• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Wszystko to emanowało delikatną magią.
     Nadinspektor Craddock? Zachowałam się niewybaczalnie. Bardzo przepraszam. Po tym
    strasznym wypadku zupełnie się załamałam. Mogłam się jakoś opanować, a nie zrobiłam tego. Wstyd
    mi za siebie.  Pojawił się smutny, słodki uśmiech.
    Craddock ujął podaną mu dłoń.
     To całkiem naturalne  zapewnił.  Była pani wytrącona z równowagi.
     Och, wszyscy byli podenerwowani  odparła Marina.  Nie mam powodów, by silniej od
    innych przeżywać tę tragedię.
     Rzeczywiście?
    Przyglądała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową.
     Tak. Jest pan bardzo spostrzegawczy. Owszem, mam.
    Spuściła głowę i szczupłym palcem delikatnie gładziła poręcz sofy. Pamiętał ten gest z któregoś z
    jej filmów. Nieistotny gest, a jednak wydawał się Craddockowi pełen znaczenia. Sugerował rodzaj
    zadumanej łagodności.
     Jestem tchórzem  wyznała nie podnosząc wzroku.  Ktoś chciał mnie zabić, a ja nie chcę
    umierać.
     Dlaczego sądzi pani, ze ktoś chciał ją zabić? Otworzyła szeroko oczy.
     Bo to była moja szklanka, mój drink, do mojego koktajlu dosypano trucizny. Ta biedna, głupia
    kobieta wypiła to przez pomyłkę. To takie straszne i takie tragiczne. Poza tym&
     Tak, pani Gregg? Zawahała się, czy mówić dalej.
     Czy ma pani jeszcze inne powody, by wierzyć, że to pani była zamierzoną ofiarą?
    Skinęła głową.
     Jakie?
    Odpowiedziała po dobrej chwili:
     Jason uważa, że powinnam panu o tym powiedzieć.
     Zwierzyła mu się pani?
     Tak& Z początku nie chciałam, ale doktor Gilchrist mnie przekonał. Wtedy dowiedziałam się,
    że on to samo podejrzewa. Od początku tak sądził, ale& to zabawne&  Smutny uśmiech znów
    wygiął jej wargi.  Nie chciał mnie przestraszyć. Naprawdę!  Marina wyprostowała się
    energicznie.  Kochany Jinks! Czy bierze mnie za zupełną idiotkę?
     Nie wiem jeszcze, dlaczego uważa pani, że ktoś chciał ją zabić.
    Umilkła na moment, a potem gwałtownym gestem sięgnęła po torebkę. Otworzyła ją, wyjęła
    kawałek papieru i wcisnęła mu w dłoń. Przeczytał. Na kartce wypisano na maszynie jedną linijkę
    tekstu:  Nie myśl, że następnym razem ci się uda .
     Kiedy to pani dostała?  spytał Craddock.
     Było na mojej toaletce, kiedy wróciłam z łazienki.
     Więc to domownik&
     Niekoniecznie. Ktoś mógł wspiąć się na balkon i wrzucić kartkę przez okno. Przypuszczam, że
    chcieli jeszcze bardziej mnie nastraszyć. Nie udało im się. Wpadłam we wściekłość i natychmiast
    poprosiłam o spotkanie z panem.
    Dermot Craddock uśmiechnął się.
     Tego z pewnością nie spodziewał się autor pogróżki. Czy to pierwsza tego rodzaju wiadomość,
    jaką pani dostała?
    Marina znów się zawahała.
     Nie  odparła.
     Opowie mi pani o innych?
     Pierwsza nadeszła trzy tygodnie temu. Dostałam ją w studio, nie tutaj. Była zwyczajnie
    śmieszna. Taka krótka wiadomość. Odręczna, choć napisana drukowanymi literami.  Przygotuj się na
    śmierć.  Roześmiała się. W tym śmiechu zabrzmiała może delikatna nutka histerii. Jednak
    rozbawienie było szczere.  To przecież takie głupie. Oczywiście, często dostaje się zwariowane
    liściki, grozby i takie tam. Myślałam, że to pewnie jakiś fanatyk, ktoś, kto nienawidzi aktorek.
    Podarłam kartkę i wrzuciłam do kosza.
     Mówiła pani o tym komuś? Marina pokręciła głową.
     Nie, ani słowa. Szczerze mówiąc, mieliśmy pewne problemy z filmowaną właśnie sceną. O
    niczym innym nie potrafiłam wtedy myśleć. W każdym razie uznałam, że to dzieło albo kiepskiego
    żartownisia albo jednego z fanatyków religijnych, którzy występują przeciwko aktorstwu.
     Ale potem była następna?
     Tak. W dzień przyjęcia. Przyniósł ją chyba jeden z ogrodników. Powiedział, że jakiś człowiek
    zostawił dla mnie list i czy będzie odpowiedz. Sądziłam, że ma to związek z bankietem. Rozerwałam
    kopertę. Było tam napisane:  Nadszedł twój ostatni dzień. Zmięłam kartkę i powiedziałam, że nie
    będzie odpowiedzi. Potem spytałam tego człowieka, od kogo dostał list. Twierdził, że od mężczyzny
    w okularach, który przyjechał na rowerze. Co by pan pomyślał? Uznałam, że to znowu jakaś bzdura.
    Nie sądziłam, nawet przez chwilę nie myślałam, by potraktować sprawę poważnie.
     Gdzie jest teraz ten list, pani Gregg?
     Nie mam pojęcia. Miałam na sobie taki włoski szlafrok z barwnego jedwabiu. O ile pamiętam,
    zgniotłam tę kartkę i wepchnęłam ją do kieszeni. Ale teraz jej tam nie ma. Pewnie gdzieś wypadła.
     I nie podejrzewa pani, kto mógł pisać te głupie listy, panno Gregg? Kto był autorem?
    Szeroko otworzyła oczy. Był w nich wyraz jakiegoś niewinnego zdziwienia. Craddock podziwiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl