-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tiffany. - Wiecznie stroi sobie żarty.
- Opowiadać głupstwa? - powtórzył niemal oburzonym głosem. - Czy
to ja wyrwałem się z tą historyjką o posłaniu dla psa?
Dana oniemiała. Nie wystarczy, że raz zrobiła głupstwo, musiał do
tego wracać? A może on chciał, by Tiffany zaczęła wątpić w ich historyjkę?
- Opowiadasz o mnie, jakbym była schorowaną i znerwicowaną
kobietą. Mógłbyś sobie darować, Zake, bo od takiego gadania zbiera mi się
na wymioty.
Zabrzmiało to może nieprzyjemnie, ale tym lepiej, pomyślała Dana.
Cóż to za żona, która czasem nie pozrzędzi?Spojrzała na Lou. Sąsiadka
uśmiechała się od ucha do ucha. Nie powiedziałam niczego śmiesznego,
dlaczego jest taka wesoła? - zastanawiała się gorączkowo Dana.
- Dana, kochanie. Oczywiście rozumiem, że boisz się jeszcze o tym
mówić, ale to taka wspaniała nowina. Nie miej pretensji do męża, że chciał
się nią podzielić z całym światem. A tym, że masz mdłości, w ogóle się nie
przejmuj. Ja też wymiotowałam, to ci przejdzie.
Zake nakłuwał widelcem pieczeń, gdy Dana weszła do kuchni.
- Lou już poszła? - zapytała spokojnie, ale nawet nie czekała na
odpowiedz. - Czy możesz mi wyjaśnić, co ci strzeliło do głowy, żeby
powiedzieć Tiffany, że jestem w ciąży?
- Niczego takiego jej nie powiedziałem. To ty podsunęłaś jej tę myśl. I
nie patrz na mnie w taki sposób, jakbyś chciała mnie przepuścić przez
maszynkę do mięsa. Miej wzgląd na młody wiek naszego gościa i oszczędz
jej brutalnych scen.
- Ja podsunęłam jej tę myśl? - Dana nie posiadała się ze zdumienia.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Wspomniałaś jej o moich planach zamiany jaguara na bardziej
rodzinne auto, prawda?
- No dobrze, ale przecież od rozmów o jaguarze, do wniosku, że
jestem w ciąży, daleka droga - mruknęła Dana.
- Tak naprawdę to Lou wymyśliła tę całą historię z ciążą, powiązała
twoje nie najlepsze samopoczucie z planowanym kupnem rodzinnego
samochodu - oświadczył stanowczo Zake.
- A czemu nie wyprowadziłeś jej z błędu? - oburzyła się i uniosła
brwi.
- Nie chciałem robić jeszcze większego zamieszania - odparł.
- Jeszcze większego - powtórzyła z przekąsem Dana.
- Teraz to dopiero będzie zamieszanie.
- Ale przynajmniej Tiffany zmyła się jak niepyszna. Uwierzyła, że
jesteśmy kochającym się małżeństwem.
- Czyżbyś zapomniał, że zaledwie czterdzieści osiem godzin
wcześniej w Baron's Hill rozmawialiśmy o rozwodzie?! No nie...
- Tiffany nie musi wiedzieć, jak sprawy się mają. Często
podróżowałem w te strony i wtedy mogliśmy się spotykać - odpowiedział
spokojnie. - Czemu miałabyś nie być ciąży? - spytał z uśmiechem.
- Zake! Przecież to ty cały czas powtarzasz, że świat jest mały. Jeśli
któryś z obecnych w Baron's Hill gości zna Tiffany i słyszał naszą rozmowę,
to od razu stanie się dla niej jasne, że od naszego ostatniego spotkania
minęło kilka lat. - Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Odegraliśmy tę scenkę, bo chciałaś, żeby Barclay się odczepił - Zake
natychmiast próbował znalezć rozwiązanie. - Nie, to nie najlepszy pomysł.
Może po prostu trochę zle się poczułaś, co normalne u kobiet w twoim
stanie.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Obserwował grę emocji na jej twarzy. Najpierw niepokój, potem
nagłe zrozumienie, a na końcu wściekłość. A może nawet nie tyle
wściekłość, co dziką furię.
Uważaj, Ferris. To się może naprawdę zle skończyć, ostrzegł sam
siebie w duchu.
- Zanim zaczniesz wierzyć we własne bajeczki, radzę ci zapamiętać
jedną rzecz - powiedziała powoli. - Nie jestem w ciąży!
- Wybacz, nie ośmieliłbym się rzucić cienia podejrzenia na osobę
świętego Barclaya - odparł z sarkazmem.
- Powinienem był zresztą wiedzieć, że Barclay z pewnością nigdy nie
puściłby niczego na żywioł. On i nieplanowana ciąża? Mogę się zresztą
założyć, że jeśli wyjdziesz za niego, będzie się z tobą kochał co sobota z
dokładnością szwajcarskiego zegarka. Czekają cię ekscytujące doznania.
Spostrzegł, że Dana przygryza wargę, jakby usiłowała zatrzymać
cisnące się jej na usta słowa. Czyżby chciała powiedzieć mu, że właśnie
precyzja szwajcarskiego zegarka jest tym, o czym marzyła przez całe życie?
Albo że Barclay jest kochankiem, o jakim marzy każda kobieta?
Nie, to niemożliwe. Nie moja Dana.
Jego Dana była namiętną i cudowną kochanką uwielbiającą radosny,
wolny od zahamowań seks. Zresztą w tej akurat dziedzinie świetnie się
rozumieli.
A może udawała? Tak jak udawała, że lubi polinezyjskie jedzenie?
Nie, nie mogła udawać, wiedział to, takich emocji nie potrafiłaby
zagrać najlepsza na świecie aktorka.
Moja Dana? W tym momencie uświadomił sobie bezsens takiego
rozumowania. Ona nie jest twoja, wez się w garść, Ferris, strofował się w
duchu. Otworzył piekarnik i wyjął pieczeń.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Powiedz naszemu gościowi, że kolacja już gotowa. - Spojrzał w
kierunku Dany.
Otworzyła drzwi do salonu i do kuchni prosto pod jej nogi wpadł pies.
Rozpaczliwie zamachała rękami, próbując utrzymać równowagę, ale nie
udało jej się. Przewróciła się na Zake'a, który, przykucnięty przy piekarniku,
trzymał w ręku brytfankę z pieczenią. Zake zachwiał się i wypuścił naczynie
z rąk. Po podłodze rozsypały się warzywa, ziemniaki i mięso. Pies był
zachwycony. Aapczywie pochłaniał pieczeń, zostawiając warzywa i
ziemniaki.
- Ale ładnie pachnie! - W drzwiach stanęła Alison. -Zdaje się, że psu
też smakuje - dodała, widząc, co się stało.
- Skuteczność - oto hasło życiowe Zake'a - powiedziała Dana. -
Zamiast dać psu resztki, nakarmił go całym daniem.
Jej głos brzmiał płaczliwie, ale Zake wiedział, że z całych sił walczy,
żeby się nie roześmiać.
- Chodz tu, głupi kundlu. - Zake pociągnął psa za obrożę. - Oparzysz
się. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl