-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blaszanego pudła. Mocowałem się z zapięciami, panowie, kiedy kamień rzucony z ulicy
rozbił okno. Przez kilka sekund dzwięczały odłamki sypiącego się szkła. Profesor na pół goły
cofnął się w głąb pokoju.
WYAAZI! wołali za oknem. ZARAZ WYAAZI! DAWA T STAR
ZWINI!
Z najwyższym pośpiechem dopadłem kasy pancernej, wrzuciłem tam pudło i zatrzasną-
łem ciężkie drzwi. Teraz podbiegłem do telefonu zdecydowany alarmować policję, wojsko,
straż pożarną i władze miejskie, ale nie było to potrzebne, panowie, bowiem na ulicy zajęcza-
ła przerazliwie syrena, a po chwili, w grobowej ciszy jaka ogarnęła tłum, zastukały twarde
obcasy policjantów. Sądziłem, iż zaraz rozlegnie się dzwonek, ale zamiast tego zachrobotał
klucz w zamku. Czekaliśmy z profesorem w gabinecie, on blady i zrezygnowany, ja rozma-
zując krople potu na twarzy i szykując się do wygłoszenia ostrego protestu. Do przedpokoju
weszło kilka osób.
TAM JEST! ZA TYMI DRZWIAMI mówiła do kogoś panna Leveux.
Na te słowa, profesor Hamilton szarpnął za klamką i w całej okazałości wkroczył do
przedpokoju. Szedł lekko kulejąc, w jednym bucie, zaś wokół gołych nóg owijały się długie
pasma materiału, które jeszcze przed chwilą były spodniami.
Pomiędzy dwoma policjantami z paskami pod brodą, stała panna Leveux. Ręce przyci-
snęła do piersi, oczy wlepione w nagie kolana Hamiltona omal nie wyszły jej z orbit. Fala
wypieków ogarniała policzki, zaś ze zduszonego gardła wydzierał się jakiś nieludzki skrzek.
M o j e b u t y
Rzuciłem się naprzód, panowie, pragnąc postawić na szalę cały swój autorytet, cóż...
potknąłem się w niepojęty sposób i z całym rozpędem uderzyłem głową w brzuch policjanta.
Upadliśmy na ziemię. Oba moje buty były pozbawione podeszew. Precyzyjnie i dokładnie
oddzielone leżały opodal.
Zostałem aresztowany, panowie, pod zarzutem napaści na policjanta pełniącego służbę.
Sprawa Hamiltona wyglądała poważniej. Zarzucono mu obrazę moralności przez niedozwolo-
ne i gorszące, wielokrotne obnażanie się w miejscach publicznych. Głównym świadkiem
oskarżenia była panna Leveux, ale oczywiście nie brakło i innych osób, które przy różnych
okazjach widziały profesora jak przemyka się ulicami w mocno niekompletnym stroju, i które
gotowe były świadczyć przeciw niemu w przekonaniu, iż wymaga tego obywatelski obowią-
zek.
Ja jeden znałem tajemnicę profesora. W dniu jego procesu, panowie, chciałem przedsta-
wić sądowi taśmę z nagraniem naszej rozmowy. Ale w blaszanym pudle znalazłem jedynie
plastikową szpulkę i garść strzępków, których niepodobna było skleić. Hamiltona skazano na
niezbyt długie więzienie, ale nigdy więcej o nim nie słyszałem. Niestety zdołał zarazić mnie
swoją ideą. Próbowałem rozmawiać z uczonymi, znalezć posłuch dla tez Hamiltona. W końcu
tylko tym żyłem, panowie. Straciłem praktykę, popadłem w rozstrój nerwowy, dręczyły mnie
przywidzenia i na koniec...
* * *
Daj spokój, stary powiedział Jolson i podniósł szklankę.
Do dziś nie wiem kim oni są! mówiłem coraz głośniej, czując jak ogarnia mnie
nerwowe drżenie. To oni zrobili ze mnie to czym jestem i o n i wykończyli Hamiltona!
krzyczałem. Złapałem łyżeczkę i z całej siły rzuciłem nią o podłogę.
Wówczas wszedł pielęgniarz i schwytał mnie za przeguby obu rąk.
Spokojnie powiedział. Niech pan spróbuje się opanować, bo znowu dostanie
pan ataku.
Nikt mi nic wierzy... dyszałem mu prosto w twarz. Teraz choćbym ich odkrył,
nikt mi nie uwierzy...
Rumiany jegomość, którego przyprowadził Jolson, stanął za pielęgniarzem i zaczął go
walić pięścią w ramię.
Protestuję uroczyście mówił przeciw użyciu siły...
Wtedy wszedł drugi pielęgniarz, wziął go za rękę i wyprowadził na korytarz. Po chwili
wrócił i powiedział:
Proszę się rozejść do swoich pokojów, natychmiast, bo dostaniecie na kolację...
zawiesił głos płatki owsiane.
Jolson pierwszy wyszedł z wyrazem obrzydzenia na twarzy, a za nim inni. Wciąż mia-
łem unieruchomione ręce, a drugi pielęgniarz zbierał szklanki.
Tfu! powiedział do kolegi patrz co oni wyprawiają. Trzeba ich lepiej pilno-
wać... i pokazał.
Na powierzchni bladoróżowej cieczy, we wszystkich szklankach pływały wijąc się,
ogromne włochate gąsienice.
Byłem już spokojny, nie wyrywałem się, a sprzed oczu odpływały strzępy czerwonej
mgiełki. Wtedy podniosłem wzrok i na białym suficie zobaczyłem, tak, zobaczyłem, bo przed
kim jak przed kim, ale przede mną nikt już nie potrzebował się ukrywać, zobaczyłem w
spiesznym pochodzie, milczący i sprawny niewielki oddziałek czerwonogłowych mrówek.
Zwiatła biegną przez kosmos
G r o s v e n o r
Nie, nie sądzę, abym popełni! jakąś niewłaściwość. Jest rzeczą od dawna przyjętą, że
nie informuje się opinii publicznej o szczegółach podejmowanych badań dopóki te obracają
się w sferze domysłów i... Au! Ja... ja bardzo przepraszam, ale nie będę mógł mówić dalej,
jeśli ten ktoś nie zaprzestanie strzelania z grochu...
Otóż, domysłów i hipotez, tym bardziej tak nieokreślonych i problematycznych jak to
było w naszym przypadku. Jako kierownik zespołu realizującego program VISOR II z całą
stanowczością odrzucam stawiane nam zarzuty. Obciążenie nas jakąkolwiek winą jest absu-
rdem. Nie nadużyliśmy niczyjego zaufania. Dziewięćdziesiąt procent aparatów zawartych w
rakiecie było przeznaczonych dla wykonania tradycyjnego programu sondażu przestrzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl