• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    nym. O naszym najbardziej intymnym życiu. Po prostu
    nie mogłabym!
    - Nie  z kim innym", tylko z lekarzem - powie�
    dział. - Z psychiatrą.
    - Myślisz, że jestem nienormalna! - Jessica była
    nieszczęśliwa. Danny próbował ją objąć, ale odsunęła
    się od niego.
    - Nie jesteś nienormalna - zaprzeczył. - Ale masz...
    mamy... problem.
    - Wiele kobiet jest na początku zdenerwowanych.
    - Zdenerwowanych, Jessico. Nie przerażonych.
    Kochanie, jestem tylko człowiekiem. Nie mogę żyć tak
    dalej, pragnąc cię, wiedząc, że jesteś moją żoną, ale nie
    mogąc cię mieć. Jestem napięty jak struna gitary.
    - Czy chcesz pójść... - omal nie zakrztusiła się
    własnymi słowami - do jednej z... takich kobiet?
    Złapał ją za ramiona i przysunął twarz do jej twarzy.
    - Nie. Nie chcę innej kobiety, chcę ciebie. Chcę
    poznać moją żonę tak, jak to jest w małżeństwie. Moją
    żonę, Jessico!
    - Ja też tego chcę - powiedziała. - Naprawdę chcę
    być twoją żoną także i w tym sensie. Nie wiem,
    dlaczego się boję. Przecież nie boję się ciebie. Kocham
    cię.
    - Nie rozumiesz? - prosił. - Właśnie to mam na
    myśli. Ten lęk nie jest normalny: nie taki lęk, tak
    intensywny. Psychiatra mógłby ci pomóc zrozumieć,
    czego i dlaczego się boisz. Widziałem, jak w czasie
    wojny skutecznie zajmowali się przypadkami psycho�
    zy wojennej.
    Odsunęła się od niego gwałtownie.
    - Twoim zdaniem jestem nienormalna. Chciałbyś
    mnie zamknąć w domu wariatów. - Wpadła w his�
    terię, zapomniała o logice. - Chcesz przejąć kontrolę
    nad bankiem i pieniędzmi.
    TAJEMNICA " 137
    Jego głos przypominał warczenie gniewnego psa.
    - Jedyne miejsce, w którym chciałbym cię za�
    mknąć, pani Bannerson, to moja sypialnia. Jesteśmy
    małżeństwem od trzech miesięcy, a ja nawet jeden raz
    nie widziałem cię nagiej.
    Jego słowa zabolały.
    - Przepraszam - powiedziała szybko. - Nie chcia�
    łam cię urazić.
    Danny odwrócił się i uderzył pięścią w blat toaletki.
    - Cholera jasna! Jak możesz mówić o pieniądzach?!
    Mam w nosie twoje pieniądze. Chcę ciebie, Jessico,
    i nic więcej. Mąż ma prawo... Niektórzy mężczyzni
    zaspokoiliby już swoje pragnienie siłą.
    - Czy tego chcesz?
    - Och, nie, żadne z nas nie miałoby z tego żadnej
    przyjemności. Ale nie możemy po prostu czekać i mieć
    nadzieję, skoro nic się nie zmienia, bo to ja skończę
    w domu wariatów. Możemy znalezć lekarza. Na
    pewno jest jakiś w Houston.
    - Nie mogę iść do psychiatry, lekarza od wariatów.
    Wiesz, co by wszyscy powiedzieli. Zaczęliby w panice
    wycofywać wkłady z banku.
    - Do diabła z tym cholernym bankiem! - krzy�
    knął.
    Jessica była tak oszołomiona, jakby ją uderzył.
    - Ten bank to moje życie!
    - Vanesso! Vanesso!
    Jej spojrzenie, gdy już otworzyła oczy, było nie�
    przytomne, ale po chwili twarz Taylora stała się
    wyrazniejsza. Widząc, że wraca jej świadomość czasu
    i miejsca, Taylor przysunął się jak mógł najbliżej i objął
    ją ramionami. Strach wciąż trzymał ją w swojej mocy,
    z trudem łapała oddech, a serce biło mocno.
    - Już dobrze - szepnął Taylor. - Już wszystko
    w porządku.
    138 " TAJEMNICA
    Powoli oddech Vanessy uspokajał się, serce zwal�
    niało swój szaleńczy rytm. Taylor rozluznił uścisk
    i położył się obok. Jej głowa zsunęła się ku natural�
    nemu zagłębieniu ramienia Taylora. Vanessa zamknę�
    ła oczy i odetchnęła głęboko.
    - Myślałam, że to już się skończyło. %7łe ona... on...
    oni?... dali spokój.
    Ponad tydzień minął od wizyty u Maggie O'Malley.
    Koszmar powrócił po raz pierwszy od tamtego dnia.
    Napięcie w głosie Vanessy zdradzało jej zdenerwowanie.
    - Myślałam, że nasz duch zrozumiał, że doszliśmy tak
    daleko, jak mogliśmy, że nie mamy innych wskazó�
    wek. - Jęknęła. - Nie mamy już gdzie szukać odpowie�
    dzi na nasze pytania. Miałam nadzieję, że dalami spokój.
    Dowiedzieli się, że szeryf prowadzący sprawę śmie�
    rci O'Malleya nie żyje od dwudziestu lat, a oficjalne
    akta spraw sprzed 1 970 roku zostały zniszczone.
    - Czy to znowu ten sam sen? - spytał Taylor.
    - Tak, tylko bardziej szczegółowy. Za każdym
    razem widzę trochę więcej. - Obróciła głowę, by spo�
    jrzeć na Taylora. - We śnie krzyczałam. Czy...?
    - Nie. Rzucałaś się tylko jak ryba wyjęta z wody.
    - Próbowałam uciec.
    - Przed czym?
    - Ciągle nie wiem. To tylko ciemny kształt. Wszyst�
    ko poza tym staje się coraz wyrazniejsze: zapach róż,
    firanki w oknach, bicie zegara, brzęczenie pszczół.
    - Zamknęła oczy i schowała twarz na jego piersi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkadziecka.xlx.pl