• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Można powiedzieć, że razem z niÄ… mam dziewiÄ™­
    cioro dzieci.
    - Przyszłam zapytać, czy życzy pani sobie utrzymać
    kontakt z siostrzeńcem.
    Kobieta zmięła nerwowo chusteczkÄ™, po czym po­
    kręciła przecząco głową.
    - Nie mogÄ™. Mój mąż nigdy na to nie pozwoli. Twier­
    dzi, że grzech jest zarazliwy. %7łe bęk... Przepraszam, że
    dziecko urodzone poza zwiÄ…zkiem małżeÅ„skim pobÅ‚o­
    gosławionym przez Boga miałoby zły wpływ na nasze
    dzieci.
    Emily westchnęła.
    - Ma pani mój adres?
    - Nie, ale zdaje się, że mąż ma gdzieś w swoich
    papierach. O ile go nie spalił, chcąc zatrzeć wszelkie
    wspomnienia o Camilli.
    Mówiła tak cicho, że prawie jej nie było słychać.
    Emily czuła coraz większe współczucie. Ktoś powinien
    wziąć tego pastora w obroty! Pomyślała o ojcu Liamie,
    ciepłym, mądrym i wyrozumiałym. Jak różni mogą być
    kapłani!
    - Jeśli dostanę kartkę i pióro, to zapiszę mój adres.
    Gdyby pani zmieniÅ‚a zdanie i zechciaÅ‚a odwiedzić swo­
    jego siostrzeńca, to proszę o wiadomość.
    Siostra pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ… i przyniosÅ‚a przybory do pi­
    sania.
    Emily Victoria Lindemann. Dwór Egerhøi, Kragerø, po
    czym dodaÅ‚a: albo: Hotel pod BiaÅ‚Ä… Różą, Kragerø. - Za-
    stanie mnie pani pod obu adresami - wyjaÅ›niÅ‚a, obrzuci­
    wszy spojrzeniem siostrę panny Jeppesen, która wciąż
    zerkała nerwowo w stronę drzwi. Czyżby obawiała się,
    że do domu wróci mąż i zobaczy, że jego żona rozmawia
    z kobietą, która ujęła się za jej siostrą? Może zwyczajnie
    boi się męża?
    Zcisnęło ją w gardle, jakby miała się zaraz rozpłakać.
    Było coś żałosnego w tej kobiecie, w tym małżeństwie.
    - Andreas ma tylko panią - rzekła z naciskiem.
    - O ile doktor Stang nie zmieni swojej postawy w tej
    kwestii. Chłopiec jest bowiem jego jedynym synem.
    Siostra panny Jeppesen rozpromieniła się.
    - Och, gdyby ten doktor wziął go do siebie! Może
    wyrósÅ‚by na kogoÅ›! Tak! Na przykÅ‚ad sam mógÅ‚by zo­
    stać lekarzem.
    - Tak czy inaczej, wyroÅ›nie na porzÄ…dnego czÅ‚owie­
    ka - przerwała jej Emily. - Osobiście o to zadbam.
    - DziÄ™kujÄ™ - prawie wyszeptaÅ‚a. - Bardzo kochaÅ‚y­
    śmy się z Camillą, gdy byłyśmy małe. Była najmłodsza
    spośród rodzeństwa, o dziesięć lat młodsza ode mnie.
    Tylko my dwie dożyłyśmy wieku dorosłego.
    Emily wstała i dodała na odchodnym:
    - Wie pani, gdzie mnie znalezć. Gzy mam napisać od
    czasu do czasu, co słychać u chłopca? Może przysłać
    fotografiÄ™?
    Siostra panny Jeppesen drgnęła i zawoÅ‚aÅ‚a przera­
    żona:
    - Och nie! Mój mąż nie pozwoliłby na to.
    Emily nie odpowiedziaÅ‚a, ale znów ogarnęły jÄ… roz­
    pacz i smutek.
    - Jeśli nie otrzymam żadnych wiadomości o chłopcu,
    bÄ™dÄ™ wiedziaÅ‚a, że wszystko z nim dobrze, że żyje i dob­
    rze siÄ™ sprawuje.
    - Zgoda - powiedziała Emily i wyciągnęła rękę.
    - Zegnam. Chcę, żeby pani wiedziała, że zarówno moja
    babcia, jak i ja, bardzo sobie ceniłyśmy pani siostrę.
    - Dziękuję. Dziękuję za wszystko. Niech Bóg panią
    wynagrodzi.
    Emily wyszła na ulicę rozświetloną słońcem. Płakała.
    Pochyliła głowę, by ukryć łzy, i pośpiesznie oddaliła się
    z plebanii.
    Obudziła się przerażona sennym koszmarem. Zniła,
    że spaceruje w ogrodzie pośród róż z dużymi ostrymi
    kolcami. Nagle powiaÅ‚ mrozny wiatr i strÄ…ciÅ‚ pÅ‚atki, któ­
    re powoli opadały na ziemię, odsłaniając ciernie.
    Sen pozostawił po sobie nieprzyjemne uczucie, jakiś
    niepokój. ByÅ‚a pewna, że Å›niÅ‚o jej siÄ™ coÅ› jeszcze, zapa­
    miÄ™taÅ‚a jednak tylko ten deszcz różanych pÅ‚atków i wy­
    Å‚aniajÄ…ce siÄ™ coraz to nowe kolce.
    Kręciła się niespokojnie. Czerwcowa noc była ciepła
    i duszna. Przysunęła siÄ™ nieco bliżej do Gerharda w na­
    dziei, że równy oddech Å›piÄ…cego spokojnie męża ukoÅ‚y­
    sze ją z powrotem do snu. Po omacku szukała jego ciała,
    które dawaÅ‚o jej poczucie bezpieczeÅ„stwa. Aóżko jed­
    nak było puste, a kołdra odchylona na bok. Nie ma go!
    Położyła się wcześniej, bo Gerhard uprzedził ją, że mają
    z Helmerem ochotę powspominać stare dzieje. Która to
    godzina? Jak długo spała?
    Zaschło jej w gardle, wstała więc, by nalać sobie
    wody z postawionego na toaletce dzbanka. Ponieważ był
    pusty, zeszÅ‚a do kuchni. ZamierzaÅ‚a siÄ™ przemknąć, że­
    by nie przeszkadzać mężczyznom w rozmowie.
    Dywan, który przykrywał schody, tłumił jej kroki.
    A jeśli zobaczy mnie Helmer? - przestraszyła się nagle,
    bo nie zdążyÅ‚a nic narzucić na nocnÄ… koszulÄ™. Wieczo­
    rem wypili bruderszaft i przeszli na ty, czuła się jednak
    w jego towarzystwie nieswojo. Wielokrotnie przycho­
    dziło jej na myśl, że Helmer jest jakiś taki oficjalny
    i powściągliwy.
    IdÄ…c przez korytarz, coraz wyrazniej sÅ‚yszaÅ‚a ich gÅ‚o­
    sy, które brzmiaÅ‚y jakoÅ› obco i trochÄ™ dziwnie... Oczywi­
    ście, rozmawiają przecież po niemiecku! - uświadomiła
    sobie. To najzupeÅ‚niej naturalne w ich przypadku. Cho­
    ciaż, czy rzeczywiście? Gerhard był małym dzieckiem,
    gdy się przeprowadził do Norwegii. Ale pewnie z ojcem
    mówiÅ‚ po niemiecku? Nie miaÅ‚a pojÄ™cia. Tak maÅ‚o opo­
    wiadał o swoim dzieciństwie.
    Przez otwarte drzwi sÅ‚yszaÅ‚a ich teraz wyraznie. Sie­
    dzieli w gabinecie Helmera, skąd unosiła się woń cygar.
    %7łeby dojść do kuchni, musiałaby przejść obok gabinetu,
    ryzykując, że gdy ją zauważą, przerwą rozmowę. Jeśli się
    ubierze i przyłączy do ich towarzystwa, Helmer znów
    stanie się oficjalny. Wyraznie wyczuwała, że przy niej
    zachowuje się z większą rezerwą. Gerhardowi potrzebna
    jest rozmowa ze starym przyjacielem. Nie ma nikogo,
    komu by tak ufał i z kim łączyłaby go podobna zażyłość.
    Nikogo oprócz niej. O ile mąż jest wobec niej szczery?
    Na to pytanie nie znała odpowiedzi.
    SÅ‚yszaÅ‚a poszczególne niemieckie sÅ‚owa. GÅ‚osy męż­
    czyzn wznosiły się i opadały. Chwilami ledwo było je
    słychać, a chwilami brzmiały głośno i zdecydowanie.
    Język niemiecki ma specyficzne brzmienie, pomyślała
    Emily, odrobinę przypomina dialekt bergeński, tyle że
    jest twardszy, a jego melodia mniej pÅ‚ynna, brzmi bar­
    dziej staccato. Uczyła się niemieckiego w szkole, ale
    potem nie posługiwała się nim w ogóle, więc wiele
    zapomniała. Mimo to mniej więcej rozumiała, o czym
    rozmawiajÄ… starzy przyjaciele.
    Zadrżała, kiedy Helmer wspomniał Dinę. Głośno
    i wyraznie wymówił jej imię. Uznała, że musi wiedzieć,
    o co chodzi, podkradÅ‚a siÄ™ wiÄ™c nieco bliżej i z najwiÄ™k­
    szym wysiłkiem wsłuchała się w obcy język.
    Helmer mówił coś o wypadku w kopalni i o ojcu
    Diny. Emily uśmiechnęła się z ulgą. Zrozumiała, że nie
    rozmawiajÄ… bezpoÅ›rednio o Dinie, ale o jej ojcu - pija­
    ku, który oskarżył Aksela o to, że próbował zamordować
    Gerharda.
    Dym z cygar łaskotał ją w nozdrza. Przestraszyła
    siÄ™, że kichniÄ™ciem zdradzi swojÄ… obecność. Nie po­
    winno się podsłuchiwać, coś ją jednak powstrzymywało
    przed odejÅ›ciem. Helmer wspomniaÅ‚ o testamencie. Za­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl