• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Nie powiem! To ma być niespodzianka! Jeśli nie czuje
    się pan na siłach, możemy to odłożyć do jutra.
    - Czuję się na siłach robić wszystko, co nie wymaga
    długiej podróży - odparł Konrad.
    - Ależ o tym nie ma mowy - odparł gubernator. - To
    zaledwie sto metrów stąd. Moi ludzie zaniosą pana na miejsce.
    - Zaintrygował mnie pan, ekscelencjo.
    - No to będzie pan miał o czym rozmyślać. Przyjdziemy
    po pana o czwartej - powiedział gubernator. - W tym klimacie
    sjesta jest koniecznością, prawda, Scawthorn?
    - Tak jest - odparł Denzil skwapliwie.
    - Przekonasz się, kuzynie, że tu między drugą a czwartą
    cała okolica jest jak wymarła.
    - Zwietne określenie - zawołał gubernator.
    - Jak wymarła! Tak, tak, wcześniej czy pózniej każdy z
    nas musi umrzeć.
    Wybuchnął śmiechem, a Konrad zmarszczył brwi. Co też
    mógł mieć na myśli?
    Gdy obaj panowie go opuścili, począł się zastanawiać,
    dokąd chcą go zabrać i co takiego chcą mu pokazać. Uwaga
    gubernatora o tym, że każdy człowiek musi umrzeć, brzmiała
    niemal jak pogróżka, lecz nie był pewien, czy odnosiła się do
    niego.
    Tak czy owak to, że i gubernator, i kuzyn zabiegali o jego
    przyjazń, wzbudziło podejrzenia w Konradzie. Pamiętał, co
    mu mówiła Delora: Denzil nienawidzi go dlatego, że jest
    spadkobiercą jego tytułu. Ale nawet jeśli to prawda, trudno
    uwierzyć, że chcą go zamordować. Przyznawał jednak w
    duchu, że mają ku temu powody.
    I kapitanowie innych okrętów, remontowanych w dokach,
    i urzędnicy z zarządu portu zwierzali mu się ze swych
    podejrzeń. Z tego, co mówili, wynikało, że zachowanie
    gubernatora w czasie wojny brytyjsko - francuskiej przyniosło
    wstyd im wszystkim. A przecież tylko ostateczne pokonanie
    Napoleona mogło zapewnić pokój światu zmęczonemu wojną,
    śmiercią, nędzą i cierpieniami.
    - Gdy tylko  Niezwyciężony" wróci na morze, panie
    kapitanie - powiedział mu jeden z urzędników - będzie pan
    miał sposobność osobiście przekonać się, że na tych wodach
    doszło do zdrady. Niektóre praktyki uniemożliwiają nam
    dostarczanie żywności do Anglii, która jej tak bardzo
    potrzebuje.
    - To prawda! - odparł Konrad.
    Jego rozmówca jeszcze bardziej zniżył głos.
    - Chodzą słuchy, że pragnący uzupełnić zapasy angielscy
    kapitanowie, jeśli nie zapłacą gubernatorowi tyle, ile żąda,
    dostają najgorszy prowiant, a często nie dostają go dość, by
    starczyło na drogę powrotną do kraju.
    W Konradzie wzbierał gniew. Dobrze wiedział, że
    odpowiedz gubernatora na te zarzuty będzie prosta: nie
    dysponuje dostateczną ilością krów, baranów i innej trzody i
    nie może zaspokoić potrzeb wszystkich kapitanów. Jednakże
    jeśli statek odpływa z pustymi ładowniami, załoga cierpi
    niepotrzebnie, a niedostatek jedzenia wpływa negatywnie nie
    tylko na jej zdrowie, ale także dyscyplinę i zdolność do walki.
    W czasie dzisiejszej wizyty Konrad zdumiał się, jak
    bardzo gubernator stoczył się od czasu, gdy widział go po raz
    ostatni na ławie oskarżonych. Teraz bez trudu już wierzył we
    wszystko, co o nim mówiono, a nawet posądzał go o jeszcze
    gorsze czyny.
    Powtarzał sobie wciąż, że dla dobra Delory nie wolno mu
    zrażać do siebie obu tych ludzi. Przyjął ich propozycje, bo
    miał nadzieję, że może zaproszą go do Domu Clarence'a,
    gdzie zobaczy DelorÄ™ - bodaj tylko przy stole.
    Na samą myśl o tym, że musi ona choćby rozmawiać z
    tym potworem, Konrad miał ochotę walić zaciśniętymi
    pięściami w co popadnie.
    Usłyszał glos Barneta, który anonsował nową wizytę, i z
    głębi domu, wyciągając do niego rękę, wyszedł nowy gość.
    Po dobrym lunchu Konrad ku własnemu zaskoczeniu
    przespał całą sjestę. Zmęczenie pokonało go. Obudzony przez
    Barneta, poczuł się rześki, a jego umysł pracował jasno.
    Muszę się koniecznie dowiedzieć, jakie zamiary mają
    Grammell i Denzil, postanowił. Przemyśliwał już nad
    sposobem przekazania admiralicji tajnego raportu, gdyby,
    podobnie jak Nelson, stwierdził, że łamią oni przepisy
    brytyjskiego prawa morskiego.
    Zdawał sobie sprawę, jak trudno tutaj zmusić kogoś do
    przestrzegania praw, które ustalano w dalekiej Anglii. Ale
    regulamin morski wyraznie mówił, że "jednym z zadań
    okrętów floty królewskiej w czasie wojny jest ochrona handlu
    narodowego". A to znaczyło, że obywatelom obcych państw
    nie wolno handlować w strefach zakazanych przez prawo
    brytyjskie.
    - Znajdę jakiś sposób na ukrócenie praktyk korsarzy -
    powtarzał pełen optymizmu. - Ale nie będzie to łatwe, skoro
    sam gubernator im sprzyja i bierze łapówki.
    Tuż po czwartej podjechał pod drzwi frontowe otwarty
    powóz, w którym siedział Denzil z gubernatorem; jak zwykle
    towarzyszyła im eskorta.
    Konrad miał nadzieję, że uczucia, jakie żywił dla
    gubernatora, nie sÄ… wypisane na jego twarzy.
    Denzil poinformował Barneta, że czterech żołnierzy
    poniesie fotel z kapitanem i że jadą do więzienia. Cel
    wycieczki zaskoczył Konrada, lecz nic nie powiedział;
    włożywszy swój trójgraniasty, lamowany zlotem kapelusz, dał
    znak żołnierzom, że mogą go zabrać.
    Barnet, zatroskany jak kwoka o swoje pisklę, udzielał im
    niezliczonych wskazówek, jak mają nieść kapitana i jak
    uważać na podpórkę, na której spoczywają jego nogi. Potem
    szedł obok swego pana, trwożliwie śledząc każdy krok
    dzwigających fotel. Tymczasem Konrad rozglądał się z
    zainteresowaniem dokoła, ciekaw, czy Antigua zmieniła się od
    czasu, gdy był tu poprzednio około piętnastu lat temu.
    Więzienie było małe, w czasie pokoju miało niewielu
    lokatorów.
    Konrada wniesiono na dziedziniec otoczony ze wszystkich
    stron murami, gdzie na podeście, umieszczonym pod jedną ze
    ścian i oddzielonym od dziedzińca metalową balustradą,
    czekali już gubernator i Denzil.
    Denzil kazał żołnierzom postawić obok fotel z Konradem.
    Tymczasem gubernator pogrążony był w rozmowie z kimś,
    kto sądząc z munduru, mógł być naczelnikiem więzienia.
    Prócz żołnierzy, którzy przynieśli Konrada, po obu stronach
    podestu stało po dwóch muszkieterów.
    Patrzył na małą arenę z ubitego piasku. Był ciekaw, co
    zobaczy. Nagle rozległo się szczekanie psów; otwarła się
    ciężka brama naprzeciw i Konrad ujrzał sześć ogromnych
    chartów skaczących na metalową kratę, która oddzielała je od
    areny.
    Przypomniał sobie, że na południu Stanów Zjednoczonych
    plantatorzy polują na zbiegłych niewolników przy pomocy
    chartów. Ale na tak maleńkiej wyspie jak Antigua nie było to
    wszak potrzebne, bo dokÄ…d biedacy mogli uciec? Mimo
    wszystko poczuł się nieswojo i spojrzał pytająco na
    gubernatora, który skończywszy rozmowę z naczelnikiem
    więzienia, odwrócił głowę do niego.
    - To moje psy, Horn - powiedział. - Przywiozłem je z
    Anglii. Dostarczyły mi wielu rozrywek, ale teraz jestem już za
    stary, by uganiać się za nimi konno. Mimo to nadal umilają mi
    czas. Zaraz pan zobaczy.
    - Co zobaczę? - spytał niespokojnie Konrad.
    Gubernator nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tej samej
    chwili naczelnik więzienia wprowadził na dziedziniec
    Murzyna zakutego w ciężkie kajdany.
    Był to prawdziwy olbrzym; wspaniałe muskularne ciało
    przywodziło na myśl biblijnego Samsona. Skuto łańcuchami
    nie tylko jego nadgarstki, lecz również stopy. Gdy podszedł
    bliżej, Konrad spostrzegł, że niewolnika wcześniej chłostano: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl