• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    zachowa go w takim stanie, w jakim ja go zostawiÄ™.
    - Właśnie tak zamierzam postąpić - zapewnił Marco. - Moja wizja nie różni się od
    twojej. Chcę, żeby to było ekskluzywne i, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej wyjątkowe
    miejsce.
    - A czy twoja urocza żona będzie również włączona do tego projektu? - spytał Ja-
    mes, posyłając Elaine uśmiech.
    - Jeśli tylko wyrazi takie życzenie - odparł.
    James uniósł wysoko swoje siwe brwi.
    - Twój mąż jest chyba dość zaborczy, czyż nie? - zwrócił się do Elaine.
    W jej oczach pojawił się szelmowski błysk.
    - Och, Marco jest tylko nieco staroświecki, ale uważam, że to urocze - powiedziała,
    po czym spojrzała na niego z tak błogim, pełnym adoracji wyrazem twarzy, że parsknął-
    by śmiechem, gdyby nie to, co potem usłyszał. - Pewnie słyszałeś o jego reputacji uwo-
    dziciela, ale na szczęście mnie udało się go utemperować. Oczywiście od czasu do czasu
    zdarzajÄ… siÄ™ chwile, gdy wychodzi z niego jaskiniowiec.
    Rudowłosa żona Jamesa, Kim, uśmiechnęła się szeroko i po raz pierwszy od po-
    czątku spotkania zabrała głos.
    R
    L
    T
    - Mnie się wydaje, że wszyscy mężczyzni to jaskiniowcy.
    - Zachowuj się - upomniał ją żartobliwie mąż.
    I w ten oto sposób rozmowa zeszła na swobodniejsze tematy.
    Marco musiał przyznać, że Elaine miała łatwość nawiązywania kontaktów. Przez
    cały wieczór brylowała, jednocześnie nie pomniejszając jego udziału w spotkaniu.
    Umówił się z Jamesem na następny dzień rano, dając w ten sposób sygnał do za-
    kończenia kolacji, zanim jeszcze podano drinki. Mocno trzymał się swojej zasady, by nie
    pić dużo. Nie lubił, gdy alkohol tępił mu zmysły, a teraz, mając u swojego boku Elaine,
    musiał być szczególnie czujny. Nie chciał podejmować decyzji pod wpływem przyjem-
    nego, ale zdradliwego upojenia.
    Elaine, gdy wychodzili z restauracji, szła kilka kroków przed nim, kołysząc bio-
    drami, które były pięknie podkreślone dzięki obcisłej sukience. Przypominała mu jasny,
    egzotyczny kwiat, a może raczej słodki owoc? Zakazany owoc.
    Gdy zbliżyli się do samochodu, chwycił ją w pasie i przywarł do niej całym ciałem.
    Z jej gardła wydobyło się zaledwie ciche westchnienie.
    - Więc uważasz mnie za jaskiniowca? - spytał z ustami tuż przy jej uchu.
    - A miałam grać skromną, cichą kobietkę jak żona Prestona?
    - Mężczyzni lubią, gdy kobieta robi to, co jej się każe. - Gładził wcięcie w talii, po
    czym położył dłoń na jej piersi.
    - Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej. To tłumaczy, dlaczego nie mam szczęścia
    do mężczyzn.
    Zaśmiał się cicho.
    - Cara mia, jakoś trudno mi w to uwierzyć. Jesteś chodzącą pokusą.
    - Nawet, kiedy mówię, zamiast siedzieć cicho?
    - Zwłaszcza wtedy.
    Pochylił się, by pocałować ją w szyję, ale cofnęła się.
    - Przestań.
    Natychmiast uwolnił ją z ramion.
    - Dlaczego?
    - To wszystko by skomplikowało - odparła, spuszczając wzrok.
    R
    L
    T
    Wziął jej twarz w swoje ręce i zmusił, by na niego spojrzała.
    - W seksie nie ma nic skomplikowanego.
    - Może dla ciebie.
    Elaine wiedziała, że ona odbiera to inaczej. Kolacja była dla niej prawie torturą.
    Czuć go tak blisko siebie, widzieć, jak z zaangażowaniem mówi o interesach, jak z bły-
    skiem w oku przedstawia swoje pomysły, podziwiać jego męskość i pewność siebie... To,
    co czuła, było nie tylko czystym pożądaniem, ale czymś jeszcze. Podziwiała go, była z
    niego dumna. Widziała, jak Kim zerkała na niego, gdy myślała, że nikt nie widzi. Nie
    mogła jej za to winić, Marco podobał się wielu kobietom, ale wtedy z dziwną satysfakcją
    spojrzała na platynową obrączkę na jego lewej dłoni i pomyślała irracjonalnie:  On jest
    mój". I to było głupie. Przecież Marco nie należał do niej i nigdy nie będzie. Bez wzglę-
    du na to, jak bardzo tego pragnęła.
    - W tym naprawdę nie ma nic skomplikowanego - powtórzył. - To są naturalne,
    podstawowe emocje na tym świecie. Pożądanie i satysfakcja.
    Obietnica w jego głosie sprawiła, że miała ochotę przestać się opierać.
    - Marco, jestem zmęczona, wracajmy do domu.
    Droga powrotna upłynęła im w milczeniu. Elaine próbowała zapanować nad zmy-
    słami, które buzowały w jej ciele. Zawsze była z siebie taka dumna, że potrafi się kontro-
    lować, a tu proszę. I gdzie jest teraz jej opanowanie? W chwili, gdy najbardziej chciała
    zachować zimną krew, jej własne ciało zdradzało ją jak najgorszy wróg. Nie, tylko spo-
    kojnie, pocieszała się w duchu, przecież potrafię zachować kontrolę. Problem jednak po-
    legał na tym, że nie była pewna, czy tego chce.
    Wyskoczyła z samochodu jak oparzona, chcąc jak najszybciej zwiększyć odległość
    między sobą a Markiem. Wchodząc do domu, zaproponowała szybko:
    - Będę spała na kanapie. Ty zajmij łóżko, bo jesteś... dużo większy ode mnie.
    - Rób, jak uważasz. Mam jeszcze trochę pracy, którą muszę dokończyć przed
    snem. Będę w gabinecie.
    - Czy dostałeś swoją ładowarkę do BlackBerry?
    - Dostałem.
    R
    L
    T
    - Ach, więc ten młody pracownik jest uratowany - rzekła z ironią. - Przynajmniej
    do jutra.
    Nie rozumiała, dlaczego jeszcze wciąga go w rozmowę, dlaczego po prostu nie po-
    zwoli mu odejść, skoro nie zamierzał jej dłużej nagabywać. Powinna czuć ulgę.
    - Dopóki pracownicy będą spełniać moje oczekiwania, nic im nie grozi - wyjaśnił
    krótko, rozsupłując krawat.
    - Pójdę się położyć - powiedziała, by dłużej nie przeciągać rozmowy.
    Marco wszedł do gabinetu, a choć zamierzał jeszcze trochę popracować, nie był w
    stanie się na niczym skupić. Jego ciało dręczył ból niespełnienia. Minęło już sporo czasu,
    odkąd ostatni raz spał z kobietą. Nie był przyzwyczajony do tak długiej przerwy i teraz
    miesiące celibatu zaczęły mu dawać się we znaki.
    Jak na ironię, do żadnej kobiety, z którą był, nie zbliżył się na tyle, by zapropono-
    wać małżeństwo, a ta, która była jego żoną, unikała wszelkiego kontaktu fizycznego. Był
    pewien, że pragnęła go równie mocno jak on jej. Coś jednak powstrzymywało ją przed
    podjęciem ostatecznej decyzji. Tylko co? Może celowo go zwodziła, by tym bardziej
    wzbudzić jego zainteresowanie i doprowadzić go do stanu, gdy nie będzie w stanie jej
    niczego odmówić? A może naprawdę nie chciała wchodzić z nim w żadną bliższą rela-
    cję, by, jak to powiedziała, nie komplikować sobie życia? Nie mógł wykluczyć takiej
    możliwości.
    Włączył laptop, próbując ze wszystkich sił produktywnie wykorzystać czas. Czyż
    nie tego uczył Elaine? By nie marnowała czasu? A teraz on sam tracił cenne minuty, bo
    jakaś ładna buzia zawróciła mu w głowie. Wszystko w nim wyrywało się do tej kobiety.
    Musi ją mieć. Przecież nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by nie dostał tego, czego chciał.
    Elaine przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Właściwie było jeszcze
    dość wcześnie i choć zmęczenie dawało o sobie znać, nie była przyzwyczajona, by zasy-
    piać przed jedenastą. Uzmysłowiła sobie, że najzwyczajniej w świecie stchórzyła. Uzna-
    ła, że jeśli położy się do łóżka, nie będzie kusiła losu, jakby sen miał być cudownym le-
    R
    L
    T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl