-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rium podsunęli pomysł, żebym zrobił to samo, by pomóc mu przełamać stres.
Nie zastanawiałem się, chciałem pomóc. Miałem zadzwonić, żeby zniszczyli
próbkę, ałe jakoś wypadło mi to z głowy. Aż do chwili, gdy zrobiło się już za
pózno - dokończył.
Słuchała w milczeniu. Serce waliło jej jak młotem. Rzeczywistość wydawała
siÄ™ nieprawdopodobna.
- Gdy usłyszałem, co się stało - ciągnął Kane, podnosząc na nią wzrok - my-
ślałem, że zwariuję. Wiedziałem, że nie uspokoję się, póki nie dowiem się, kto
urodzi moje dziecko. I okazało się, że to ty...
Nie mogła znieść jego wzroku, pełnego napięcia. Zaczęła nalewać kawę.
- Maggie, dlaczego zdecydowałaś się na sztuczne zapłodnienie? - zapytał
miękko.
R
L
T
Zamarła w pół ruchu. Zmusiła się, by się opanować.
- Bo bardzo chciałam mieć dziecko - odparła chłodno.
- Ale nie zamierzałam wychodzić ponownie za mąż tylko z tego powodu.
Podała mu kawę, sama upiła łyk. Kane pewnie nie pochwalał jej poglądów,
jednak powstrzymał się od komentarza. Ona też nie próbowała wdawać się w
szczegóły.
- A co na to twoja rodzina? - zapytał.
- Nie mam nikogo - odparła. - Moi rodzice nie żyją. Jestem tylko ja i dziec-
ko.
Uśmiechnął się lekko.
- Tylko ty i dziecko - powtórzył cicho. - A teraz jeszcze ja.
Nie odezwała się. Co mogłaby powiedzieć? %7łe dla niego nie przewidziała
miejsca? %7łe to tylko przypadkowe zrządzenie losu? Nie, nie zdobędzie się na to,
choć to przecież prawda.
- No dobrze - zagadnął rzeczowo, zmieniając ton. - W poniedziałek wybie-
rzemy się do kliniki i sprawdzimy, czy nasze przypuszczenia są słuszne. Mam
jednak przeczucie, że się nie mylimy. Prawda?
Chciała odpowiedzieć, ale Kane już zsunął się ze stołka i zaczął przemierzać
pokój, całkowicie pochłonięty planowaniem przyszłości.
- Zrezygnujesz z pracy i przeniesiesz do ślicznego mieszkania w moim blo-
ku. Jest jedno wolne, piętro niżej. Wynajmę firmę przewozową, wszystkim się
zajmÄ….
R
L
T
Machnął ręką w stronę kartonów.
- Nie chcę, żebyś się szarpała. Wiesz, trzeba też znalezć kogoś, kto będzie z
tobą w dzień. Na wszelki wypadek. Może potem ta osoba zajmie się dzieckiem.
Jednocześnie będziemy szukać dla ciebie domku w spokojnej dzielnicy.
Zamrugała gwałtownie. To ona odkłada każdy grosz i wszystkiego sobie
odmawia, a on roztacza przed nią bajkowe wizje. Niesamowite... Zaparło jej
dech. Kane zatrzymał się i popatrzył na nią z szerokim uśmiechem.
- Przecież oboje chcemy jak najlepiej dla dziecka. Od tej pory tylko tym się
musimy kierować.
Oczywiście. Dziecko jest najważniejsze. Nie mogła się z tym nie zgodzić.
Odwróciła się i zamknęła oczy. Może Kane ma rację. Sama nie była w stanie za-
pewnić maleństwu tego co on. Może więc lepiej nie protestować?
- Pewnie potrzebne ci będą ubrania ciążowe, prawda? Mam też znajomego
położnika. Od razu umówię cię na wizytę kontrolną.
Wszystko zaplanował. Jak łatwo byłoby zdać się na niego. Niech decyduje,
płaci rachunki, urządza. A ona przestanie się zadręczać, odetchnie pełną piersią i
o nic nie będzie się martwić.
Nieoczekiwanie ujrzała przed oczami twarz Toma. Zimne oczy mierzące ją
wzrokiem pełnym potępienia, usta zaciśnięte w wąską linię. Wzdrygnęła się.
Popatrzyła na Kane'a. Był zupełnie inny. Wyjątkowo przystojny i ujmująco miły.
Chciał jak najlepiej dla niej i dla dziecka - nie miała wątpliwości.
- Proszę. - Kane położył na blacie książeczkę czekową i wypisał czek. - To
powinno wystarczyć na pierwsze wydatki. - Wyrwał blankiet i podał go Maggie
R
L
T
z radosnym błyskiem w oczach. - Rozchmurz się, Maggie. Zobaczysz, będzie
wspaniale.
Zaschło jej w gardle. Zerknęła na czek. Opiewał na sumę większą od jej
miesięcznej pensji. Z trudem opanowała drżenie, zmuszając się do zachowania
spokoju. Przydała się zawodowa praktyka. Za nic nie mogła pozwolić, by sytu-
acja znowu wymknęła się jej z rąk. By jeszcze raz przeżyła to co z Tomem.
Popatrzyła mu prosto w oczy. Próbowała się uśmiechnąć.
- Nie - powiedziała. - Nie mogę. - Przedarła czek na dwie części.
Na twarzy Kane'a odmalowało się bezgraniczne zdumienie. Z niedowierza-
niem popatrzył na podarty czek, potrząsnął głową.
- Maggie, o co chodzi? - zapytał gwałtownie.
Nabrała powietrza.
- Czy choć przez chwilę pomyślałeś, że próbujesz w to wejść trochę za
pózno? Nie jestem w ciąży od wczoraj - mówiła drżącym głosem.
Ciepły uśmiech Kane'a zgasł.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Kane, ja żyję tym od pięciu miesięcy, a ty nagle uznajesz, że to twoja
sprawa i przejmujesz kontrolę. Tak po prostu. - Na początku głos jej się łamał,
ale wzięła się w garść. - Teraz ma być tak, jak ty chcesz. Uważasz, że masz do
tego prawo?
Nadal był zdumiony.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkadziecka.xlx.pl