• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    gabinetowej yamahy siedziała jakaś dziewczyna. Na klapie leżały rozłożone
    strony rękopisu. Dziewczyna była wychudzona. Miała ciemne włosy i
    wymizerowaną wschodnioeuropejską twarz, na której odcisnął się niejeden
    smutek. Rękopis wyglądał na oryginalny. Stary, przebarwiony papier,
    niedbała notacja, wyblakły atrament.
    Dziewczyna przestała grać. Middleton odruchowo dokończył w myślach
    frazę. Faust wszedł za nim do apartamentu i zamknął drzwi. W pokoju
    zapadła cisza. Faust nie zwracał uwagi na uzbrojonego mężczyznę. Podszedł
    do fortepianu, zebrał stronice rękopisu, złożył w równiutki plik i zostawił na
    komodzie. Potem wrócił do fortepianu i zamknął pokrywę klawiatury,
    delikatnie, by dziewczyna zdążyła cofnąć ręce.
    - Pora przejść do rzeczy - powiedział. - Mamy rękopis Chopina.
    - Sfałszowany - rzekł Middleton.
    - Istotnie - przytaknął Faust. - W którym prawdopodobnie brakuje jednej
    strony. Zgodzisz siÄ™ ze mnÄ…?
    Middleton skinął głową.
    - Końcówki pierwszej części. Być może nawet nie całej strony, tylko około
    szesnastu taktów.
    - Ilu nut?
    - Nie potrafię odpowiedzieć. To jest koncert. Kilkanaście instrumentów,
    szesnaście taktów, może brakować setek nut.
    - Partia solowa - powiedział Faust. - Temat. Resztę możemy pominąć. Ile nut?
    Middleton wzruszył ramionami.
    - Ze czterdzieści? Temat, przetworzenie, epilog. Ale nadal nie da się
    odpowiedzieć na to pytanie. To nie jest Chopin, tylko ktoś, kto udaje Chopina.
    - Chyba przyda się nam ta informacja - rzekł Faust. - Trzeba przechytrzyć
    tego, kto próbuje nas przechytrzyć. Chodzi o prawdopodobną odpowiedz.
    - Przecież nie można skomponować końcówki czegoś, co nie ist-
    Faust rozpiął marynarkę i z wewnętrznej kieszeni wyciągnął złożoną
    półprzezroczystą kopertę. Rozłożył ją i wygładził. W mlecznej folii
    spoczywała jedna kartka, wyrwana z reporterskiego notatnika. Była pokryta
    brązowymi plamkami zaschniętej krwi. Maleńkimi kropelkami. Nie były to
    ślady krwotoku tętniczego. Raczej pozosta-
    lość po drobnym skaleczeniu nożem albo silnym uderzeniu w twarz. Na
    zakrwawionej kartce ktoś odręcznie narysował cztery pięciolinie. Klucz
    wiolinowy. E-G-B-D-F. Edward Głośno Brzdąka Drutem po Fajerce. Metrum
    4/4. Szesnaście taktów. Melodia naszkicowana wprawną ręką.
    Faust położył kartkę przed dziewczyną na klapie fortepianu, gdzie przedtem
    spoczywał rękopis Mozarta.
    - Przypuśćmy, że kogoś, kto widział tę brakującą stronę, poproszono, żeby
    odtworzył jej zawartość.
    Dziewczyna spojrzała na plamki krwi i spytała:
    - Poproszono?
    - No więc zażądano - poprawił Faust.
    - To pismo mojego wuja - powiedziała dziewczyna.
    - Na pewno?
    - Charakter pisma to charakter pisma, wszystko jedno, czy pisze siÄ™ tekst, czy
    nuty.
    - Twojego wuja? - zapytał Middleton.
    - To Felicja Kamińska - przedstawił ją Faust. - Chwilowo nazywa
    się Joanna Phelps, ale jest siostrzenicą Henryka Jedynaka. Zciślej mówiąc,
    była. - Wskazał Middletona i zwracając się do dziewczyny, dodał: - A to jest
    pułkownik Harold Middleton. Widział się z twoim wujem w Warszawie.
    Twój wuj był odważnym człowiekiem. Ukradł stronę rękopisu. Wiedział, co
    mu grozi. Ale kara go nie minęła.
    - Kto mu to zrobił?
    - Przejdziemy do tego pózniej. Najpierw musimy się przekonać, czy twój wuj
    napisał prawdę. - Faust wyciągnął resztę pierwszej części rękopisu i podał
    dziewczynie. Rozłożyła strony we właściwej kolejności. Przesuwając palcem
    po pięcioliniach, cicho nuciła. Po chwili uniosła pokrywę i niepewnie zaczęła
    odtwarzać frazy na klawiszach. Nie przerywając gry, przeskoczyła na kartkę
    zapla-mioną krwią. Middleton kiwał głową. Słyszał ciągłość, logikę, sens.
    Aż do ostatniego taktu.
    Ten fragment utworu powinna zakończyć cała nuta o wysokości
    podstawowego dzwięku tonacji, rozbrzmiewająca z absolutną nie-
    odwołalnością. Tak się jednak nie stało. Melodia zawisła w powietrzu, tonąc
    w absurdalnie fałszywym trylu. Cały takt zajmował
    czarny gąszcz szesnastek. Pokój wypełnił się ostrym, pulsującym rytmem.
    - W ostatnim takcie coś się nie zgadza - powiedziała Felicja.
    - Najwidoczniej - przytaknÄ…Å‚ Faust
    Dziewczyna ponownie zagrała tryl, tym razem szybciej.
    - Aha, już rozumiem.
    - Co rozumiesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl