• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    czy ktokolwiek inny. Teraz jednak była piękna. Silna. Dokładnie taka, jaka chciała być.
    - Potrzebuję słów, Jody. Taki jestem.
    - Wiem.
    - Nie jestem wampirem, tylko pisarzem. Przyjechałem tu, żeby pisać. Chcę używać w
    zdaniu słowa  galaretowaty . I nie tylko raz, ale wiele razy. Na dachu, pod księżycem, w
    windzie, na pralce, a jak się zmęczę, chcę leżeć we własnym galaretowatym pocie i używać w
    zdaniu słowa  galaretowaty , aż padnę bez zmysłów.
    - Wydaje mi się, że  galaretowaty znaczy coś trochę innego, niż ci się wydaje.
    - To bez znaczenia. Muszę to zrobić. Muszę coś napisać. Muszę napisać swoją historię o
    dziewczynce w czasach Holokaustu.
    - Myślałam, że ta dziewczynka dorastała na południu w czasach segregacji.
    - Tak, wszystko jedno. To ważne.
    - Wiesz, że już to wiem, prawda?
    - Wiem, ale o tym właśnie mówię, potrzebuję słów. Kocham cię, ale potrzebuję słów.
    - Wiem - powiedziała. - Chodz, pozwólmy Fu zmienić cię z powrotem w faceta od słów.
    - Odejdziesz?
    - MuszÄ™.
    - Wiem - stwierdził. - Myślę, że to połączenie mogło mnie zdruzgotać.
    - Czemu?
    - Bo leżysz tu zupełnie naga, a ja nie mam ochoty na seks.
    - NaprawdÄ™?
    - Zastanowię się. Nie, fałszywy alarm. Nic mi nie jest.
    - Chodz, gryzipiórku. Połamiemy parę mebli.
    RAVEN
    - Chwalmy słodką miłość Jah, który zesłał nam ognistowłose śnieżne ciasteczko -
    powiedział Kona. - Witaj, cudna umarła sioro. Witaj na pokładzie.
    - Pani - poprawiła Jody. - Cudna umarła pani.
    - Racja, pani. Witaj na pokładzie.
    Statek był cudem techniki i luksusu. Kona pożyczył Psu Fu swoją bransoletkę ochronną, a
    ten wszedł na pokład i przeprogramował system, by statek nie zabijał nikogo, kto postawi
    nogę na pokładzie, a potem we dwóch oprowadzili ją po statku, pokazując tysiąc różnych
    sposobów, na które statek mógł zabić. Była to elegancka, zbytkowna śmiercionośna pułapka.
    - Radzę włączyć te układy z powrotem - powiedział Fu. - Nie bez powodu mieli tu takie
    zabezpieczenia.
    Jody pożegnała się i sprowadziła go z pokładu. Trzymając w jednej ręce laser UV, a w
    drugiej próżniowe fiolki z krwią, podążyła za podróbką rastamana do najgłębszej komory w
    statku, gdzie Fu nie dotarł. Zbliżyli się do szerokiego, białego, wodoszczelnego włazu z
    małym iluminatorem i ciężkim stalowym kółkiem, które go zabezpieczało.
    Kona pstryknął włącznikiem światła.
    - To słabiutkie UV, pani. %7łeby ten sukinsyn nie mógł się wymknąć.
    Jody zajrzała w iluminator, a z drugiej strony twarz uderzyła w niego z rykiem,
    pozostawiając krwawą ślinę na grubym szkle.
    - No witaj, złotko. Jak się miewałeś?
    Wampir warknął. Był to Elijah, stary wampir, który ją przemienił, a tak naprawdę
    przemienił ich wszystkich, o ile legenda była prawdziwa. Teraz jednak wyglądał jak dzikie
    zwierzę, nagi z obnażonymi kłami, warczący w okienko.
    - Słyszysz mnie? - spytała Jody.
    - O tak, słyszy. Musisz mu powiedzieć, żeby się cofnął na koniec komory, pani. Mogę go
    tam zamknąć drugimi drzwiami. Coś jak śluza. Tak dziada karmimy.
    - Idz na koniec komory, Elijah. Musisz coś dla mnie zrobić.
    Wampir warknÄ…Å‚ na niÄ….
    - Oki doki - powiedziała, włożyła okulary przeciwsłoneczne, przyłożyła laser do szkła i
    szybko spaliła mu prawe ucho na popiół.
    RyknÄ…Å‚.
    - O, wiem, że musiało boleć. Posłuchaj tego wysokiego pisku. To laser się ładuje. Trwa to
    z minutę. Jak już się naładuje, spalę ci wacka, chyba że zabierzesz swój starożytny tyłek na
    koniec komory. - Uśmiechnęła się.
    - Kurde, brachu, ta suka ma zimne serce. Lepiej rób, co mówi, nie?
    Stary wampir wycofał się za wewnętrzne drzwi, wciąż warcząc, a Kona zamknął je za
    pomocą przełącznika. Następnie otworzył ciężki właz zewnętrzny.
    Jody umieściła fiolki w komorze, po czym znów przemówiła.
    - Dobra, Elijah, chcę, żebyś napełnił je tą słodką krwią wampira w pierwszym pokoleniu.
    Zamknęli właz, a Elijah warczał i opierał się, ustąpił jednak, gdy stracił drugie ucho.
    Dwadzieścia minut pózniej Jody trzymała cztery fiolki z jego krwią, a sam Elijah
    wychłeptywał dwa litry krwi tuńczyka ze stalowej miski.
    - Nic mu nie będzie - stwierdził Kona. - Uszy odrosną w parę minut i przez parę tygodni
    wszystko będzie git.
    - A ile zajmie wniesienie reszty dzieł sztuki na Ravena? - spytała.
    - Wszystko już na pokładzie, pani.
    - No to wypływamy, kapitanie.
    - Rozkaz, pani.
    Jody odwróciła się do Okaty, który stał w milczeniu, z szeroko otwartymi oczami,
    obserwując całą scenę.
    - To dla ciebie - oznajmiła, unosząc fiolki. - Mam nadzieję, że lubisz nocną scenerię.
    Będziesz miał mnóstwo drzeworytów do zrobienia. Ale nie zabraknie ci czasu.
    - Dobra - powiedział z uśmiechem szermierz.
    25
    KRONIKI ABBY NORMAL, NIESPEANIONEJ
    NOSFERATU, ZAAAMANEJ MIESZKANKI DNIA
    I ZDETRONIZOWANEJ ZASTPCZEJ PANI NOCY
    W GREATER BAY AREA
    Moja upojna nocna moc zniknęła, mój mangowłosy kochanek z odlotową furą też,
    zniknął nawet mój ogon - a co najgorsze, zniknęła księżna. Patrzyliśmy, jak odpływa tuż
    przed świtem, a rastafariański imbecyl pilotował Ravena tuż obok Alcatraz, gdy my staliśmy
    na brzegu.
    Potem Rivera i Cavuto podjechali swoim gównianym glinowozem i wyskoczyli w stylu
     oglądaliśmy mnóstwo seriali policyjnych i wiemy, jak pokazać, że sprawa jest pilna .
    No i Cavuto zasunął:  Nawet nie drgnij, panienko . I znowu trzymał pistolet na wodę.
    Tym razem żółty.
    A Rivera skradał się z drugiej strony przystani, jakbyśmy go nie widzieli, chociaż
    przystań ma góra pięć metrów szerokości, i nie ma tam żadnej kryjówki, i był już prawie
    ranek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl