-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieć do niego pretensji.
- Na pewno ci nie przeszkadza? - Po niespokojnym
spojrzeniu, jakie rzuciła w stronę Boba, widział, że jest
z tym ptakiem bardzo mocno zwiÄ…zana.
Bob wbił w niego nieruchome oczy. Chyba mu nie ufa. Nie-
oczekiwanie poprawiło to Calebowi humor.
- Myślę, że dojdziemy z Bobem do porozumienia. Trze
ba mu tylko dać trochę czasu. Niech zostanie.
Victoria wyraznie odetchnęła z ulgą. Nabrała powietrza, popa-
trzyła na listy.
Co sobie teraz myślisz? - zapytał.
Sama nie wiem. Zastanawiam siÄ™, czy w tej poczcie znajdÄ™ to,
czego szukam, czy...
-Czy?
- Czy może tylko się rozczaruję. Zdaję sobie sprawę, że
mogą się trafić nieprzyjemne listy. Uważasz mnie za naiw
nÄ… i szalonÄ…, ale...
Przesunął palcem po wierzchu jej dłoni.
Wcale nie uważam, że jesteś szalona. Bardzo zależy ci na dziec-
ku. Robisz to, bo chcesz spełnić marzenia. A ja chciałbym, by
nie spotkało cię przy tym nic złego.
Widzisz, dobrze cię oceniłam - podjęła. - Jesteś dobrym czło-
wiekiem. Ale nie musisz mnie chronić. Wiem, jak trzymać się z
dala od złych ludzi. - Popatrzyła na listy. Nabrała powietrza.
- Chcesz, bym je przejrzał?
Powoli pokręciła głową.
- Nie, nie jestem tchórzem.
Caleb się uśmiechnął.
- Co to, to nie. Już tego dowiodłaś.
S
R
- Dziękuję - rzekła skromnie. Wzięła w rękę kopertę.
Rozcięła ją, wyjęła list. Przebiegła wzrokiem i twarz jej po
bladła. Oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki.
Pośpiesznie wyciągnął rękę, by zabrać list, ale odłożyła go na
bok.
- Ten odrzucimy - rzekła stanowczo i otworzyła drugi.
Potem następny. Pierwsze siedem poszło w ślady pierwsze
go. Mógł się tylko domyślać, co w nich było.
Przy ósmym odetchnęła. Rozluzniła nieco ramiona.
- Może ten - powiedziała. Popatrzyła na Caleba, jakby
chciała zapytać go o zdanie. Zaskoczyła go tym. Powoli po
dała mu list.
Droga Przyszła Mamo!
Jestem mężczyzną w średnim wieku. Mam udane życie, ale
chciałbym dokonać czegoś znaczącego. Spłodzenie dziecka jest
taką rzeczą, choć nie mam czasu i środków, by pełnić rolę taty.
Dlatego twój list tak do mnie przemówił. Jestem inteligentnym
człowiekiem, pracuję jako księgowy. Nie mam złych nawyków
ani widocznych braków fizycznych, które mógłbym przekazać
potomstwu. Jestem zrównoważony, gwarantuję czystość ducha i
umysłu. Dołączam listę referencji.
Pozdrawiam
Jeb Marcusson
- Co o tym myślisz? - cicho zapytała Victoria. Ma pięk
ny głos, uzmysłowił sobie Caleb. Jak to możliwe, że wcześ
niej tego nie zauważył. W ogóle dlaczego wcześniej nie
miał z nią żadnych kontaktów?
Co o tym myśli? Chyba jest zły. Główny motyw, jaki
S
R
skłonił tego faceta do złożenia oferty, to chęć dodania kolejnej
pozycji do listy życiowych dokonań. To całkowicie przeciw-
stawne podejście niż Victorii. Obserwował ją, gdy rozmawiała z
Allie. Victoria jest nastawiona na dzieci, oddana im. Pragnie
dziecka nie po to, by podnieść sobie samoocenę. Ten Jeb to ego-
ista, przekonany, że przekazując swoje geny, robi grzeczność
całemu światu. Jedyny plus, że w jego liście nie było nieprzy-
zwoitych propozycji czy przykrych komentarzy.
- Myślę, że powinnaś przejrzeć wszystkie listy, a potem
dać sobie trochę czasu, żeby się zastanowić. Dopiero wtedy
podjąć działania - powiedział. - Nie śpiesz się, nie musisz
przeczytać ich od razu. To zbyt wyczerpujące zadanie.
Nieoczekiwanie się uśmiechnęła, jej brązowe oczy się rozjaśni-
Å‚y.
- Dzięki. Jesteś bardzo... bardzo szarmancki - powie
działa nagle.
- Szarmancki?
Wzruszyła ramionami.
Dziś rzadko używa się tego określenia, zwłaszcza w prasie.
Pewnie jest za mało wyraziste. I trochę staroświeckie.
Niech to nie dojdzie do uszu Denise! - rzekł z uśmiechem. - Do-
piero by się na mnie wyżyła! Twierdzi, że gdy mamy opóznie-
nie, jestem jak rozjuszony niedzwiedz. I ma racjÄ™.
Niedzwiedz? - Roześmiała się. Jak ona pięknie się śmieje! Już
sam ten śmiech wystarczy, by zauroczyć mężczyznę. Choć ten
Jeb pewnie będzie zbyt skoncentrowany na sobie, by to zauwa-
żyć. Ilu ludzi zwróciło uwagę na jej urzekający śmiech? On do
tej pory tego nie zauważał. Mijał ją obojętnie, przez dwa lata.
S
R
- Owszem - potwierdził, chcąc podtrzymać rozmowę.
-I to bardzo zły.
Nadal się uśmiechała. Chciał zatrzymać ten uśmiech, powie-
dzieć coś, co ją rozśmieszy. Przysunął się bliżej. Nagle jej twarz
spoważniała. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl