• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    marketingu, oraz Milton Shank, redaktor naczelny - przyjęli niepomyślne
    wiadomości ze spokojem. Na ich twarzach jednak malowała się powaga, a w
    oczach czaił się smutek.
    - Co będzie, jeśli nie zdobędziemy nowych zleceń? - spytała Marianne. -
    Albo jeśli stracimy następne? Ile czasu nam zostało? Sześć miesięcy? Mniej?
    Laura i J. B. spojrzeli po sobie.
    - Raczej trzy.
    - Rozmawiałem z przyjacielem, który pracuje w banku, w sprawie kredytu -
    powiedział J. B. Laura spojrzała na niego ukradkiem niezadowolona. - Chciałem
    wziąć niewielką pożyczkę. Tyle tylko, żeby przetrwać kryzys. - Potrząsnął głową. -
    Niestety, zarząd odmówił - powiedział, wzdychając. - Przykro mi. Gdybym nie
    utopił tylu pieniędzy w maszynie, teraz nie bylibyśmy w tak kłopotliwym
    położeniu.
    - Zrobiłeś to, co musiałeś, J. B. - powiedział Johnny O'Toole. - Kandall mnie
    wkurza. Za kogo on się, do diabła, uważa, żeby dyktować nam, co możemy, a
    czego nie możemy drukować?
    Leo Brunnel przechylił krzesło do tyłu, opierając je o ścianę.
    - Dobrze sobie poradziłaś z tą gnidą, Lauro. Z przyjemnością obwieściłbym
    światu, kim naprawdę jest: podłym szantażystą. Problem polega tylko na tym, że
    byłoby to twoje słowo przeciwko jego słowu.
    - Zawsze moglibyśmy przyłożyć mu w jakiejś ciemnej uliczce. W marynarce
    tak załatwiamy sprawy z robactwem takim jak on.
    Była to uwaga redaktora naczelnego Miltona Shanka, byłego sierżanta
    piechoty morskiej, którego nazywano  Buldogiem .
    Wszyscy się roześmiali.
    Kenowi Malloyowi nie było do śmiechu. To dział reklamy, którym kierował,
    stracił trzy największe zlecenia.
    - Co masz zamiar zrobić, Lauro? spytał.
    - Nie martw się, nie będzie żadnych przerw w pracy. Ale od dziś podróże
    służbowe zostają ograniczone do minimum, a wszystkie konferencje i seminaria
    marketingowe odwołujemy.
    Laura patrzyła, jak kiwają głowami na znak zgody.
    - Mam jeszcze kilka pomysłów, które chciałabym z wami przedyskutować -
    powiedziała, rozglądając się po pokoju. - Przede wszystkim uważam, że byłoby
    błędem podniesienie stawek za ogłoszenia. Już teraz są zbyt wysokie.
    Odstraszyłoby to tylko potencjalnych klientów.
    J. B. uniósł głowę.
    - Zdaje się, że  New York Herald przeżywał podobny kryzys kilka lat temu,
    prawda?
    Laura skinęła głową.
    - W 1991. Kierownictwo zdecydowało się obniżyć koszty, zmniejszając
    objętość gazety. My moglibyśmy zrobić to samo. Wszyscy wiecie, że poza
    pensjami druk kosztuje nas najwięcej. Zmniejszenie objętości nawet o kilka stron
    to będzie ogromna różnica.
    - Nie chcesz chyba zamykać działów, prawda? - spytał Johnny.
    - Nie. Na razie możemy skrócić artykuły.
    Milton skinął głową.
    - To może się udać. W dzisiejszych czasach czytelnicy to ludzie zajęci. Chcą
    krótkich, łatwych do przetrawienia wiadomości. - Podrapał się w głowę. - Ale to
    chyba nie wystarczy, żeby wyrównać straty.
    - To prawda. - Laura przełożyła papiery na biurku. - Dlatego musimy zdobyć
    nowe zlecenia. %7łeby to osiągnąć, trzeba będzie zwiększyć zasięg pisma.
    Marianne, przewidując prośbę o dodatkowe fundusze, zmarszczyła brwi.
    - Jak masz zamiar to zrobić, nie wydając pieniędzy? - spytała podejrzliwie.
    Laura wyjęła notatnik z aktówki i pobieżnie przejrzała zapiski z
    poprzedniego wieczoru.
    - Pomyślałam o reklamie radiowej. Chodzi mi o coś krótkiego i
    chwytliwego, żeby rozreklamować artykuł z rozkładówki.
    Mariannę jęknęła.
    - Lauro, kampania reklamowa w radiu będzie kosztowała fortunę.
    - Nie, jeśli połączymy ją ze specjalną ofertą promocyjną dla nowych
    prenumeratorów. Ostatnim razem zyskaliśmy w ten sposób ponad tysiąc nowych
    czytelników. Dodatkowe dochody przewyższą koszty kampanii.
    J. B. skinął głową.
    - Dyrektor działu reklamy w KYZZ jest moim przyjacielem. Zadzwonię do
    niego i spytam, czy będzie mógł coś dla nas zrobić.
    Laura spojrzała na pozostałych.
    - JakieÅ› sprzeciwy?
    Leo jako pierwszy wyraził swoje poparcie.
    - Z mojej strony żadnego. Moglibyśmy nawet posunąć się dalej i wysłać na
    ulicę ankieterów. Dowiedzielibyśmy się, co ludzie lubią, a czego nie w nowym
     Sentinelu . Może chcą więcej historii z życia wziętych, a może więcej informacji
    lokalnych albo sportowych. Spróbujmy spełnić ich oczekiwania.
    - A może konkurs dla dzieci? - zasugerował Milton. - Moglibyśmy
    zorganizować coś wspólnie ze skautami z Power Rangers albo na przykład
    dołączyć darmowy plakat do niedzielnego wydania gazety. To wystarczy, żeby w
    niedzielę potroić nakład.
    Laura odprężyła się. Wątpliwości, które zachwiały jej wiarę w siebie,
    rozwiały się. Wiedziała już, dlaczego gazeta zdołała przetrwać tyle kryzysów.
    Klucz do zagadki był tutaj, w tym pokoju - przyczynili się do tego pełni
    entuzjazmu, utalentowani ludzie. Ich inwencja i odwaga pozwoliły pokonać
    wszystkie trudności i Laura była dumna, że jest częścią zespołu.
    Tego - pomyślała z uśmiechem zadowolenia na twarzy - Malcolm Kandall z
    pewnością nie wziął pod uwagę.
    W prochowcu, ciemnych okularach i kapeluszu z opuszczonym rondem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl