-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uniosła wyżej podbródek - automatyczna reakcja kobiety całe życie
zmagającej się z przeciwnościami. Jeśli Luis sądzi, że zdoła ją zawlec na
najbliższe łóżko i...
Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła przed sobą kobietę. Tę samą
blondynkę, z którą Luis był na przyjęciu ubiegłego wieczoru.
- Pani Ordoniz? - spytała chłodno kulturalną angielszczyzną, nie
zdradzając niczym, że widziały się poprzedniego dnia. - Jestem Kinsella
Lane, osobista sekretarka pana Scotta-Lee. ProszÄ™ za mnÄ…, zaprowadzÄ™
paniÄ… do niego...
A więc Luis nie zamierzał przywitać jej osobiście ani przyjąć w
swoim prywatnym apartamencie. I ta kobieta, twierdząca że jest jego
sekretarką - tylko głupiec by w to uwierzył.
Szła w ślad za Kinsellą, czując, jak ogarnia ją coraz większy gniew
pomieszany z zazdrością. Sekretarka zastukała do drzwi i zajrzała do
środka.
41
RS
- Pani Ordoniz do ciebie, Anton - oznajmiła zniżonym, poufałym
tonem.
Cristina zauważyła równocześnie kilka rzeczy, które głęboko ją
poruszyły. Pierwszą z nich było imię - Anton - drugą widok mężczyzny
opartego o skraj długiego stołu konferencyjnego.
Towarzyszyli mu dwaj inni, lecz ledwie zwróciła na nich uwagę.
Widziała jedynie Luisa, nie Luisa, ubranego w stalowoszary garnitur z
kamizelką, białą koszulę i szary krawat. Jego gładko przyczesane ciemne
włosy, złota karnacja, nawet dłonie o długich palcach - wszystko to
roztaczało atmosferę chłodu. I mówił po angielsku - wydawał precyzyjne,
wyrazne polecenia tak władczym tonem, że obecni milczeli przytłoczeni
jego autorytetem.
To nie był namiętny, smagły czarodziej Luis, którego kiedyś znała.
To był Anton, bezwzględny bankier, gladiator interesów, swobodnie
posługujący się władzą, której nie posiadał przed sześcioma laty.
Spojrzał na nią - jego oczy wydawały się w tej chwili ciemniejsze niż
jej własne. Wolno przesunął wzrokiem po jej postaci - od gładko spiętych
włosów, poprzez konserwatywny czarny kostium, po buty na niskich
obcasach.
Wygląda, jakby przyszła na pogrzeb, pomyślał i poczuł falę gniewu -
oraz czegoś jeszcze, o czym nie chciał myśleć.
Poświęcił wystarczająco dużo czasu na analizowanie niewesołego
stanu jej finansów, by wiedzieć, że posiadała setki kilometrów
kwadratowych doskonałych pastwisk, tysiące sztuk rodowodowego bydła.
Była właścicielką gór, leżącej w ich sercu żyznej doliny oraz lasu
deszczowego - tego, który zamykał developerom dostęp do wspaniałego
42
RS
wybrzeża Atlantyku. A mimo to musiała pożyczać pieniądze na przelot do
Rio.
Nic dziwnego, że przyszła ubrana na czarno. W tym samym
kostiumie występowała zapewne na pogrzebie lekkomyślnego ojca, a
wcześniej męża hazardzisty. Dzisiaj czekał ją kolejny pogrzeb.
Dumy Marquesów.
Znowu ukłuło go tamto uczucie. Litość? Czemu jednak miałby się
nad nią litować? Odtrąciła go dla pieniędzy. Z powodu rodowej dumy. To
budziło pogardę, nie litość.
Nie, wcale nie lituję się nad Cristiną, przekonał sam siebie. Ale
wciąż jej pożądał - szczególnie kiedy unosiła dumnie podbródek, jakby
chciała powiedzieć: Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Jestem, jaka
jestem, i ty tego nie zmienisz.
No cóż, zobaczymy.
Kinsella dotknęła jego ręki i powiedziała coś cicho. Z wysiłkiem
oderwał wzrok od Cristiny i stwierdził, że sekretarka stoi nieco zbyt
blisko. Odpowiedział coś szorstko - sam nie wiedział co.
Wciąż skupiony na Cristinie, jej wyzywającej postawie, odesłał
trójkę współpracowników.
Dopiero kiedy wychodzili, uświadomił sobie, że oddycha z trudem.
Dwaj młodzi dyrektorzy skręcali się z ciekawości. Nigdy nie widzieli
szefa roztargnionego - szczególnie w obecności kobiety, z którą miał
odbyć najzwyklejsze spotkanie w sprawie interesów. Kinsella zauważyła
ich wzajemne pożądanie - Anton spostrzegł, z jaką wrogością spojrzała na
CristinÄ™.
43
RS
Jeśli moja superkompetentna sekretarka nie zacznie się zachowywać
jak należy, będzie trzeba ją zwolnić, pomyślał. Zapomniał o Kinselli, gdy
tylko zamknęły się za nią drzwi.
Zostali sami.
Zapadło milczenie.
Czy serce biło jej równie szybko jak jemu? Czy stała tak
nieruchomo, bo podobnie jak on bała się, że jeśli drgnie, jej namiętność
wybuchnie nieposkromionym płomieniem?
I te oczy...
Szeroko rozstawione, ciemne, migdałowe oczy spoglądały na niego,
jak gdyby pragnęła go przekląć, lecz zarazem musiała się powstrzymywać,
by go nie pożreć żywcem.
Tak samo patrzyła, kiedy się poznali. W jednej chwili zmienił się w
smarkacza niezdolnego opanować pożądania. To, że potrafiła zrobić to
samo ubrana tak jak teraz, powinno go dziwić. Ponieważ jednak całą noc
spędził na marzeniach o niej, zdążył się pogodzić ze świadomością, że ta
kobieta wciąż działała na niego tak, jak żadna inna.
Naraz oderwała od niego wzrok i podeszła do okna. Nie rozciągał się
z niego widok tak imponujÄ…cy jak z okien jego prywatnego apartamentu.
Nie panowała tu też atmosfera sprzyjająca miłości. Co innego w jego
sypialni...
Skrzywił się, decydując, że nie będzie o tym myślał - na razie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl