• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Zatrzymał się. Czekał. Nasłuchiwał. No oczywiście. Kroki za nim.
    Jasne, wmanewrowano go. Ale nie miał zbyt wielu możliwości do wyboru. Poruszając się tak
    wolno, jak tylko potrafił, pociągnął nagonkę głębiej w opuszczone sektory Vulcana.
    Pierwszy z nich popełnił błąd usiłując zaskoczyć Mahoneya z mijanej ślepej uliczki. Pułkownik
    Imperium prześlizgnął się pod skórzaną pałką i uderzył łokciem w gardło zbira. Kopniakiem
    wytrącił broń z dłoni drugiego opryszka, złapał ją w powietrzu i nacisnął spust. Strażnik uchylił się,
    a wtedy Mahoney z całej siły uderzył pięścią w postawę czaszki.
    Dwóch. Odwrócił się i stwierdził, że tamci tylko blokowali przejście. Trzech następnych
    nadchodziło zza rogu. Jeden z nich miał broń. Wycelowaną.
    Przywiązany do pręta paralizator, ciśnięty ze znajdującego się wyżej otworu wentylacyjnego,
    trafił w oko uzbrojonego mężczyzny. Ten wrzasnął i runął na ziemię.
    Mahoney szedł nadal do przodu, chcąc zmniejszyć odległość między sobą a przeciwnikami, gdy
    z otworu kanału wentylacyjnego wyskoczył młody mężczyzna. Jego prawa ręka śmigała tam i z
    powrotem.
    Oficer Imperium zamrugał, gdy głowa drugiego ze strażników oddzieliła się od tułowia,
    opryskując wszystko fontanną krwi. Chłopak skulił się w obrocie. Podnosząc się do góry, zatoczył
    nożem pełne koło.
    Mahoney zauważył, że trzyma on nadgarstek swoją wolną dłonią, używając jej jako
    przewodnika. WiedzÄ…c to...
    Trzeci człowiek upadł z nożem tkwiącym głęboko w piersi. Młody mężczyzna schylił się,
    wyciągnął nóż i wytarł go w ubranie trupa. Młody. Dobry. Odważny.
    Mahoney stał bardzo spokojnie i pozwolił chłopakowi przejść obok. Następny chłopak - nie,
    dziewczyna, wyskoczyła z otworu. Zabrała swoją broń.
    Około dziewiętnastki, nieduży, powiedzmy sześćdziesiąt kilogramów. Poprawka: dziewiętnaście
    na czterdzieści. Wyglądał jak każdy bezdomny dzieciak z parszywego świata, tyle że się nie
    płaszczył. Mahoney pomyślał, że pewnie zawsze nosił głowę wysoko. Buntownik. Oficer prawie się
    uśmiechnął.
    Sten popatrzył na niego, a potem na leżące obok dwa ciała. Całkiem dobrze, jak na starego
    człowieka. Wyglądał tak gdzieś na czterdziestkę, duży. Sten nie potrafił określić go precyzyjnie z
    powodu kombinezonu Miga. Nic dziwnego, przecież znał tylko trzy kasty, a spotkał się twarzą w
    twarz tylko z dwiema.
    - Pewnie wkrótce będzie ich więcej, przyjacielu - powiedział Mahoney. - Lepiej skróćmy
    wstępne formalności.
    - Nie ma pośpiechu. Nigdy nie widziałem pięciu strażników wysłanych za jednym człowiekiem.
    Co takiego zrobiłeś?
    - To trochÄ™ skomplikowane...
    - Sten. Patrz.
    Sten nie zdjął wzroku z Mahoneya. Bet wstała znad ciał i trzymając trzy karty podeszła do nich.
    - To nie byli strażnicy. Mają karty Execów!
    - To służba bezpieczeństwa Thoresena - stwierdził Mahoney. - Musieli iść za mną od Oka.
    - Ty nie jesteÅ›... jesteÅ› cudzoziemcem.
    - Tak.
    Sten podjÄ…Å‚ decyzjÄ™.
    - Rozbieraj siÄ™.
    Mahoney najeżył się, potem załapał i zaklął. Dzieciak miał rację. Zdjął kombinezon, potem
    ściągnął buty. Swoje własne buty z Primy. Zważył jeden na próbę w dłoni, potem trzasnął nim o
    ścianę. Obcas pękł i szczątki małego przekaznika posypały się na podłogę.
    Sten kiwnął głową.
    - Dzięki temu mogli iść za tobą. Nałóż teraz ubranie z powrotem.
    Złączył dłonie i podsadził Bet do otworu. Wyciągnęła rękę i pomogła mu wejść.
    Wewnątrz kanału obrócił się, podczas gdy Mahoney podskoczył, złapał za krawędzie obiema
    rękami i podciągnął się do środka.
    - TrochÄ™ trudne dla kogoÅ› w moim wieku.
    - To nie kwestia wieku - powiedziała Bet.
    - Idz za nami - stwierdził krótko Sten. - I nie gadaj.
    Mahoney zamrugał znowu, gdy Sten schował swój nóż... najwyrazniej do ramienia. Potem
    pobiegł za nimi w dół krętego przewodu.
    Rozdział 14
    Nie, Fadal. Z pewnych przyczyn ja... pamiętam, czym jest Imperium - powiedział Oron.
    Mahoney zaczął pytać. Sten pokręcał głową.
    - Wywiad?
    - Oczy.
    - Aha. I chcesz, żeby moi ludzie... i ja sam, żebyśmy byli twoimi oczami?
    - Nie - powiedział Mahoney. - Jestem za blisko zlikwidowania.
    Oron popatrzył pytająco na Fadal. Nie odezwała się.
    - Thoresen nie wysłałby za mną ważniaków ze służby bezpieczeństwa, gdyby nie był całkiem
    pewien, kim jestem.
    - Thoresen... szef Kompanii. Twój wróg - zaszeptała Fadal.
    - Czego chcesz?
    - Muszę mieć potwierdzenie planu Thoresena. Włamałem się do centralnego komputera i nie
    było tam nic o Projekcie Brawo poza zestawem wypytujące - ostrzegającym.
    - Ten... Thoresen. Ma wyłączny, zastrzeżony dostęp.
    - Prawdopodobieństwo ponad dziewięćdziesiąt procent. Wtrącił się Sten.
    - Co się stanie, jeśli to tam jest? I masz rację?
    - Przyślemy Gwardię. Imperator powoła jakiś rodzaj lepszego rządu. Wszystko ulegnie zmianie.
    Dla Migów. Dla wszystkich.
    - To za mało - powiedziała Bet.
    - Będziemy martwi, zanim przybędzie to twoje cholerne Imperium. A może tego nie wiesz? My,
    Buntownicy, nie żyjemy na tyle długo, żeby zdążyć się zestarzeć - dodał Stem.
    - Sten ma rację. Uciekinier z innej grupy przechodził tędy... kiedy?
    - Dwa dni temu - powiedziała Fadal.
    - Mówił, że widział strażników w magazynach. Prowadzili ćwiczenia... z paralizatorami -
    stwierdził Oron i uśmiechnął się, że aż tyle pamięta. - Niedługo ruszą grupy eksterminacyjne. A nas
    jest teraz zbyt wielu, aby im uciec.
    - Ile osób masz teraz w gangu?
    - Piętnaście - odpowiedziała Fadal.
    Mahoney wykonał szybką kalkulację. Mała delegatura Imperium miała swoją własną śluzę
    powietrzną. Jeśli dostanie to, o co chodu, nie powinno być zbyt dokładnego dochodzenia...
    - Dostaniecie transport z Vulcana. Dla wszystkich. Na dowolny świat należący do Imperium.
    Sten stwierdził, że wstrzymał oddech. Westchnął głęboko i popatrzył na Mahoneya z
    niedowierzaniem.
    - Jestem w stanie to zrobić. Wyprawicie się do kwatery Thoresena. Dostarczycie mi wszystko, co
    znajdziecie na temat Projektu Bravo, co będziecie w stanie przynieść na statek. Imperium
    dotrzymuje umów.
    - Wydaje mi się, że nie ma... potrzeby dłużej nad tym dyskutować. Prawda?
    Mahoney wstał.
    Nie było takiej potrzeby.
    Strażnik doszedł do końca swojej trasy i ziewnął. Potem odwrócił się i ruszył w dół korytarza.
    Sten obserwował z otworu w ścianie... oddech... oddech... oddech... spokój... spokój... naprzód.
    Stanąć na straży. Trzymać się w czasie. Oczy utkwione w plecach strażnika. Blisko. O krok.
    Wewnątrz trzymetrowej strefy bezpieczeństwa. Namierzyć cel. Przestać myśleć.
    Lewa ręka Stena owinęła się dookoła szyi strażnika. Szarpnął mocno do tyłu jego głowę i wsadził
    nóż głęboko w nerki. Wstrzymał oddech. Mężczyzna zacharczał. Sten przeszedł na bok, gdy ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl