• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    przypomniała mu wiersz przyrzeczony na pierwszą stronicę albumu, szukając przedmiotu
    do sprzeczki w opieszałości, z jaką Lucjan spełnia jej życzenia. Jakichż uczuć doznała od-
    czytując te dwie stance, które wydały się jej oczywiście piękniejsze od najlepszych strof
    poety arystokracji. Canalisa17 ?
    Nie zawsze tęcze magicznych kolorów
    Wśród welinowej igraszki Amorów
    Rozsnuwać będą swe nici;
    Oddechu lubej pieśń moja spragniona,
    Wszystkie radości i smutki jej łona
    Z ust najmilejszych pochwyci.
    A gdy pobledną wspomnienia i głoski,
    Niech jÄ… te karty w marzenia bez troski
    Jak białe żagle powiodą
    Przez krajobrazy spełnionych już losów.
    W szczęśliwą przeszłość jak lazur niebiosów,
    Przeczystą lśniących pogodą18
     Czy to naprawdę ja ci podyktowałam?-spytała.
    To podejrzenie płynące z zalotności kobiety, której igranie z ogniem sprawia rozkosz,
    napełniło łzami oczy Lucjana: ukoiła go składając po raz pierwszy pocałunek na jego czo-
    le. Lucjan stał się w jej oczach wielkim człowiekiem. Zapragnęła go kształcić; zamierzała
    go nauczyć włoskiego i niemieckiego języka udoskonalić jego ułożenie: znalazła w tym
    cały szereg pretekstów, aby go trzymać nieustannie przy sobie, pod nosem swych nudnych
    dworzan. Cóż za urok w jej życiu! Zabrała się na nowo do muzyki dla swego poety, któ-
    remu odsłoniła świat tonów; zagrała mu kilka pięknych utworów Beethovena i olśniła go;
    szczęśliwa z jego radości, mawiała obłudnie, widząc go wpółomdlałym:
    17
    Pod mianem Canalisa Balzac mierzył, najczęściej sarkastycznie, w Lamartine a, którego widocznie nie lubił.
    Niektóre wydania niniejszej powieści kładły w tym miejscu wprost nazwisko Lamartine a. (Przyp.tłum.)
    18
    Przekład Edward Leszczyńskiego.
    30
     Czyż nie można zadowolić się takim szczęściem? A biedny poeta był na tyle głu-
    piutki, iż odpowiadał:
     Tak.
    Wreszcie rzeczy posunęły się tak daleko, iż Luiza zaprosiła Lucjana na obiad, we troje z
    panem de Bargeton.
    Mimo tej ostrożności całe miasto wiedziało o tym zdarzeniu, które wydało się czymś
    tak niesłychanym, iż każdy pytał sam siebie, czy to może być prawdą. Poruszenie było
    straszliwe. W oczach wielu osób zdawało się, iż społeczeństwo znajduje się w przededniu
    przewrotu. Inni wykrzyknęli:
     Oto owoc dzisiejszego liberalizmu!
    Zawistny du Chatelet dowiedział się wówczas, że pani Szarlota, trudniąca się zawodo-
    wo pielęgnowaniem położnic, jest nie kim innym jak panią Chardon, matką  Chateau-
    brianda z Houmeau , jak mawiał. Epitet ten obiegł miasto niby na j świetniejszy dowcip.
    Pani de Chandour przybiegła pierwsza do pani de Bargeton.
     Czy wiesz, droga Nais, o czym mówi całe Angouleme?
     rzekła.  Matką tego małego wierszoklety jest pani Szarlota, która przed dwoma
    miesiącami pielęgnowała moją bratową w połogu.
     Moja droga  rzekła pani de Bargeton przybierając królewską minę  cóż w tym
    tak nadzwyczajnego? Czyż nie jest wdową po aptekarzu? Zapewne, smutny to los dla pan-
    ny de Rubempre. Przypuśćmy, że która z nas znalazłaby się bez grosza przy duszy... i cóż
    robiłybyśmy, aby żyć? Jakżebyś wyżywiła swoje dzieci?
    Zimna krew pani de Bargeton położyła koniec biadaniom noblesy. Wielkie dusze zaw-
    sze są skłonne podnieść nieszczęścia do wyżyn cnoty. Przy tym wytrwałość w dobrym
    uczynku wbrew ludzkim potępieniom ma niewysłowione uroki: rzecz w zasadzie niewinna
    nabiera powabów występku. Tego wieczora salon pani de Bargeton napełnił się przyja-
    ciółmi, którzy przybyli, aby przemawiać jej do rozsądku. Rozwinęła całą swą ciętość: rze-
    kła, iż skoro szlachta nie jest zdolna wydać ani Moliera, ani Racine'a, ani Woltera, ani
    Massillona, ani Beaumarchais'go, ani Diderota, trzeba się pogodzić z istnieniem tapicerów,
    zegarmistrzów, nożowników, których synowie zostają wielkimi ludzmi.
    Rzekła, iż geniusz zawsze jest patentem szlachectwa. Zmyła głowę szlachcicom, że tak
    mało mają zrozumienia swoich prawdziwych interesów. Słowem, wytoczyła mnóstwo nie-
    dorzeczności, które byłyby oświeciły ludzi mniej ograniczonych, ale tutaj przyniosły za-
    szczyt jej oryginalności.
    W ten sposób burza została zażegnana strzałami armatnimi. Kiedy Lucjan, wezwany
    przez panią de Bargeton, zjawił się pierwszy raz w starym spłowiałym salonie, w którym
    grano przy czterech stolikach w wista, przyjęła go z wyszukaną uprzejmością i przedsta-
    wiła go tonem królowej, która życzy sobie, aby ją słuchano. Nazwała dyrektora podatków
    panem C h a t e l e t i zmiażdżyła go dając do zrozumienia,że nie jest dla niej tajemnicą
    improwizowane pochodzenie jego szlacheckiego przydomka. Od tego tedy wieczora Lu-
    cjan został przemocą wprowadzony w towarzystwo pani de Bargeton; przyjęto go jednakże
    jak jakąś jadowitą substancję, którą kiedy przyrzekał sobie uprzątnąć poddając odczynni-
    kom impertynencji. Mimo tego triumfu panowanie Nais zachwiało się: znalezli się od-
    szczepieńcy, którzy próbowali się buntować idąc za radą pana du Chatelet. Amelia, inaczej
    pani de Chandour, postanowiła przeciwstawić ołtarzowi nowy ołtarz, otwierając u siebie
    przyjęcia we środy. Pani de Bargeton przyjmowała co dzień: ci. którzy bywali u niej, byli
    tak w to włożeni, tak nawykli spotykać się przy tych samych stolikach, tym samym triktra-
    ku, oglądać te same twarze, te same świeczniki, składać płaszcze, kalosze i kapelusze w tym sa-
    mym korytarzu, że byli przywiązani do stopni na schodach w tej samej mierze, co do gospodyni
    domu. Wszyscy pogodzili się z narzuconym im  szczygłem ze świętego gaju 19, wedle kon-
    19
    Szczygieł  po francusku: le chardonneret: w oryginale gra słów, aluzja do nazwiska Lucjana Chardon.
    31
    ceptu Aleksandra de Brebian. Wreszcie prezes Towarzystwa Rolniczego uśmierzył wzbu-
    rzenie uwagÄ…:
     Przed wybuchem rewolucji  powiedział  najwięksi panowie przyjmowali u sie-
    bie Duclosa, Grimma, Crebillona, ludzi, którzy tak samo jak ten gryzipiórek z Houmeau
    byli niczym; żaden za to nie wpuściłby do domu poborcy, jakim jest, koniec końców,
    Chatelet.
    Du Chatelet zapłacił za Chardona, wszyscy poczęli go traktować z pewną oziębłością.
    Czując się zagrożony, dyrektor podatków, który od chwili gdy pani de Bargeton nazwała
    go tylko Chateletem, poprzysiągł sobie w duchu, że musi mieć tę kobietę, wszedł na pozór
    w intencje pani domu, stanął po stronie młodego poety głosząc się jego przyjacielem. Ten
    wielki dyplomata, którego cesarz tak lekkomyślnie postradał, zręcznie przyciągnął do sie-
    bie Lucjana okazując mu jawną życzliwość. Aby wprowadzić w świat poetę, wydał obiad,
    na którym znalezli się prefekt, naczelnik skarbowości, pułkownik miejscowego garnizonu,
    dyrektor szkoły marynarskiej, prezydent trybunału, słowem wszyscy rządowi dygnitarze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl