnie do siebie, kiedy samochód ruszył z
    miejsca. - Będziemy musieli szybko myśleć, kiedy otworzą drzwi.
    - I tak będą mieli nad nami przewagę - stwierdziłam. - No i zabierają nas gdzieś, gdzie
    będą mieć większe możliwości niż tutaj.
    - Wiem. Ale tam nie mieliśmy żadnych szans. Nic zostaje nam nic innego, jak liczyć
    na to, że szczęście zacznie nam bardziej sprzyjać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl