-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czym szeptem prowadzonej rozmowy wyłaniała się sprężysta, solidna wspólnota kryminali-
stów i wyrokowców, zahartowana, okrutna, połowę życia spędzająca w ciurmach, tak bardzo
odmienna od wszystkich ludzkich wspólnot i środowisk, które znałem dotąd.
Opuściłem wkrótce przejściówkę i dotarłem do następnego kręgu wtajemniczenia. Znala-
złem się na kwarantannie, gdzie surowy reżim trzymał celowy Szatan, rosły, wysoki mężczy-
46
zna o zwierzęcej, dzikiej twarzy. Tu już ściśle i surowo przestrzegano przestępczego kodeksu.
Wieśniacy i nowicjusze układali się pokotem na betonie, a celowy pośpieszał ich w tym wie-
czornym obrządku waląc drewnianą pałką w zadki i plecy. Natomiast ci z uprzywilejowanej
warstwy, legitymujący się wyrokami i wykonywaniem rozmaitych przestępczych zawodów,
zajmowali prycze i patrzyli z góry na pełzającą po betonie ciżbę. Między nimi również dawał
się zaobserwować pewien podział według pozycji i znaczenia, oni też nie byli wobec siebie
równie i jedni z nich tą letnią porą otrzymywali lepsze prycze, przy oknach, a więc z dostę-
pem świeżego powietrza i widokiem na niebo, inni zaś sypiali na dolnych pryczach lub daleko
od okien. Wszyscy jednak przyjmowali swoje miejsca bez sprzeciwu, dlatego sądzić można,
że przydział ten był według obowiązujących tutaj reguł chyba sprawiedliwy. I dotąd mam
przed oczyma niezwykle wyrazisty obraz: zbity tłum wieśniaków i przypadkowych aresztan-
tów, słowem cały ten więzienny gmin, getto; tłoczny się ten tłum pod ścianami, a pośrodku
celi wolna przestrzeń i tam spacerują sobie panowie złodzieje. Zapamiętałem również tę do-
kładną rewizję, której poddawał celowy Szatan wszystkich nowicjuszy. Wchodzili po celę
popychani przez oddziałowego, drzwi zatrzaskiwały się, a oni tak stali trzymając niezgrabnie
swój więzienny ekwipunek w postaci koca, zagłówka, prześcieradła, miski i łyżki; wszystko
to grzechotało i wysuwało im się z rąk, a oni stali i rozglądali się niepewnie. Celowy Szatan w
asyście swych sprawnych, okrutnych pomocników odbierał im papierosy, wolnościowe wa-
łówki z żarciem i co ładniejsze osobiste drobiazgi. Umieszczał to wszystko w swojej pod-
ręcznej szafeczce nad pryczą i oznajmiał ze złośliwym uśmiechem: Wszelka własność pry-
watna podlega likwidacji!!!
Zauważyłem też szybko, że więzienne naczalstwo, klawisze, inspekcyjni, spece, a nawet
naczelnik w jakiś sposób respektują wewnętrzne, niepisane prawa kryminalistów, a tych uża-
lających się na swój los lub donosicielstwem próbujących wkupić się w łaskę traktują z wy-
razną pogardą. Pewien stary klawisz przezwiskiem Chiński Ptak ciągle używał złodziejskich
zaklęć i mówiono, że przed wojną sam był również więzniem. On to darzył wyraznie sympa-
tią celowego Szatana i nieraz już po wieczornym apelu uchylał drzwi i gwarzył z nim długo.
Więc ci przypadkowi więzniowie, frajerzy i wieśniacy również na zewnątrz celi znajdowali
oparcia i zrozumienia. A mnie pociągał niezwykle ten proces zmiany osobowości niewolni-
czego podporządkowania, strachu i małości ludzi, którzy trafili tutaj przypadkowo. Tam na
wolności być może huczni, bujni, swobodni, przywykli do samodzielności i podporządkowy-
wania sobie innych, tutaj tracili szybko te wolnościowe cechy; żelazną ręką zmuszał ich do
psiej uległości celowy Szatan.
Ja zostałem zakwalifikowany do grupy małolatków, tych młodych adeptów przestępczego
procederu, niecierpliwie, z młodzieńczą gwałtownością i energią przechodzących swą inicja-
cję. Moim protektorem okazał się właśnie Ząbek. Już tu przede mną przebywał i cieszył się
znacznym mirem zarówno wśród swoich rówieśników, jak również u starszych. Pamiętał o
mnie i kiedy tylko stanąłem w progu tej kwarantanny, gdzie rządził wszechwładnie Szatan,
wiedziano, kim jestem i kiedy się tu dostałem, gdyż więzienna poczta między celami i od-
działami działała z zadziwiającą szybkością. Ząbkowi więc zawdzięczam to, że celowy Sza-
tan i dwaj jego pomocnicy, Goryl z Targówka i Widłonogi, nie poddali mnie okrutnej i często
hańbiącej tresurze. Tak oto zostałem wyróżniony i co jakiś czas celowy Szatan, otwierając
swoją szafeczkę nad pryczą, gdzie leżały stosy zabranych papierosów, rzucał mnie również
jednego: Zajarz sobie szluga, małolat! Nocami wcale nie ukrywał przede mną tego tajem- [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl